Dyskusja użytkownika:Mystheria

Z Taern Wiki
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Prolog Miejskie legendy. Liczne niczym gwiazdy na niebie, są swego rodzaju odzwierciedleniem ludzkich fantazji. Na przykład: założenie, że żaden człowiek nigdy nie dotarł na księżyc. Albo: konspiracyjne grafiki wolnomularzy zdobiące dolarowe banknoty. Czy też Eksperyment Filadelfijski i rzekoma podróż w czasie Lub istnienie schronu przeciwatomowego umieszczonego gdzieś na trasie linii Chiyoda, Strefa 51, incydent w Roswell i tak dalej, i tak dalej... Miejskich legend jest doprawdy bez liku. Przyglądając się im, można zauważyć pewne łączące je cechy. Dokładniej rzecz ujmując... rodzą się one w wyobraźni człowieka: "Byłoby interesująco, gdyby okazało się, że to prawda". Jednak nie ma dymu bez ognia. Takie wyssane z palca historie ostatecznie zamieniają się w plotki i, roznosząc się w mgnieniu oka, stają się coraz bardziej wyolbrzymione. To właśnie one wywierają znaczący wpływ na proces kształtowania się miejskich legend. Podsumowując, większość z nich to zwyczajne brednie. Nic innego, jak tylko pobożne życzenia. Nikogo jednak nie można winić za takie bujanie w obłokach. To nic nadzwyczajnego. Od niepamiętnych czasów człowiek wybierał raczej to, co pewne, niż to, co przypadkowe. Nie wierzył, że mógł być po prostu produktem ubocznym zachodzących w kosmosie reakcji. Prawda go nie zadowalała, wolał upierać się, że stworzyła go jakaś nadprzyrodzona siła, planując wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Świat nie wydawał się ludziom chaotyczny, był dla nich całkowicie uporządkowany. Stworzyli koncept wszechmogącej istoty, która pociągała za wszystkie sznurki i która nadała sens ich skomplikowanej i irracjonalnej rzeczywistości. A przynajmniej życzyliby sobie, żeby tak było. Ogólnie rzecz biorąc, takie najskrytsze pragnienia często dają początek miejskim legendom. Przejdźmy dalej. Choć niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę, z oceanu tych pozornie prawdopodobnych informacji można wyłowić także opowieści oparte na faktach. Nie oznacza to bynajmniej, że wspomniane wcześniej przykłady są autentyczne. Początki niektórych legend mogą prowadzić do wielu różnych źródeł, przez co niekiedy trudno jest oszacować, która z nich jest prawdziwa, a która to zwykła bajka. Ot, choćby plotka opisująca niecodzienne, nadnaturalne wręcz wydarzenia również mogła stać się miejską legendą. Lecz oto jedna z nich. Uznawana w środowisku internautów za dość wiarygodną, dotyczyła gracza znanego pod pseudonimem "[ ]". Zajmował pierwsze miejsca w rankingach ponad dwustu osiemdziesięciu różnych gier, ustanawiał rekordy, których nikt jeszcze nie zdołał pobić. Za jego przydomek służył pusty nawias. Pewnie myślisz sobie, że to niemożliwe? Wszyscy tak myśleli. Wyjaśnienie było dla nich bardzo proste. Zakładali, że była to sprawka jednego z producentów gier, który, chcąc pozostać anonimowym, nie wpisał swojej nazwy użytkownika. Teoria w mig zdobyła popularność w sieci. Społeczność uznała zatem, że gracz o pustym loginie po prostu nie istnieje. Co ciekawe, tu i ówdzie pojawiały się osoby, które twierdziły, że miały okazję zmierzyć się z tajemniczym graczem. Mówili, że... był niepokonany. Mówili, że... wygrał potyczkę z programem szachowym, którego nie umieli pokonać nawet arcymistrzowie. Mówili, że,. wypracował unikalny styl gry. Nikt nie potrafił przewidzieć jego kolejnego ruchu. Mówili, że... zwyciężał nawet z osobami korzystającymi z pomocy toolsetów lub cheatów. Mówili, mówili, mówili... Każdy, kto choć trochę zainteresował się tą zagadkową postacią próbował dowiedzieć się na jej temat czegoś więcej. Nie było to trudne. Jeżeli w rankingach gier konsolowych, pecetowych czy przeglądarkowych jakaś osoba figurowała jako najlepsza z najlepszych, musiała posiadać tam ważne konto. Uzyskane przez nią wyniki można było bez przeszkód sprawdzić w Internecie. "To niemożliwe, żeby ktoś taki w ogóle istniał...". Wielu drwiło z niego w ten sposób. Gdy jednak przeglądali listy najlepszych graczy, oczy o mało nie wychodziły im z orbit. Nie było jednak cienia wątpliwości, że gość posługujący się nickiem "[ ]" istnieje naprawdę. Co więcej, widniał jako aktywny użytkownik na wszystkich portalach społecznościowych oraz grał na każdej z istniejących konsol. Jego wyniki były imponujące. Liczba jego osiągnięć mogła przyprawić o zawrót głowy. Stał się niepokonany. Nigdy jeszcze nie przegrał żadnego pojedynku. Internauci byli coraz bardziej zdezorientowani. Historia, choć oparta na faktach, wydawała im się coraz bardziej nierealna. Domysłów było wiele. Jedni sądzili, że to haker usuwający niekorzystne dla niego dane o porażkach. Inni podejrzewali, że była to zorganizowana grupa, która wcielała w swoje szeregi jedynie najzdolniejszych, wysokopoziomowych graczy. Tak narodziła się kolejna z miejskich legend. Na człowieku kryjącym się pod pseudonimem "[ ]" także ciążyła pewna odpowiedzialność; to przecież od niego wszystko się zaczęło. Chociaż konta w licznych grach pozwalały mu na prowadzenie rozmów z innymi użytkownikami, ani razu nie pojawił się na czacie. Nie zdradzał żadnych informacji na swój temat, pozostawał całkowicie anonimowy. Wiadomo było tylko, że jest Japończykiem. Nikt nie miał okazji osobiście poznać "[ ]", co było głównym powodem, dla którego jego historia prędko urosła do rangi miejskiej legendy. A zatem. Poznajmy go. Prawdziwego czempiona zajmującego pierwsze miejsca w światowych rankingach ponad dwustu osiemdziesięciu najróżniejszych gier. Mitycznego gracza, który ustanowił niepobite do tej pory rekordy. Poznajmy prawdziwą tożsamość "[ ]". ♦ ♦ ♦ Aaa! Umieram zaraz umrę... Ech, padłem... Pomóż mi... Prędko! Res, res! - Czekaj... Niezbyt dobrze kontroluję myszki nogami... Z dwiema sobie nie poradzę... Dobra, dobra Dajesz! Res, res! O, siostrzyczko... Ale jesteś przebiegła! Nie jadłem nic od trzech dni, a ty wsuwasz makaron instant? Do tego w czasie walki'! - Może też coś przegryziesz? Może "Calorie Mate"? Tylko burżuje jedzą takie rzeczy! Nie tknę tego! Wskrześ mnie w końcu - Uff... już, już. Postać na ekranie ożyła przy akompaniamencie melodyjnych efektów dźwiękowych. - O tym mówię! Sankju. A właśnie, która godzina?

- Eee... Ósma wieczorem.

- Mamy poranek, znaczy się? Ciekawie to ujęłaś. Dobra, a dzień? - Moment... Jeden, dwa... cztery pudełka po makaronie. Widzi mi się, że będzie czwarty z kolei... Źle mnie zrozumiałaś. Nie pytałem, ile nocy zarwaliśmy, tylko o dzisiejszą datę. Który dzisiaj? I jakiego miesiąca? - Jesteś NEET-em, ma to dla ciebie jakieś znaczenie? Owszem, ma! Chcę wiedzieć, kiedy w sieciówkach organizowane są specjalne wydarzenia albo turnieje! Chłopak i młoda dziewczynka kochali gry internetowe. Dyskutowali, nawet na siebie nie spoglądając. Pokój, w którym się znajdowali, był całkiem sporych rozmiarów, miał około dwudziestu pięciu metrów kwadratowych. Większość przestrzeni zajmowały różnego rodzaju konsole do gier i osiem połączonych ze sobą komputerów - po cztery na osobę. Okablowanie pecetów przykrywało znaczną część podłogi, przez co przywodziła ona na myśl jakieś skomplikowane dzieło sztuki nowoczesnej. Wszędzie walały się otwarte pudełka od gier, plastikowe butelki oraz racje żywnościowe, jak lubili nazywać makarony instant. Wszystko to sprawiało, że pomieszczenie wydawało się dużo mniejsze, niż było w rzeczywistości. Monitory LED o krótkim czasie reakcji, odpowiednie dla graczy, emanowały delikatnym światłem. Przez okienne zasłony do wewnątrz nie trafiało zbyt wiele światła. Rozmawiali dalej. - Nie będziesz szukać pracy? - Masz dzisiaj szkołę, nie wybierasz się? - ... - ... Nikt nie pisnął już ani słówka. Starszy brat, Sora, liczył sobie osiemnaście lat. Bezrobotny prawiczek, nigdy nie miał powodzenia u dziewczyn. Dotknięty zaburzeniami komunikacji werbalnej. Był uzależniony od gier . Nosił dżinsy i, koszulkę z krótkim rękawem, jego czarne włosy były w kompletnym nieładzie. Wyglądał jak encyklopedyczny przykład hikikomori. Jego młodsza siostra, Shiro, miała lat jedenaście. Nie uczęszczała na żadne szkolne zajęcia, nie miała przyjaciół, bywała niejednokrotnie dręczona przez swoich rówieśników. Cierpiała z powodu antropofobii. Również stała się uzależniona od komputerowej rozrywki. Miała długie i mocne, choć zaniedbane włosy, które zakrywały znaczną część jej twarzy. Ich kolor, w przeciwieństwie do czupryny jej brata, był biały, przez co niektórzy poddawali w wątpliwość fakt, że tych dwoje łączyło pokrewieństwo. Nosiła marynarski mundurek, lecz nie pokazała się w nim poza domem od dnia, kiedy zmieniła szkołę. To oni wspólnie tworzyli "[ ]" - kuuhaku, Wyraz ten oznaczał pustą przestrzeń i był odczytaniem zestawionych znaków kanji, którymi Sora oraz Shiro zapisywali swoje imiona. Gdyby ktokolwiek poznał ich prawdziwą historię, zapewne w dalszym ciągu wolałby wierzyć w którąś z zasłyszanych wcześniej plotek, przez co opowieść o "[ ]" mogłaby trwać nieskończenie jako jedna z miejskich legend. ♦ ♦ ♦ Wiemy już, w jaki sposób powstają miejskie legendy. Podsumowując, jak zostało to już wcześniej wspomniane, rodzą się one z ludzkich pragnień i niemożliwych do zrealizowania marzeń. Świat jest: chaotyczny, niedorzeczny, absurdalny. Nie istnieje w nim nic pewnego. Jest pozbawiony sensu. Wszystko jest jedynie dziełem przypadku. Nie ma zatem większego znaczenia, czy ktoś zdawał sobie z tego sprawę, czy też starał się nie dopuszczać do siebie prawdy o otaczającej go rzeczywistości; każdy człowiek pragnie, by życie było choć trochę bardziej interesujące. Takie fantazje dają początek niesamowitym historiom. Co powiecie na to, żebyśmy nadali trochę barw naszej nudnej codzienności? Mówiąc wprost, rzućmy okiem na tę zupełnie nową miejską legendę. Zacznijmy zatem od następujących słów, od treści. Formę zostawmy sobie na później. "Czy ta plotka nie brzmi znajomo?" Podobno wszyscy najbardziej utalentowani gracze na całym świecie, pewnego dnia otrzymają mail. Znajdą w nim krótką, enigmatyczną wiadomość oraz zaproszenie do gry w postaci prowadzącego do niej adresu URL. Jeżeli komuś uda się wygrać... ♦ ♦ ♦ Ja wymiękam... idę się położyć. - Moment! Nie możesz teraz przerwać, kto będzie nas leczył? - Hej, przecież sobie poradzisz. - Tak, teoretycznie tak, ale mam pełne ręce roboty, kieruję dwoma postaciami naraz! Jeśli zostawisz mnie samego, twoje będę musiał kontrolować nogami! - Daaa-jesz! - Shiro, proszę" Zaczekaj chwilę" Jeżeli pójdziesz teraz spać, wszyscy zginiemy... no dobra, zginę marnie! Ech... niech będzie Widzę, że nie pozostawiasz mi wyboru. Przekonajmy się, co z tęgo wyjdzie! Dziewczynka policzyła puste pudełka po błyskawicznych daniach z makaronem Było ich pięć co oznaczało, że rodzeństwo było na nogach już przez pięć dni. Nie zważając na zawiedzionego, wciąż jednak pełnego determinacji brata, Shiro ułożyła głowę na jednej z konsol i spróbowała zasnąć. Wtem usłyszeli: *ding!* Był to sygnał powiadamiający o nowej wiadomości w skrzynce poczty elektronicznej. - Słyszałeś? Przyszedł mail. - Pewnie chciałabyś, żebym go jeszcze przeczytał, co? Patrzę na cztery ekrany, kontroluję tyle samo postaci. Nie dam rady - rzucił od niechcenia Sora. Z niesłychaną zręcznością operował myszkami, używając do tego zarówno rąk, jak i nóg. W pojedynkę sterował całą drużyną, wykonując tysiące ruchów na minutę. -To pewnie tylko reklamy, olej to! - A może to od... jakiegoś przyjaciela? - Niby czyjego? - Twojego. - Cha, cha! Zabawne. Czyżbym słyszał w twoim głosie nutkę ironii? Ranisz me serce, kochana siostrzyczko. Przecież wiesz, że nie jest zaadresowany do mnie... Domyśl się dlaczego... - Dobra. W takim razie to musi być jakaś reklama. Poza tym miałaś się kłaść! Jak masz spać, to śpij! Jeśli nie idziesz do łóżka, to mi pomóż! Aaa! A, umieram! Umieram! Powtórzmy wszystko jeszcze raz. Starszy brat, Sora był osiemnastoletnim bezrobotnym, maniakiem gier komputerowych. Był też prawiczkiem, a koleżanki nigdy za nim nie przepadały. Dziewczyny nie miał, zapewne z powodu problemów z komunikacją. Ba, nie posiadał nawet żadnych znajomych, choć w żadnym wypadku nie było to powodem do dumy. Nie był kandydatem na kogoś, kto mógłby ot tak otrzymać maila od kumpla. Tego typu absurdalna teoria była nie do przyjęcia. To samo dotyczyło jego młodszej siostry, Shiro! -Ech.. Tylko zawracają nam głowę. - Dziewczyna wszelkimi siłami starała się zachować przytomność. Podniosła się. Jeżeli wiadomość okaże się jedynie reklamą, nie będzie żadnego problemu. A jeśli to materiał promocyjny, który miał wylansować jakąś nową grę? Obok takiego maila nie mogłaby przejść obojętnie. -Yyy, widziałeś gdzieś... tablet? - Na godzinie trzeciej. Druga sterta płyt z grami erotycznymi. Leży pod czwartym pudełkiem, licząc od góry. Och! Zaraz dostanę skurczu w nodze! - Ignorując zawodzącego brata, Shiro ruszyła na poszukiwanie tabletu. Jest! Zapewne zastanawiasz się teraz, do czego hikikomori i NEET-om potrzebne jest takie urządzenie? To naprawdę bezsensowne pytanie. Odpowiedź jest oczywista - do grania. Rodzeństwo używało go jednak także do innych celów. Sora i Shiro cisnęli w setki różnych gier, co wymagało dostępu do całego mnóstwa kont poczty elektronicznej. Zamiast odbierać maile na pecetach, które służyły im wyłącznie do zabawy, odczytywali je właśnie na tablecie. Korzystali z ponad trzydziestu różnych adresów. Wyglądało na to, że albo są bardzo zaradni... albo głupi. - Dźwięk powiadomienia brzmiał: ding! To chyba trzeci główny mail... Zdaje się, że to ten, co? - Shiro miała niesamowitą pamięć. Błyskawicznie udało jej się odszukać nową wiadomość. Sora doskonale radził sobie z kontrolowaniem czterech postaci naraz. Stawał w szranki z innymi graczami, co chwila wznosząc triumfalne okrzyki. Dziewczynka odwróciła się do niego plecami i spojrzała na ekran laptopa. "Masz jedną nową wiadomość. Tytuł: Moi kochani "[ ]"." - Hm? - Przekrzywiła głowę. Mimo, że "[ ]", czyli Sora i Shiro nie mieli przyjaciół, maile do nich zaadresowane nie należały do rzadkości. Regularnie przychodziło do nich sporo zaproszeń na przeróżne turnieje czy inne wydarzenia związane z grami. Również wszyscy gracze, którzy chcieli się z nimi zmierzyć, często wyzywali ich na pojedynek. - Ej... - Nie znasz litości, moja ukochana siostrzyczko. Powiedziałaś mi, że idziesz spać, zostawiłaś mnie samiutkiego jak palec. Nie widzisz, że jestem tu uwiązany? Czego ode mnie chcesz? - Patrz... - Shiro puściła mimo uszu ironiczny komentarz brata i obróciła w jego stronę ekran tabletu. - E... co to ma być? - Niecodzienna wiadomość przykuła jego uwagę.

- Sejwuję. Okej. Sprawdzam drop. Zrobione.

Sora upewnił się, że stan gry został poprawnie zapisany, i wyłączył program, przy którym spędził pięć ostatnich dni. Odpalił na pececie menedżera poczty elektronicznej. - Jakim cudem wiedzą, kim jesteśmy? powiedział zmieszany. Chłopak zdawał sobie sprawę z krążących w Internecie plotek, które zakładały, że "[ ]" to grupa kilkunastu osób. Jednak treść maila była zastanawiająca. Był tam załączony adres URL i jedno tajemnicze pytanie: Drogie rodzeństwo, czy nie odnieśliście kiedyś wrażenia, że urodziliście się nie w tej rzeczywistości, w której powinniście?". - Co to za cholerstwo? Zdanie było trochę... nie, było bardzo dziwne. Nigdy wcześniej nie widział adresu podanego w wiadomości. Zazwyczaj kończyły się one jakąś domeną, na przykład ".jp". Przy tym nie było żadnej. Prowadził do konkretnej strony internetowej, a dokładniej - do jakiejś gry. - Co robimy? - zapytała znudzona Shiro. Tak czy owak, mail od kogoś, kto poznał ich tajemnicę, musiał bardzo zaintrygować dziewczynkę. W przeciwnym razie na powrót położyłaby głowę na konsoli i spróbowała zasnąć. Pozwoliła mu podjąć decyzję. To była jego działka. - Wydaje ci się, że możesz nas podejść, co? Nawet jeśli to tylko blef, może okazać się całkiem przyjemną zabawą. Sora podjął decyzję. Chcąc ochronić komputer przed szkodliwym oprogramowaniem, włączył antywirusa i kliknął w link. Na ekranie pojawiła się plansza do gry w szachy - Dobranoc... - rzuciła Shiro, ziewnąwszy przeciągle. - Czekaj, czekaj. Moment. To wyzwanie dla "[ ]". Dla nas. Jeżeli przeciwnik używa jakiegoś zaawansowanego softu, sam mógłbym sobie z nim nie poradzić - młodzieniec próbował powstrzymać siostrę przed położeniem się do spania. - Chcesz.., grać? Teraz? - Mhm... wyobrażam sobie, co czujesz, ale wiesz... Shiro dawno zaczęta tracić zainteresowanie szachami. Zaraz po tym, jak dwadzieścia razy pod rząd pokonała program, z którym nie mogli poradzić sobie nawet najzdolniejsi arcymistrzowie. Chłopak rozumiał, dlaczego jego siostra nie tryskała radością na myśl o wspólnej rozgrywce. - Nie możemy dostać batów. "[ ]" zawsze wygrywa. Zostań ze mną jeszcze przez chwilę. Przekonajmy się chociaż, jak dobry jest nasz oponent. -Ech... w porządku. Chłopak przygotował się do potyczki. Wykonał pierwszy ruch. Drugi. Siostra przyglądała mu się z obojętnym wyrazem twarzy. Nie, była po prostu bardzo śpiąca. Kołysała się w przód i w tył, jak gdyby wiosłowała na łodzi. Piąty ruch. Przy dziesiątym dziewczynka szeroko wytrzeszczyła zaspane oczy. - Hę? Kim jest ten koleś? - Zerwała się na równe nogi. Sora wyglądał na zakłopotanego. - Wstawaj, zmieniamy się. Chłopak podniósł się bez słowa. Shiro doszła do wniosku, że jej brat utknął W martwym punkcie. Zrozumiała, że natrafili na godnego przeciwnika, który bez przeszkód mógł mierzyć się z najlepszą zawodniczką na świecie. Zajęła: miejsce na fotelu i zaczęła planować kolejne posunięcia. Szachy były dwuosobową grą o sumie stałej i ograniczonej liczbie ruchów. Obowiązujące w niej zasady wymagały logicznego, strategicznego myślenia, co sprawiało, że żadna z wygranych nie była dziełem przypadku. Można by pokusić się o stwierdzenie, że istniał przepis na pewne zwycięstwo, lecz była to oczywiście czysta teoria. Mowa tu bowiem o umiejętności przewidzenia i przeanalizowania niebotycznej liczby 10 do potęgi 120 prawdopodobnych konfiguracji, w jakich mogły znaleźć się bierki w trakcie pojedynczej partii. W rzeczywistości nikt nie potrafiłby tego dokonać. Shiro miała jednak odmienne zdanie na ten temat. Twierdziła, że jedyne, co trzeba było zrobić, to zapamiętać 10120 możliwych wariantów. Udało jej się wszakże ograć najlepszy na świecie program szachowy dwadzieścia razy pod rząd. Osoba, która rozpoczynała potyczkę, bez problemu była w stanie pokonać swojego rywala; wystarczyło, że odpowiednio przemyślała swój pierwszy ruch. Jej przeciwnik mógł wtedy co najwyżej zremisować - przynajmniej hipotetycznie. Dziewczynka udowodniła, że było inaczej. Wygrała dwadzieścia razy z programem, który w ciągu sekundy potrafił przewidzieć dwa miliony prawdopodobnych posunięć gracza. Bez względu na to, czy zaczynała jako pierwsza, czy druga. - Niemożliwe... - Shiro wybałuszyła oczy ze zdziwienia. Sora miał przeczucie, że coś było nie tak. - Spokojnie. Grasz przeciwko człowiekowi. -Co? - Program zawsze działa najefektywniej, jak to tylko możliwe. Nie potrzebuje spokoju, by móc się skupić, działa wyłącznie według zaprogramowanych w nim strategii. Dlatego właśnie jesteś w stanie z nim wygrać, ale on... - chłopak wskazał palcem na ekran - specjalnie wykonał zły ruch. Bawi się z tobą. Pomyślałaś, że to błąd softu. Dałaś się nabrać. - Uch... - Dziewczyna nie miała nic do powiedzenia. W szachach... nie, nie tylko w szachach, w większości gier była zdecydowanie lepsza od swojego brata. Była wybitnym graczem. Z drugiej strony, gdy trzeba było polegać na własnym instynkcie, odgadnąć intencje przeciwnika lub umiejętni nim manipulować, Sora nie miał sobie równych. Wszystko to sprawiało, że jako duet byli niepokonani. - Opanuj się, wszystko gra. Jeżeli nie walczysz przeciw programowi, nie ma możliwości, żebyś przegrała. Nie daj się sprowokować. Przyjrzę się jego taktyce, uprzedzę cię, jeżeli spróbuje jakichś sztuczek. Wyluzuj. Ooo-kej... Postaram się. To właśnie było to. W taki sposób działał "[ ]", gracz zajmujący pierwsze miejsce w światowych rankingach wielu różnorodnych gier. ♦ ♦ ♦ Rozgrywka nie miała ustalonego limitu czasowego i trwa już ponad sześć godzin. Zmęczenie spowodowane zarwaniem czterech ostatnich nocy ustało natychmiast, gdy mózgi Sory i Shiro zaczęły wytwarzać ogromne ilości dopaminy i adrenaliny. Byli skoncentrowani do granic możliwości. Mieli wrażenie, że partia szachów trwała dużo dłużej, niż w rzeczywistości - wydawało im się, że spędzili przy niej co najmniej kilka dni. Nadeszła decydująca chwila. Z głośników dobiegł ich mechaniczny głos: "Szach-mat". Zwyciężyli. Nastała długa cisza. - Uuufff... - Z głośnym westchnieniem wypuścili wstrzymywane w płucach powietrze. Potyczka była tak wymagająca, że prawie zapomnieli o oddychaniu. Po chwili oboje wybuchnęli śmiechem. - Nieźle, nieźle... Jestem pod wrażeniem... Dawno się tak nie namęczyłam. - Cha, cha! Pierwszy raz widziałem, jak jakaś gra sprawia ci trudność. - A niech mnie. Myślisz, że to naprawdę był człowiek? - Bez dwóch zdań. Zawahał się, kiedy nie dałaś się sprowokować i nie wpadłaś w zastawianą przez niego pułapkę. Jeśli to nie człowiek, to z pewnością jakiś potwór. Geniusz, jak i ty. - Ciekawe, kto to... - Shiro, która rozgromiła soft, pokonujący szachowych arcymistrzów, zastanawiała się nad tożsamością swojego przeciwnika. - Może to jakiś grandmaster? Programy są bardzo precyzyjne. Ludzie są od nich znacznie mniej przewidywalni. - Mówisz? Jeśli tak... następnym razem chętnie sprawdziłabym się w shougi... najlepiej z jakimś mistrzem. - Ciekawe, czy któryś z nich w ogóle grywa w Internecie? Dobra, dobra! Będziemy myśleć! Uśmiechali się szeroko. Byli w stanie radosnego upojenia, za sprawą endorfin, które wydzieliły się po wygranym starciu. Nagle po raz kolejny usłyszeli sygnał powiadomienia: *Ding!* Nowy mail. - To pewnie ten koleś, nie? No dalej, sprawdź. - Okej, okej. I tym razem wiadomość nie była długa: "Wspaniała robota. Życie musi być trudne, kiedy posiada się tak niesamowite umiejętności, prawda?". Jedno pytanie. Nic więcej. Rodzeństwo zamarło. Siedząc w mroku, wpatrywali się w ekran LED, na którym jeszcze przed chwilą toczyła się ciężka bitwa. Za ich plecami buczały wentylatory pecetów i konsol. Podłogę przykrywały niezliczone zwoje kabli, porozrzucane tu i ówdzie ubrania oraz stosy śmieci. Nieprzepuszczające słonecznego światła okienne zasłony sprawiały, że Sora i Shiro dawno już stracili poczucie czasu. Oddzieleni od świata, żyjący w dusznym, zagraconym pokoju. To był ich cały świat. Siedzieli tak zamyśleni, w ponurych nastrojach. Nieprzyjemne wspomnienia powróciły. Sora od najmłodszych lat uznawany był za niezbyt błyskotliwego, bardzo przeciętnego chłopca. Posiadał jednak dar, który pozwalał mu bezbłędnie odczytywać zamierzenia innych. Shiro natomiast, już jako malutka dziewczynka, była niesamowicie inteligentna. To, oraz jej śnieżnobiałe włosy i czerwone źrenice sprawiały, że wszystkim wydawała się obca. Rodzeństwo, odrzucone nawet przez własnych rodziców, ostatecznie zamknęło się na wszystkich wokół. Ich przeszłości... nie, nie przeszłości. Ich codziennego życia w żadnym wypadku nie można było nazwać szczęśliwym. Dziewczyna zwiesiła głowę. Nie powiedziała ani słowa. Komentarz tajemniczego rywala sprawił, że błyskawicznie straciła humor. Rozwścieczony Sora grzmotnął zaciśniętymi pięściami w klawiaturę. - Jesteśmy wdzięczni za troskę! Kim ty, do cholery, jesteś? Odpowiedź nadeszła niemal natychmiastowo. Nie, nie odpowiedź. Kolejne pytanie: "Co myślicie o swoim świecie? Czy waszym zdaniem jest ciekawy? Łatwo się w nim żyje?". Chłopak przeczytał treść maila. Zapomniał o złości, uspokoił się i zerknął na siostrę. Nie musieli znów podejmować tego tematu, dobrze znali swoje opinie. To była gówniana gra. Najgorsza, z jaką kiedykolwiek mieli do czynienia. Jej cel i reguły pozostawały nieznane, nikt nie pilnował w niej tur. Ponad siedem miliardów ludzi wykonywała swoje ruchy wtedy, kiedy tylko mieli na to ochotę. Nic dobrego nie spotykało graczy, którzy nie radzili sobie zbyt dobrze, lecz jeśli ktoś osiągnął zbyt wiele, również czekała go kara, tak jak rodzeństwo. Starszy brat ustawicznie nie zdawał z klasy do klasy, był słabym uczniem, Choć rodzice i nauczyciele ani na moment nie przestawali na niego krzyczeć, uśmiech nigdy nie znikał z jego twarzy. Nienawidzono go za to, że potrafił przejrzeć kogoś na wylot, odczytać jego emocje i odgadnąć prawdziwe intencje. Młodsza siostra. Odepchnięta i dręczona przez rówieśników z banalnego powodu - była od nich nieporównywalnie inteligentniejsza. Kiedy milczała, wszyscy dokuczali jej jeszcze bardziej. Gdy odzywała się zbyt często, nikt nie miał ochoty z nią rozmawiać, twierdząc, że gada jak najęta. Oboje nie wiedzieli, dokąd zmierzał świat. Nie mieli dostępu do żadnych informacji, statystyk, niczego. Nie potrafili nawet zidentyfikować gatunku tej gry. Ci, którzy przestrzegali powszechnie przyjętych zasad, kończyli jako przegrani. Ci, którzy notorycznie je łamali, święcili triumfy. W porównaniu z tym beznadziejnym życiem, każda inna gra wydawała się dziecinną zabawą. - Uff... co za dupek. - Sora zacmokał językiem i pogłaskał siostrę po głowie. Dziewczynka nie rozchmurzyła się ani trochę. Wcześniejszy entuzjazm uleciał z nich całkowicie. Po dwójce diabelsko utalentowanych graczy nie zostało ani śladu. Ich miejsce zajęły smutne, zrujnowane psychicznie dzieci, życiowi nieudacznicy, czarne owce społeczeństwa. Nie mieli dokąd pójść. Zdenerwowanie sprawiło, że na powrót poczuli zmęczenie. Sora zdecydował się wyłączyć komputer. Od dawna tego nie robił. Najechał kursorem na pasek startu i otworzył menu. Nagle do jego uszu dotarł dźwięk: *Ding!* Kolejna poczta. Chciał zignorować wiadomość, lecz Shiro powstrzymała go przed zamknięciem systemu operacyjnego. "A gdyby istniał świat, w którym wszystko rozstrzygane jest przy pomocy prostych gier?" Elektroniczny list wprawił ich w niemałe zakłopotanie, lecz także wyraźnie zaintrygował. Puścili wodze fantazji. "Gdyby obowiązywały w nim określone reguły? Istniały jasne i konkretne cele? Jeżeli wyglądałby jak jedna wielka plansza? Co wy na to?" Sora i Shiro spojrzeli po sobie, uśmiechnęli się kpiąco i skinęli głowami. Chłopak położył ręce na klawiaturze. Rozumiem. Właśnie o to chodziło ci przez ten cały czas, tak? "Jeżeli taki świat istnieje naprawdę, powinniśmy byli się w nim urodzić" Sora wystukał i wysłał odpowiedź. Parę sekund później... Wyświetlacz przygasł na chwilę. Ciche buczenie wszystkich pracujących w pokoju urządzeń niespodziewanie ustało. Usłyszeli przeciągły, basowy jęk, jak gdyby nagle wysiadło zasilanie. W dalszym ciągu działał jednak ekran komputera, na którym widniała treść napisanej przez chłopaka wiadomości. Następnie. - C-co jest?! - ...? Wszystkie monitory w pokoju zaczęły śnieżyć. Wokół rozległy się głośne trzaski, jakby cały dom zaczął pękać w szwach przy akompaniamencie elektrycznych wyładowań. Sora rozglądał się spanikowany. Jego siostra siedziała osłupiała, nie mając najmniejszego pojęcia, co się dzieje. Zakłócenia stawały się coraz silniejsze, monitory LCD wyglądały, jak gdyby w ich wnętrzu szalała piaskowa burza, Nie otrzymali już żadnego maila, usłyszeli za to dobiegający z głośników głos. Nie, nie z głośników... on dochodził z ekranu. - Też tak uważam. Bez wątpienia urodziliście się w złym świecie. Zniekształcona, szara nawałnica zaczęła wylewać się poza ramy monitorów i zajęła już całe pomieszczenie. Nagle z ekranu przed nimi wychynęła para rąk. -C-co?! - E... Złapały Sorę i Shiro. Stalowy chwyt nie pozwalał na najmniejszy opór. Byli wciągani do środka... przez ekran... - Pozwolę wam narodzić się na nowo... we właściwej rzeczywistości! ♦ ♦ ♦ Chwilę później... Wszystko wokół stało się białe. To dlatego, że otworzył oczy. Dotarło do niego, że to światło dnia. Poczuł delikatne ciepło na siatkówkach, doznanie, które było dla niego wyłącznie mglistym wspomnieniem. Gdy jego źrenice przyzwyczaiły się już do słonecznych promieni, uświadomił sobie, że... unosi się w powietrzu. - Aaaaa?! Jego ciasny pokój błyskawicznie zamienił się w rozciągające się w nieskończoność przestworza. Sora wrzeszczał w niebogłosy, przerażony tą niecodzienną, pokręconą sytuacją. Mózg parował mu, gdy starał się z niej cokolwiek zrozumieć. - Co?! Szlag! Co się dzieje?! Niezależnie od tego, ile razy patrzył, ona wciąż tam była - dryfująca po niebie wyspa. Był przekonany, że zmysły płatają mu figle, nie mógł uwierzyć w to, co widział. W oddali dostrzegł sylwetkę lecącego smoka, na horyzoncie majaczyło pasmo gór, za którymi zobaczył gigantyczne figury szachowe. Były tak, ogromne, że chłopak kompletnie stracił poczucie odległości. Sceneria przywodziła na myśl raczej jakąś grę fantasy niż którykolwiek z ziemskich krajobrazów. Jednak co ważniejsze... co najważniejsze, spoglądając na znajdujące się pod nim chmury, Sora zrozumiał wreszcie, skąd wzięta się dziwna lekkość, jaką odczuwał przez cały ten czas - spadał na łeb na szyję. Lecieli w dół niczym podniebni skoczkowie bez spadochronu. Chłopak w pełni zdał sobie sprawę z tragicznej prawdy. Trzy sekundy później już nie krzyczał. - Ja... umrę. Za kilka chwil usłyszał donośne wołanie i jego dramatyczne myśli prysły jak bańka mydlana. - Witajcie w moim świecie! Na tle tego przedziwnego pejzażu, tuż obok nich pojawił się chłopiec, który uśmiechnął się szeroko i rozpostarł ramiona. - To utopia, o której śniliście! Rzeczywistość osadzona na planszy do gry! Przed wami Disboard! Tu o wszystkim decyduje się za pomocą rozmaitych gier! Tak... nawet o ludzkim życiu i granicach państw! Do Shiro wszystko to dotarto około dziesięć sekund później niż do jej brata. Wybałuszyła oczy i przywarta do niego. Wyglądała, jakby lada moment miała się rozpłakać. - Kim... kim ty... jesteś? - pisnęła. Chciała krzyczeć, lecz słowa więzły jej w gardle. - Ja? Ja... mieszkam tam - powiedział uśmiechnięty chłopak i wskazał palcem na olbrzymią figurę szachową w oddali, która przykuła wcześniej uwagę Sory. - Właśnie, jak określiliby to ludzie z waszego świata? Jestem, hmm... bogiem! - powiedział przesadnie słodkim tonem, przyciskając wskazujący palec do policzka. Rodzeństwu było to jednak obojętne. - Lepiej nam powiedz, co mamy teraz robić?! Zaraz uderzymy o glebę! Ach! Shiro! Sora chwycił ręce siostry i przytulił ją mocno do siebie. Obrócił się w powietrzu tak, by jego ciało pierwsze rozbito się o grunt, choć był całkowicie przekonany, że to tylko daremny wysiłek. Shiro, z całych sił wciskając twarz w pierś brata, wydała z siebie stłumiony okrzyk. - Mam nadzieję, że niebawem znów się spotkamy - powiedział radośnie chłopiec, który podawał się za lokalne bóstwo. Wtedy stracili przytomność. ♦ ♦ ♦ - Uch... uff... Sora czuł pod sobą ubitą ziemię. Pachniało trawą. Kiedy się ocknął, leżał pod gołym niebem. Przysiadł, pojękując. - Co to... miało być? Miałem koszmar? - Postanowił nie wypowiadać swoich myśli na głos. - Uff... co za kretyński sen - marudziła Shiro, która ocknęła się chwilę później. Och, siostrzyczko, dlaczego? Specjalnie powstrzymałem się od komentarza. Ech... musiałaś podbić ten ląd, prawda? Zatknąć tu flagę królestwa jawy? Chłopak podniósł się. Stał na twardym gruncie, niezależnie od tego, jak bardzo pragnąłby, żeby było inaczej. Chmury nad ich głowami wisiały bardzo wysoko. Nigdy wcześniej nie miał okazji oglądać podobnego widoku. - Aaa! - Nagle zauważył, że znajduje się na skraju przepaści, i cofnął się spanikowany. Rozejrzał się wokół. Z klifu rozciągała się zapierająca dech w piersiach panorama. Nie, ujmijmy to inaczej. Odnalazł wzrokiem powietrzną wyspę. Smoka. Przeogromne pionki i figury szachowe sięgające wysoko ponad łańcuch górskich szczytów. Była to ta sama cudaczna kraina, którą widział, kiedy spadali. Jednak nie śnił. Obydwoje spoglądając w dal pustym wzrokiem mieli smutne refleksje - Hej, siostrzyczko. - No? - Nieraz mieliśmy wrażenie, że życie to gówniana gra odpowiednia dla masochistów. - Mhm. - No i w końcu się zbugowała... Co to w ogóle ma być? To dopiero tandeta... - powiedzieli jednocześnie. Chwilę później zemdleli po raz kolejny. ♦ ♦ ♦ "Czy to nie brzmi znajomo?" Podobno wszyscy najbardziej utalentowani gracze na całym świecie pewnego dnia otrzymają maila. Nie będzie w nim niczego poza zwięzłą, enigmatyczną wiadomością oraz zaproszeniem do gry w postaci adresu URL. Klikając w link, rozpoczną potyczkę. Jeżeli któryś z nich zwycięży... zniknie z tego świata. A wtedy... Jedna z miejskich legend mówi, że wtedy zostanie przeniesiony do innej rzeczywistości. Dacie wiarę?





Rozdział 1 Beginner Dawno, dawno, a może jeszcze dawniej temu, przedwieczni Bogowie, ramię w ramię ze swoimi rodzinami i chowańcami, walczyli o tytuł Najwyższego Boga, który sami ustanowili. Wojowali przez tak długi czas, że sama myśl o tych niekończących się starciach mogła przyprawić o ból głowy. Na świecie nie ()stał się ani jeden kawałek ziemi, który nie byłby splamiony krwią. Nie było dnia, by w powietrzu nie niósł się lament rannych i umierających. Wszystkie inteligentne rasy pałały do siebie szczerą nienawiścią, zabijając się nawzajem. Masakrze nie było końca. Elfy do perfekcji opanowały magiczne umiejętności. Gromadząc się w małych wioskach, polowały na swoich wrogów. Dragoni poddali się drzemiącemu w nich morderczemu instynktowi, wyrzynając wszystkich wokół siebie, podobnie jak zwierzołaki, które niczym dzikie bestie pożerały każdego, kogo dopadły. Niekończący się konflikt pogrążył w ciemnościach całą krainę, która z wolna przemieniła się w jedno wielkie pogorzelisko. Jednak mroczne czasy miały dopiero nadejść. Narodziło się nowe monstrum, Król Demonów, będący obrzydliwą mutacją wywodzącą się z rasy fantazmów. Dał początek setkom tysięcy podobnych jemu potworów, które zalały cały świat. Nie było już w nim miejsca dla królewskich rodów, pięknych dam i odważnych herosów. Ludzie, nazywani w nim imanitarmi, stanowili zaledwie garstkę pośród całej rzeszy innych istnień. Tworzyli kraje, knuli intrygi, a wszystko to jedynie po to, by zapewnić swojej rasie możliwość przetrwania. Wydarzenia tamtego okresu były tak brutalne i krwawe, że żaden z bardów nawet słowem nie zająknął się na ich temat w swoich utworach. Miały miejsce na długo przed tym, zanim morza, lądy i niebo otrzymały swoją dzisiejszą nazwę - Disboard. Chociaż wszystko wskazywało na to, że walki nigdy nie ustaną, wojenna zawierucha nagle ucichła. Morza, lądy, powietrze... cała planeta była zniszczona. Nikt nie był w stanie dłużej walczyć. Wówczas pewien bóg, który bez szwanku wyszedł z tego śmiercionośnego zamieszania, usiadł na tronie Najwyższego Boga. Sam nigdy nie wziął udziału w walce. Przez cały czas był jedynie obserwatorem działań zwaśnionych stron. Rzucił wokół badawczym spojrzeniem, rozmyślając dokąd zmierza świat, po czym rzekł do jego mieszkańców: - Zwracam się do was, którzy orężem i brutalną siłą desperacko próbujecie wznieść wieżę z kości poległych. Zwracam się do każdej istoty uważającej się za rozumną. Powiedzcie mi przeto, czym różnicie się od bezmyślnych, dzikich bestii? Wszystkie rasy jak jeden mąż zaczęły wykrzykiwać różnorakie argumenty, które miały poświadczyć o ich wysokim stopniu inteligencji. Biorąc jednak pod uwagę zniszczenia, jakich się dopuścili, ich zapewnienia brzmiały jedynie jak czcze przechwałki. Ostatecznie nikt nie potrafił dać Bogu zadowalającej odpowiedzi. Ten przemówił więc ponownie: - Nie będzie więcej rozlewu krwi ani grabieży. Zabraniam ich. Jego słowa stały się panującym powszechnie prawem absolutnym. Widmo wojny nigdy już nie zawisło nad jego krainą. Bez przerwy powtarzano mu jednak: "wstrzymanie walk nie oznacza jeszcze, że na świecie zapanuje pokój". Bóg odparł na to: - Moi błyskotliwi członkowie Exceed, budujcie swą wieżę, lecz niech będzie ona symbolem waszego intelektu. Użyjcie do tego dostępnej Wam wiedzy, skorzystajcie ze swojego geniuszu i sprytu. Czyniąc to, dacie niepodważalny dowód waszej mądrości. Bóg wyciągnął szesnaście bierek szachowych i uśmiechnął się złośliwie. Ustanowił Dziesięć Zasad i raz na zawsze położył kres wszelkim konfliktom. Od tej pory każdy spór miał być rozstrzygany przy użyciu gier. Najwyższy Bóg nosił imię Tet, choć niegdyś znany był również jako Bóg Gier... ♦ ♦ ♦ Równik przecinał południową część kontynentu Lucia, rozciągającego się daleko na północny wschód. Na zachodnim brzegu tego olbrzymiego lądu leżało małe Królestwo Elkii, którego stolicą było nieduże miasto noszące taką samą nazwę. To wszystko, co pozostało z ogromnego niegdyś państwa, które w mitycznych czasach zajmowało ponoć ponad połowę całego obszaru Lucii. Niestety, jego dawna świetność bezpowrotnie minęła. Co więcej, to właśnie Elkia była ostatnim bastionem ludzi w Disboard. Na skraju miasta znajdowała się karczma, która wyglądała ,k żywcem wyjęta z jakiegoś komputerowego RPG-a. Wewnątrz, przy stole na piętrze, siedziały naprzeciw siebie dwie dziewczyny skupione na jakiejś grze, otoczone przez sporą grupkę gapiów. Pierwsza z nich wyglądała na około piętnaście lat. Miała rude włosy, była elegancko wystrojona, zachowywała się godnie i z grając ą. Druga zaś... czarnowłosa, nosiła pelerynę oraz woalkę. Była najprawdopodobniej w wieku swojej rywalki, lecz jej ubiór i zachowanie sugerowały, że mogła być od niej nieco starsza. Zdawało się, że graty w... pokera.