Dyskusja użytkownika:Mystheria: Różnice pomiędzy wersjami

Z Taern Wiki
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
(UWAGA! Usunięcie treści (strona pozostała pusta)!)
 
Linia 1: Linia 1:
PROLOG
 
  
Miejskie legendy. Liczne niczym gwiazdy na niebie, są swego rodzaju odzwierciedleniem ludzkich fantazji.
 
Na przykład: założenie, że żaden człowiek nigdy nie dotarł na księżyc.
 
Albo: konspiracyjne grafiki wolnomularzy zdobiące dolarowe banknoty.
 
Czy też: Eksperyment Filadelfijski i rzekoma podróż w czasie.
 
Lub: istnienie schronu przeciwatomowego umieszczonego gdzieś na trasie linii Chiyoda, Strefa 51, incydent w Roswell i tak dalej, i tak dalej...
 
Miejskich legend jest doprawdy bez liku. Przyglądając się im, można zauważyć pewne łączące je cechy. Dokładniej rzecz ujmując... rodzą się one w wyobraźni człowieka: "Byłoby interesująco, gdyby okazało się, że to prawda". Jednak nie ma dymu bez ognia. Takie wyssane z palca historie ostatecznie zamieniają się w plotki i, roznosząc się w mgnieniu oka, stają się coraz bardziej wyolbrzymione. To właśnie one wywierają znaczący wpływ na proces kształtowania się miejskich legend.
 
Podsumowując, większość z nich to zwyczajne brednie. Nic innego, jak tylko pobożne życzenia. Nikogo jednak nie można winić za takie bujanie w obłokach. To nic nadzwyczajnego. Od niepamiętnych czasów człowiek wybierał raczej to, co pewne, niż to, co przypadkowe. Nie wierzył, że mógł być po prostu produktem ubocznym zachodzących w kosmosie reakcji. Prawda go nie zadowalała, wolał upierać się, że stworzyła go jakaś nadprzyrodzona siła, planując wszystko w najdrobniejszych szczegółach.
 
Świat nie wydawał się ludziom chaotyczny, był dla nich całkowicie uporządkowany. Stworzyli koncept wszechmogącej istoty, która pociągała za wszystkie sznurki i która nadała sens ich skomplikowanej i irracjonalnej rzeczywistości. A przynajmniej życzyliby sobie, żeby tak było. Ogólnie rzecz biorąc, takie najskrytsze pragnienia często dają początek miejskim legendom.
 
Przejdźmy dalej.
 
Choć niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę, z oceanu tych pozornie prawdopodobnych informacji można wyłowić także opowieści oparte na faktach. Nie oznacza to bynajmniej, że wspomniane wcześniej przykłady są autentyczne. Początki niektórych legend mogą prowadzić do wielu różnych źródeł, przez co niekiedy trudno jest oszacować, która z nich jest prawdziwa, a która to zwykła bajka. Ot, choćby plotka opisująca niecodzienne, nadnaturalne wręcz wydarzenia również mogła stać się miejską legendą.
 
Lecz oto jedna z nich. Uznawana w środowisku internautów za dość wiarygodną, dotyczyła gracza znanego pod pseudonimem "[ ]"*. (Czytaj: Blank; przyp. red.). Zajmował pierwsze miejsca w rankingach ponad dwustu osiemdziesięciu różnych gier, ustanawiał rekordy, których nikt jeszcze nie zdołał pobić. Za jego przydomek służył pusty nawias.
 
Pewnie myślisz sobie, że to niemożliwe? Wszyscy tak myśleli. Wyjaśnienie było dla nich bardzo proste. Zakładali, że była to sprawka jednego z producentów gier, który, chcąc pozostać anonimowym, nie wpisał swojej nazwy użytkownika. Teoria w mig zdobyła popularność w sieci. Społeczność uznała zatem, że gracz o pustym loginie po prostu nie istnieje.
 
Co ciekawe, tu i ówdzie pojawiały się osoby, które twierdziły, że miały okazję zmierzyć się z tajemniczym graczem.
 
Mówili, że... był niepokonany.
 
Mówili, że... wygrał potyczkę z programem szachowym, którego nie umieli pokonać nawet arcymistrzowie.
 
Mówili, że... wypracował unikalny styl gry. Nikt nie potrafił przewidzieć jego kolejnego ruchu.
 
Mówili, że... zwyciężał nawet z osobami korzystającymi z pomocy toolsetów lub cheatów.
 
Mówili, mówili, mówili...
 
Każdy, kto choć trochę zainteresował się tą zagadkową postacią, próbował dowiedzieć się na jej temat czegoś więcej. Nie było to trudne. Jeżeli w rankingach gier konsolowych, pecetowych czy przeglądarkowych jakaś osoba figurowała jako najlepsza z najlepszych, musiała posiadać tam ważne konto. Uzyskane przez nią wyniki można było bez przeszkód sprawdzić w Internecie. "To niemożliwe, żeby ktoś taki w ogóle istniał...". Wielu drwiło z niego w ten sposób. Gdy jednak przeglądali listy najlepszych graczy, oczy o mało nie wychodziły im z orbit.
 
Nie było jednak cienia wątpliwości, że gość posługujący się nickiem "[ ]" istnieje naprawdę. Co więcej, widniał jako aktywny użytkownik na wszystkich portalach społecznościowych oraz grał na każdej z istniejących konsol. Jego wyniki były imponujące. Liczba jego osiągnięć mogła przyprawić o zawrót głowy. Stał się niepokonany. Nigdy jeszcze nie przegrał żadnego pojedynku.
 
Internauci byli coraz bardziej zdezorientowani. Historia, choć oparta na faktach, wydawała im się coraz bardziej nierealna. Domysłów było wiele. Jedni sądzili, że to haker usuwający niekorzystne dla niego dane o porażkach. Inni podejrzewali, że była to zorganizowana grupa, która wcielała w swoje szeregi jedynie najzdolniejszych, wysokopoziomowych graczy.
 
Tak narodziła się kolejna z miejskich legend.
 
Na człowieku kryjącym się pod pseudonimem "[ ]" także ciążyła pewna odpowiedzialność; to przecież od niego wszystko się zaczęło. Chociaż konta w licznych grach pozwalały mu na prowadzenie rozmów z innymi użytkownikami, ani razu nie pojawił się na czacie. Nie zdradzał żadnych informacji na swój temat, pozostawał całkowicie anonimowy. Wiadomo było tylko, że jest Japończykiem. Nikt nie miał okazji osobiście poznać
 
"[ ]", co było głównym powodem, dla którego jego historia prędko urosła do rangi miejskiej legendy.
 
A zatem.
 
Poznajmy go.
 
Prawdziwego czempiona zajmującego pierwsze miejsca w światowych rankingach ponad dwustu osiemdziesięciu najróżniejszych gier. Mitycznego gracza, który ustanowił niepobite do tej pory rekordy.
 
Poznajmy prawdziwą tożsamość "[ ]"!
 
♦ ♦ ♦
 
- Aaa! Umieram, zaraz umrę... Ech, padłem... Pomóż mi... Prędko! Res, res!
 
- Czekaj... Niezbyt dobrze kontroluję myszki nogami... Z dwiema sobie nie poradzę...
 
- Dobra, dobra. Dajesz! Res, res! O, siostrzyczko... Ale jesteś przebiegła! Nie jadłem nic od trzech dni, a ty wsuwasz makaron instant? Do tego w czasie walki!
 
- Może też coś przegryziesz? Może "Calorie Mate"?
 
- Tylko burżuje jedzą takie rzeczy! Nie tknę tego! Wskrześ mnie w końcu!
 
- Uff... już, już.
 
Postać na ekranie ożyła przy akompaniamencie melodyjnych efektów dźwiękowych.
 
- O tym mówię! Sankju. A właśnie, która godzina?
 
- Eee... Ósma wieczorem.
 
- Mamy poranek, znaczy się? Ciekawie to ujęłaś. Dobra, a dzień?
 
- Moment... Jeden, dwa... cztery pudełka po makaronie. Widzi mi się, że będzie czwarty z kolei...
 
- Źle mnie zrozumiałaś. Nie pytałem, ile nocy zarwaliśmy, tylko o dzisiejszą datę. Który dzisiaj? I jakiego miesiąca?
 
- Jesteś NEET-em, ma to dla ciebie jakieś znaczenie?
 
- Owszem, ma! Chcę wiedzieć, kiedy w sieciówkach organizowane są specjalne wydarzenia albo turnieje!
 
Chłopak i młoda dziewczynka kochali gry internetowe. Dyskutowali, nawet na siebie nie spoglądając. Pokój, w którym się znajdowali, był całkiem sporych rozmiarów, miał około dwudziestu pięciu metrów kwadratowych. Większość przestrzeni zajmowały różnego rodzaju konsole do gier i osiem połączonych ze sobą komputerów - po cztery na osobę. Okablowanie pecetów przykrywało znaczną część podłogi, przez co przywodziła ona na myśl jakieś skomplikowane dzieło sztuki nowoczesnej. Wszędzie walały się otwarte pudełka od gier, plastikowe butelki oraz racje żywnościowe, jak lubili nazywać makarony instant. Wszystko to sprawiało, że pomieszczenie wydawało się dużo mniejsze, niż było w rzeczywistości. Monitory LED o krótkim czasie reakcji, odpowiednie dla graczy, emanowały delikatnym światłem. Przez okienne zasłony do wewnątrz nie trafiało zbyt wiele światła.
 
Rozmawiali dalej.
 
- Nie będziesz szukał pracy?
 
- Masz dzisiaj szkołę, nie wybierasz się?
 
- ...
 
- ...
 
Nikt nie pisnął już ani słówka.
 
Starszy brat, Sora, liczył sobie osiemnaście lat. Bezrobotny prawiczek, nigdy nie miał powodzenia u dziewczyn. Dotknięty zaburzeniami komunikacji werbalnej. Był uzależniony od gier komputerowych. Nosił dżinsy i koszulkę z krótkim rękawem, jego czarne włosy były w kompletnym nieładzie. Wyglądał jak encyklopedyczny przykład hikikomori.
 
Jego młodsza siostra, Shiro, miała lat jedenaście. Nie uczęszczała na żadne szkolne zajęcia, nie miała przyjaciół, bywała niejednokrotnie dręczona przez swoich rówieśników. Cierpiała z powodu antropofobii. Również stała się uzależniona od komputerowej rozrywki. Miała długie i mocne, choć zaniedbane włosy, które zakrywały znaczną część jej twarzy. Ich kolor, w przeciwieństwie do czupryny jej brata, był biały, przez co niektórzy poddawali w wątpliwość fakt, że tych dwoje łączyło pokrewieństwo. Nosiła marynarski mundurek, lecz nie pokazała się w nim poza domem od dnia, kiedy zmieniła szkołę.
 
To oni wspólnie tworzyli "[ ]" - kuuhaku. Wyraz ten oznaczał pustą przestrzeń i był odczytaniem zestawionych znaków kanji, którymi Sora oraz Shiro zapisywali swoje imiona.
 
Gdyby ktokolwiek poznał ich prawdziwą historię, zapewne w dalszym ciągu wolałby wierzyć w którąś z zasłyszanych wcześniej plotek, przez co opowieść o "[ ]" mogłaby trwać nieskończenie jako jedna z miejskich legend.
 
♦ ♦ ♦
 
Wiemy już, w jaki sposób powstają miejskie legendy. Podsumowując, jak zostało to już wcześniej wspomniane, rodzą się one z ludzkich pragnień i niemożliwych do zrealizowania marzeń. Świat jest: chaotyczny, niedorzeczny, absurdalny. Nie istnieje w nim nic pewnego. Jest pozbawiony sensu. Wszystko jest jedynie dziełem przypadku. Nie ma zatem większego znaczenia, czy ktoś zdawał sobie z tego sprawę, czy też starał się nie dopuszczać do siebie prawdy o otaczającej go rzeczywistości; każdy człowiek pragnie, by życie było choć trochę bardziej interesujące. Takie fantazje dają początek niesamowitym historiom.
 
Co powiecie na to, żebyśmy nadali trochę barw naszej nudnej codzienności? Mówiąc wprost, rzućmy okiem na tę zupełnie nową miejską legendę.
 
Zacznijmy zatem od następujących słów, od treści. Formę zostawmy sobie na później.
 
"Czy ta plotka nie brzmi znajomo?"
 
Podobno wszyscy najbardziej utalentowani gracze na całym świecie, pewnego dnia otrzymają mail. Znajdą w nim krótką, enigmatyczną wiadomość oraz zaproszenie do gry w postaci prowadzącego do niej adresu URL.
 
Jeżeli komuś uda się wygrać...
 
♦ ♦ ♦
 
- Ja wymiękam... idę się położyć.
 
- Moment! Nie możesz teraz przerwać, kto będzie nas leczył?
 
- Hej, przecież sobie poradzisz.
 
- Tak, teoretycznie tak, ale mam pełne ręce roboty, kieruję dwoma postaciami naraz! Jeśli zostawisz mnie samego, twoje będę musiał kontrolować nogami!
 
- Daaa-jesz!
 
- Shiro, proszę! Zaczekaj chwilę! Jeżeli pójdziesz teraz spać, wszyscy zginiemy... no dobra, zginę marnie! Ech... niech będzie. Widzę, że nie pozostawiasz mi wyboru. Przekonajmy się, co z tego wyjdzie!
 
Dziewczynka policzyła puste pudełka po błyskawicznych daniach z makaronem. Było ich pięć, co oznaczało, że rodzeństwo było na nogach już przez pięć dni. Nie zważając na zawiedzionego, wciąż jednak pełnego determinacji brata, Shiro ułożyła głowę na jednej z konsol i spróbowała zasnąć. Wtem usłyszeli: *ding!* Był to sygnał powiadamiający o nowej wiadomości w skrzynce poczty elektronicznej.
 
- Słyszałeś? Przyszedł mail.
 
- Pewnie chciałabyś, żebym go jeszcze przeczytał, co? Patrzę na cztery ekrany, kontroluję tyle samo postaci. Nie dam rady - rzucił od niechcenia Sora. Z niesłychaną zręcznością operował myszkami, używając do tego zarówno rąk, jak i nóg. W pojedynkę sterował całą drużyną, wykonując tysiące ruchów na minutę. - To pewnie tylko reklamy, olej to!
 
- A może to od... jakiegoś przyjaciela?
 
- Niby czyjego?
 
- Twojego.
 
- Cha, cha! Zabawne. Czyżbym słyszał w twoim głosie nutkę ironii? Ranisz me serce, kochana siostrzyczko.
 
- Przecież wiesz, że nie jest zaadresowany do mnie... Domyśl się dlaczego...
 
- Dobra. W takim razie to musi być jakaś reklama. Poza tym miałaś się kłaść! Jak masz spać, to śpij! Jeśli nie idziesz do łóżka, to mi pomóż! Aaa! A, umieram! Umieram!
 
Powtórzmy wszystko jeszcze raz.
 
Starszy brat, Sora był osiemnastoletnim bezrobotnym, maniakiem gier komputerowych. Był też prawiczkiem, a koleżanki nigdy za nim nie przepadały. Dziewczyny nie miał, zapewne z powodu problemów z komunikacją. Ba, nie posiadał nawet żadnych znajomych, choć w żadnym wypadku nie było to powodem do dumy. Nie był kandydatem na kogoś, kto mógłby ot tak otrzymać maila od kumpla. Tego typu absurdalna teoria była nie do przyjęcia. To samo dotyczyło jego młodszej siostry, Shiro.
 
- Ech... Tylko zawracają nam głowę. - Dziewczyna wszelkimi siłami starała się zachować przytomność. Podniosła się.
 
Jeżeli wiadomość okaże się jedynie reklamą, nie będzie żadnego problemu. A jeśli to materiał promocyjny, który miał wylansować jakąś nową grę? Obok takiego maila nie mogłaby przejść obojętnie.
 
- Yyy, widziałeś gdzieś... tablet?
 
- Na godzinie trzeciej. Druga sterta płyt z grami erotycznymi. Leży pod czwartym pudełkiem, licząc od góry. Och! Zaraz dostanę skurczu w nodze! - Ignorując zawodzącego brata, Shiro ruszyła na poszukiwanie tabletu. Jest!
 
Zapewne zastanawiasz się teraz, do czego hikikomori i NEET-om potrzebne jest takie urządzenie? To naprawdę bezsensowne pytanie. Odpowiedź jest oczywista - do grania. Rodzeństwo używało go jednak także do innych celów. Sora i Shiro cisnęli w setki różnych gier, co wymagało dostępu do całego mnóstwa kont poczty elektronicznej. Zamiast odbierać maile na pecetach, które służyły im wyłącznie do zabawy, odczytywali je właśnie na tablecie. Korzystali z ponad trzydziestu różnych adresów.
 
Wyglądało na to, że albo są bardzo zaradni... albo głupi.
 
- Dźwięk powiadomienia brzmiał: ding! To chyba trzeci główny mail... Zdaje się, że to ten, co? - Shiro miała niesamowitą pamięć. Błyskawicznie udało jej się odszukać nową wiadomość.
 
Sora doskonale radził sobie z kontrolowaniem czterech postaci naraz. Stawał w szranki z innymi graczami, co chwila wznosząc triumfalne okrzyki. Dziewczynka odwróciła się do niego plecami i spojrzała na ekran laptopa.
 
"Masz jedną nową wiadomość. Tytuł: Moi kochani "[ ]"."
 
- Hm? - Przekrzywiła głowę.
 
Mimo, że "[ ]", czyli Sora i Shiro nie mieli przyjaciół, maile do nich zaadresowane nie należały do rzadkości. Regularnie przychodziło do nich sporo zaproszeń na przeróżne turnieje czy inne wydarzenia związane z grami. Również wszyscy gracze, którzy chcieli się z nimi zmierzyć, często wyzywali ich na pojedynek.
 
- Ej...
 
- Nie znasz litości, moja ukochana siostrzyczko. Powiedziałaś mi, że idziesz spać, zostawiłaś mnie samiutkiego jak palec. Nie widzisz, że jestem tu uwiązany? Czego ode mnie chcesz?
 
- Patrz... - Shiro puściła mimo uszu ironiczny komentarz brata i obróciła w jego stronę ekran tabletu.
 
- E... co to ma być? - Niecodzienna wiadomość przykuła jego uwagę. - Sejwuję. Okej. Sprawdzam drop. Zrobione.
 
Sora upewnił się, że stan gry został poprawnie zapisany, i wyłączył program, przy którym spędził pięć ostatnich dni. Odpalił na pececie menedżera poczty elektronicznej. - Jakim cudem wiedzą, kim jesteśmy? - powiedział zmieszany.
 
Chłopak zdawał sobie sprawę z krążących w Internecie plotek, które zakładały, że "[ ]" to grupa kilkunastu osób. Jednak treść maila była zastanawiająca. Był tam załączony adres URL i jedno tajemnicze pytanie:
 
"Drogie rodzeństwo, czy nie odnieśliście kiedyś wrażenia, że urodziliście się nie w tej rzeczywistości, w której powinniście?".
 
- Co to za cholerstwo?
 
Zdanie było trochę... nie, było bardzo dziwne.
 
Nigdy wcześniej nie widział adresu podanego w wiadomości. Zazwyczaj kończyły się one jakąś domeną, na przykład ".jp". Przy tym nie było żadnej. Prowadził do konkretnej strony internetowej, a dokładniej - do jakiejś gry.
 
- Co robimy? - zapytała znudzona Shiro.
 
Tak czy owak, mail od kogoś, kto poznał ich tajemnicę, musiał bardzo zaintrygować dziewczynkę. W przeciwnym razie na powrót położyłaby głowę na konsoli i spróbowała zasnąć. Pozwoliła bratu podjąć decyzję. To była jego działka.
 
- Wydaje ci się, że możesz nas podejść, co? Nawet jeśli to tylko blef, może okazać się całkiem przyjemną zabawą.
 
Sora podjął decyzję. Chcąc ochronić komputer przed szkodliwym oprogramowaniem, włączył antywirusa i kliknął w link. Na ekranie pojawiła się plansza do gry w szachy.
 
- Dobranoc... - rzuciła Shiro, ziewnąwszy przeciągle.
 
- Czekaj, czekaj. Moment. To wyzwanie dla "[ ]". Dla nas. Jeżeli przeciwnik używa jakiegoś zaawansowanego softu, sam mógłbym sobie z nim nie poradzić - młodzieniec próbował powstrzymać siostrę przed położeniem się do spania.
 
- Chcesz... grać? Teraz?
 
- Mhm... wyobrażam sobie, co czujesz, ale wiesz...
 
Shiro dawno zaczęła tracić zainteresowanie szachami. Zaraz po tym, jak dwadzieścia razy pod rząd pokonała program, z którym nie mogli poradzić sobie nawet najzdolniejsi arcymistrzowie. Chłopak rozumiał, dlaczego jego siostra nie tryskała radością na myśl o wspólnej rozgrywce.
 
- Nie możemy dostać batów. "[ ]" zawsze wygrywa. Zostań ze mną jeszcze przez chwilę. Przekonajmy się chociaż, jak dobry jest nasz oponent.
 
- Ech... w porządku.
 
Chłopak przygotował się do potyczki. Wykonał pierwszy ruch. Drugi. Siostra przyglądała mu się z obojętnym wyrazem twarzy. Nie, była po prostu bardzo śpiąca. Kołysała się w przód i w tył, jak gdyby wiosłowała na łodzi. Piąty ruch. Przy dziesiątym dziewczynka szeroko wytrzeszczyła zaspane oczy.
 
- Hę? Kim jest ten koleś? - Zerwała się na równe nogi. Sora wyglądał na zakłopotanego. - Wstawaj, zmieniamy się.
 
Chłopak podniósł się bez słowa. Shiro doszła do wniosku, że jej brat utknął w martwym punkcie. Zrozumiała, że natrafili na godnego przeciwnika, który bez przeszkód mógł mierzyć się z najlepszą zawodniczką na świecie. Zajęła miejsce na fotelu i zaczęła planować kolejne posunięcia.
 
Szachy były dwuosobową grą o sumie stałej i ograniczonej liczbie ruchów. Obowiązujące w niej zasady wymagały logicznego, strategicznego myślenia, co sprawiało, że żadna z wygranych nie była dziełem przypadku. Można by pokusić się o stwierdzenie, że istniał przepis na pewne zwycięstwo, lecz była to oczywiście czysta teoria. Mowa tu bowiem o umiejętności przewidzenia i przeanalizowania niebotycznej liczby 10 do potęgi 120 prawdopodobnych konfiguracji, w jakich mogły znaleźć się bierki w trakcie pojedynczej partii.
 
W rzeczywistości nikt nie potrafiłby tego dokonać. Shiro miała jednak odmienne zdanie na ten temat. Twierdziła, że jedyne, co trzeba było zrobić, to zapamiętać 10120 możliwych wariantów. Udało jej się wszakże ograć najlepszy na świecie program szachowy dwadzieścia razy pod rząd.
 
Osoba, która rozpoczynała potyczkę, bez problemu była w stanie pokonać swojego rywala; wystarczyło, że odpowiednio przemyślała swój pierwszy ruch. Jej przeciwnik mógł wtedy co najwyżej zremisować - przynajmniej hipotetycznie. Dziewczynka udowodniła, że było inaczej. Wygrała dwadzieścia razy z programem, który w ciągu sekundy potrafił przewidzieć dwa miliony prawdopodobnych posunięć gracza. Bez względu na to, czy zaczynała jako pierwsza, czy druga.
 
- Niemożliwe... - Shiro wybałuszyła oczy ze zdziwienia.
 
Sora miał przeczucie, że coś było nie tak.
 
- Spokojnie. Grasz przeciwko człowiekowi.
 
- Co?
 
- Program zawsze działa najefektywniej, jak to tylko możliwe. Nie potrzebuje spokoju, by móc się skupić, działa wyłącznie według zaprogramowanych w nim strategii. Dlatego właśnie jesteś w stanie z nim wygrać, ale on... - chłopak wskazał palcem na ekran - specjalnie wykonał zły ruch. Bawi się z tobą. Pomyślałaś, że to błąd softu. Dałaś się nabrać.
 
- Uch... - Dziewczyna nie miała nic do powiedzenia.
 
W szachach... nie, nie tylko w szachach, w większości gier była zdecydowanie lepsza od swojego brata. Była wybitnym graczem. Z drugiej strony, gdy trzeba było polegać na własnym instynkcie, odgadnąć intencje przeciwnika lub umiejętnie nim manipulować, Sora nie miał sobie równych. Wszystko to sprawiało, że jako duet byli niepokonani.
 
- Opanuj się, wszystko gra. Jeżeli nie walczysz przeciwko programowi, nie ma możliwości, żebyś przegrała. Nie daj się sprowokować. Przyjrzę się jego taktyce, uprzedzę cię, jeżeli spróbuje jakichś sztuczek. Wyluzuj.
 
- Ooo-kej... Postaram się.
 
To właśnie było to. W taki sposób działał "[ ]", gracz zajmujący pierwsze miejsce w światowych rankingach wielu różnorodnych gier.
 
♦ ♦ ♦
 
Rozgrywka nie miała ustalonego limitu czasowego i trwała już ponad sześć godzin. Zmęczenie spowodowane zarwaniem czterech ostatnich nocy ustało natychmiast, gdy mózgi Sory i Shiro zaczęły wytwarzać ogromne ilości dopaminy i adrenaliny. Byli skoncentrowani do granic możliwości. Mieli wrażenie, że partia szachów trwała dużo dłużej, niż w rzeczywistości - wydawało im się, że spędzili przy niej co najmniej kilka dni.
 
Nadeszła decydująca chwila.
 
Z głośników dobiegł ich mechaniczny głos:
 
"Szach-mat".
 
Zwyciężyli.
 
Nastała długa cisza.
 
- Uuufff... - Z głośnym westchnieniem wypuścili wstrzymywane w płucach powietrze.
 
Potyczka była tak wymagająca, że prawie zapomnieli o oddychaniu. Po chwili oboje wybuchnęli śmiechem.
 
- Nieźle, nieźle... Jestem pod wrażeniem... Dawno się tak nie namęczyłam.
 
- Cha, cha! Pierwszy raz widziałem, jak jakaś gra sprawia ci trudność.
 
- A niech mnie. Myślisz, że to naprawdę był człowiek?
 
- Bez dwóch zdań. Zawahał się, kiedy nie dałaś się sprowokować i nie wpadłaś w zastawioną przez niego pułapkę. Jeżeli to nie człowiek, to z pewnością jakiś potwór. Geniusz, taki jak ty.
 
- Ciekawe, kto to... - Shiro, która rozgromiła soft, pokonujący szachowych arcymistrzów, zastanawiała się nad tożsamością swojego przeciwnika.
 
- Może to jakiś grandmaster? Programy są bardzo precyzyjne. Ludzie są od nich znacznie mniej przewidywalni.
 
- Mówisz? Jeśli tak... następnym razem chętnie sprawdziłabym się w shougi*... najlepiej z jakimś mistrzem. (Japońska odmiana szachów, rozgrywana na planszy 9x9. Charakterystyczną zasadą jest możliwość umieszczenia zbitych figur z powrotem na planszy; przyp. red.).
 
- Ciekawe, czy któryś z nich w ogóle grywa w Internecie? Dobra, dobra! Będziemy myśleć!
 
Uśmiechali się szeroko. Byli w stanie radosnego upojenia, za sprawą endorfin, które wydzieliły się po wygranym starciu. Nagle po raz kolejny usłyszeli sygnał powiadomienia: *Ding!* Nowy mail.
 
- To pewnie ten koleś, nie? No dalej, sprawdź.
 
- Okej, okej.
 
I tym razem wiadomość nie była długa:
 
"Wspaniała robota. Życie musi być trudne, kiedy posiada się tak niesamowite umiejętności, prawda?’’.
 
Jedno pytanie. Nic więcej.
 
Rodzeństwo zamarło. Siedząc w mroku, wpatrywali się w ekran LED, na którym jeszcze przed chwilą toczyła się ciężka bitwa. Za ich plecami buczały wentylatory pecetów i konsol. Podłogę przykrywały niezliczone zwoje kabli, porozrzucane tu i ówdzie ubrania oraz stosy śmieci. Nieprzepuszczające słonecznego światła okienne zasłony sprawiały, że Sora i Shiro dawno już stracili poczucie czasu. Oddzieleni od świata, żyjący w dusznym, zagraconym pokoju.
 
To był ich cały świat.
 
Siedzieli tak zamyśleni, w ponurych nastrojach. Nieprzyjemne wspomnienia powróciły.
 
Sora od najmłodszych lat uznawany był za niezbyt błyskotliwego, bardzo przeciętnego chłopca. Posiadał jednak dar, który pozwalał mu bezbłędnie odczytywać zamierzenia innych.
 
Shiro natomiast, już jako malutka dziewczynka, była niesamowicie inteligentna. To, oraz jej śnieżnobiałe włosy i czerwone źrenice sprawiały, że wszystkim wydawała się obca. Rodzeństwo, odrzucone nawet przez własnych rodziców, ostatecznie zamknęło się na wszystkich wokół. Ich przeszłości... nie, nie przeszłości. Ich codziennego życia w żadnym wypadku nie można było nazwać szczęśliwym.
 
Dziewczyna zwiesiła głowę. Nie powiedziała ani słowa. Komentarz tajemniczego rywala sprawił, że błyskawicznie straciła humor. Rozwścieczony Sora grzmotnął zaciśniętymi pięściami w klawiaturę.
 
- Jesteśmy wdzięczni za troskę! Kim ty, do cholery, jesteś?
 
Odpowiedź nadeszła niemal natychmiastowo. Nie, nie odpowiedź. Kolejne pytanie: "Co myślicie o swoim świecie? Czy waszym zdaniem jest ciekawy? Łatwo się w nim żyje?".
 
Chłopak przeczytał treść maila. Zapomniał o złości, uspokoił się i zerknął na siostrę. Nie musieli znów podejmować tego tematu, dobrze znali swoje opinie.
 
To była gówniana gra. Najgorsza, z jaką kiedykolwiek mieli do czynienia. Jej cel i reguły pozostawały nieznane, nikt nie pilnował w niej tur. Ponad siedem miliardów ludzi wykonywało swoje ruchy wtedy, kiedy tylko mieli na to ochotę. Nic dobrego nie spotykało graczy, którzy nie radzili sobie zbyt dobrze, lecz jeśli ktoś osiągnął zbyt wiele, również czekała go kara, tak jak rodzeństwo.
 
Starszy brat ustawicznie nie zdawał z klasy do klasy, był słabym uczniem. Choć rodzice i nauczyciele ani na moment nie przestawali na niego krzyczeć, uśmiech nigdy nie znikał z jego twarzy. Nienawidzono go za to, że potrafił przejrzeć kogoś na wylot, odczytać jego emocje i odgadnąć prawdziwe intencje.
 
Młodsza siostra. Odepchnięta i dręczona przez rówieśników z banalnego powodu - była od nich nieporównywalnie inteligentniejsza. Kiedy milczała, wszyscy dokuczali jej jeszcze bardziej. Gdy odzywała się zbyt często, nikt nie miał ochoty z nią rozmawiać, twierdząc, że gada jak najęta.
 
Oboje nie wiedzieli, dokąd zmierzał świat. Nie mieli dostępu do żadnych informacji, statystyk, niczego. Nie potrafili nawet zidentyfikować gatunku tej gry. Ci, którzy przestrzegali powszechnie przyjętych zasad, kończyli jako przegrani. Ci, którzy notorycznie je łamali, święcili triumfy. W porównaniu z tym beznadziejnym życiem, każda inna gra wydawała się dziecinną zabawą.
 
- Uff... co za dupek. - Sora zacmokał językiem i pogłaskał siostrę po głowie. Dziewczynka nie rozchmurzyła się ani trochę.
 
Wcześniejszy entuzjazm uleciał z nich całkowicie. Po dwójce diabelsko utalentowanych graczy nie zostało ani śladu. Ich miejsce zajęły smutne, zrujnowane psychicznie dzieci, życiowi nieudacznicy, czarne owce społeczeństwa. Nie mieli dokąd pójść.
 
Zdenerwowanie sprawiło, że na powrót poczuli zmęczenie. Sora zdecydował się wyłączyć komputer. Od dawna tego nie robił. Najechał kursorem na pasek startu i otworzył menu. Nagle do jego uszu dotarł dźwięk: *Ding!* Kolejna poczta.
 
Chciał zignorować wiadomość, lecz Shiro powstrzymała go przed zamknięciem systemu operacyjnego.
 
"A gdyby istniał świat, w którym wszystko rozstrzygane jest przy pomocy prostych gier?"
 
Elektroniczny list wprawił ich w niemałe zakłopotanie, lecz także wyraźnie zaintrygował. Puścili wodze fantazji.
 
"Gdyby obowiązywały w nim określone reguły? Istniały jasne i konkretne cele? Jeżeli wyglądałby jak jedna wielka plansza? Co wy na to?"
 
Sora i Shiro spojrzeli po sobie, uśmiechnęli się kpiąco i skinęli głowami. Chłopak położył ręce na klawiaturze.
 
Rozumiem. Właśnie o to chodziło ci przez ten cały czas, tak? "Jeżeli taki świat istnieje naprawdę, powinniśmy byli się w nim urodzić"
 
Sora wystukał i wysłał odpowiedź.
 
Parę sekund później...
 
Wyświetlacz przygasł na chwilę. Ciche buczenie wszystkich pracujących w pokoju urządzeń niespodziewanie ustało. Usłyszeli przeciągły, basowy jęk, jak gdyby nagle wysiadło zasilanie. W dalszym ciągu działał jednak ekran komputera, na którym widniała treść napisanej przez chłopaka wiadomości.
 
Następnie...
 
- C-co jest?!
 
- ...?
 
Wszystkie monitory w pokoju zaczęły śnieżyć. Wokół rozległy się głośne trzaski, jakby cały dom zaczął pękać w szwach przy akompaniamencie elektrycznych wyładowań. Sora rozglądał się spanikowany. Jego siostra siedziała osłupiała, nie mając najmniejszego pojęcia, co się dzieje. Zakłócenia stawały się coraz silniejsze, monitory LCD wyglądały, jak gdyby w ich wnętrzu szalała piaskowa burza.
 
Nie otrzymali już żadnego maila, usłyszeli za to dobiegający z głośników głos. Nie, nie z głośników... on dochodził z ekranu.
 
- Też tak uważam. Bez wątpienia urodziliście się w złym świecie.
 
Zniekształcona, szara nawałnica zaczęła wylewać się poza ramy monitorów i zajęła już całe pomieszczenie. Nagle z ekranu przed nimi wychynęła para rąk.
 
- C-co?!
 
- E...
 
Złapały Sorę i Shiro. Stalowy chwyt nie pozwalał na najmniejszy opór. Byli wciągani do środka... przez ekran...
 
- Pozwolę wam narodzić się na nowo... we właściwej rzeczywistości!
 
♦ ♦ ♦
 
Chwilę później...
 
Wszystko wokół stało się białe. To dlatego, że otworzył oczy. Dotarło do niego, że to światło dnia. Poczuł delikatne ciepło na siatkówkach, doznanie, które było dla niego wyłącznie mglistym wspomnieniem. Gdy jego źrenice przyzwyczaiły się już do słonecznych promieni, uświadomił sobie, że... unosi się w powietrzu.
 
- Aaaaa?!
 
Jego ciasny pokój błyskawicznie zamienił się w rozciągające się w nieskończoność przestworza. Sora wrzeszczał w niebogłosy, przerażony tą niecodzienną, pokręconą sytuacją. Mózg parował mu, gdy starał się z niej cokolwiek zrozumieć.
 
- Co?! Szlag! Co się dzieje?!
 
Niezależnie od tego, ile razy patrzył, ona wciąż tam była - dryfująca po niebie wyspa. Był przekonany, że zmysły płatają mu figle, nie mógł uwierzyć w to, co widział. W oddali dostrzegł sylwetkę lecącego smoka, na horyzoncie majaczyło pasmo gór, za którymi zobaczył gigantyczne figury szachowe. Były tak ogromne, że chłopak kompletnie stracił poczucie odległości. Sceneria przywodziła na myśl raczej jakąś grę fantasy niż którykolwiek z ziemskich krajobrazów. Jednak co ważniejsze... co najważniejsze, spoglądając na znajdujące się pod nim chmury, Sora zrozumiał wreszcie, skąd wzięła się dziwna lekkość, jaką odczuwał przez cały ten czas - spadał na łeb na szyję. Lecieli w dół niczym podniebni skoczkowie bez spadochronu. Chłopak w pełni zdał sobie sprawę z tragicznej prawdy. Trzy sekundy później już nie krzyczał.
 
- Ja... umrę.
 
Za kilka chwil usłyszał donośne wołanie i jego dramatyczne myśli prysły jak bańka mydlana.
 
- Witajcie w moim świecie!
 
Na tle tego przedziwnego pejzażu, tuż obok nich pojawił się chłopiec, który uśmiechnął się szeroko i rozpostarł ramiona.
 
- To utopia, o której śniliście! Rzeczywistość osadzona na planszy do gry! Przed wami Disboard! Tu o wszystkim decyduje się za pomocą rozmaitych gier! Tak... nawet o ludzkim życiu i granicach państw!
 
Do Shiro wszystko to dotarło około dziesięć sekund później niż do jej brata. Wybałuszyła oczy i przywarła do niego. Wyglądała, jakby lada moment miała się rozpłakać.
 
- Kim... kim ty... jesteś? - pisnęła. Chciała krzyczeć, lecz słowa więzły jej w gardle.
 
- Ja? Ja... mieszkam tam - powiedział uśmiechnięty chłopak i wskazał palcem na olbrzymią figurę szachową w oddali, która przykuła wcześniej uwagę Sory. - Właśnie, jak określiliby to ludzie z waszego świata? Jestem, hmm... bogiem! - powiedział przesadnie słodkim tonem, przyciskając wskazujący palec do policzka.
 
Rodzeństwu było to jednak obojętne.
 
- Lepiej nam powiedz, co mamy teraz robić?! Zaraz uderzymy o glebę! Ach! Shiro!
 
Sora chwycił ręce siostry i przytulił ją mocno do siebie. Obrócił się w powietrzu tak, by jego ciało pierwsze rozbiło się o grunt, choć był całkowicie przekonany, że to tylko daremny wysiłek. Shiro, z całych sił wciskając twarz w pierś brata, wydała z siebie stłumiony okrzyk.
 
- Mam nadzieję, że niebawem znów się spotkamy - powiedział radośnie chłopiec, który podawał się za lokalne bóstwo. Wtedy stracili przytomność.
 
♦ ♦ ♦
 
- Uch... uff...
 
Sora czuł pod sobą ubitą ziemię. Pachniało trawą. Kiedy się ocknął, leżał pod gołym niebem. Przysiadł, pojękując.
 
- Co to... miało być?
 
Miałem koszmar? - Postanowił nie wypowiadać swoich myśli na głos.
 
- Uff... co za kretyński sen - marudziła Shiro, która ocknęła się chwilę później.
 
Och, siostrzyczko, dlaczego? Specjalnie powstrzymałem się od komentarza. Ech... musiałaś podbić ten ląd, prawda? Zatknąć tu flagę królestwa jawy?
 
Chłopak podniósł się. Stał na twardym gruncie, niezależnie od tego, jak bardzo pragnąłby, żeby było inaczej. Chmury nad ich głowami wisiały bardzo wysoko. Nigdy wcześniej nie miał okazji oglądać podobnego widoku.
 
- Aaa! - Nagle zauważył, że znajduje się na skraju przepaści, i cofnął się spanikowany.
 
Rozejrzał się wokół. Z klifu rozciągała się zapierająca dech w piersiach panorama. Nie, ujmijmy to inaczej. Odnalazł wzrokiem powietrzną wyspę. Smoka. Przeogromne pionki i figury szachowe sięgające wysoko ponad łańcuch górskich szczytów. Była to ta sama cudaczna kraina, którą widział, kiedy spadali. Jednak nie śnił.
 
Obydwoje spoglądając w dal pustym wzrokiem mieli smutne refleksje
 
- Hej, siostrzyczko.
 
- No?
 
- Nieraz mieliśmy wrażenie, że życie to gówniana gra odpowiednia dla masochistów.
 
- Mhm.
 
- No i w końcu się zbugowała... Co to w ogóle ma być? To dopiero tandeta... - powiedzieli jednocześnie.
 
Chwilę później zemdleli po raz kolejny.
 
♦ ♦ ♦
 
"Czy to nie brzmi znajomo?"
 
Podobno wszyscy najbardziej utalentowani gracze na całym świecie pewnego dnia otrzymają maila. Nie będzie w nim niczego poza zwięzłą, enigmatyczną wiadomością oraz zaproszeniem do gry w postaci adresu URL. Klikając w link, rozpoczną potyczkę.
 
Jeżeli któryś z nich zwycięży... zniknie z tego świata.
 
A wtedy...
 
Jedna z miejskich legend mówi, że wtedy zostanie przeniesiony do innej rzeczywistości.
 
Dacie wiarę?
 
 
 
 
 
Rozdział 1
 
BEGINNER
 
 
Dawno, dawno, a może jeszcze dawniej temu, przedwieczni Bogowie, ramię w ramię ze swoimi rodzinami i chowańcami, walczyli o tytuł Najwyższego Boga, który sami ustanowili.
 
Wojowali przez tak długi czas, że sama myśl o tych niekończących się starciach mogła przyprawić o ból głowy. Na świecie nie ostał się ani jeden kawałek ziemi, który nie byłby splamiony krwią. Nie było dnia, by w powietrzu nie niósł się lament rannych i umierających.
 
Wszystkie inteligentne rasy pałały do siebie szczerą nienawiścią, zabijając się nawzajem. Masakrze nie było końca. Elfy do perfekcji opanowały magiczne umiejętności. Gromadząc się w małych wioskach, polowały na swoich wrogów. Dragoni poddali się drzemiącemu w nich morderczemu instynktowi, wyrzynając wszystkich wokół siebie, podobnie jak zwierzołaki, które niczym dzikie bestie pożerały każdego, kogo dopadły.
 
Niekończący się konflikt pogrążył w ciemnościach całą krainę, która z wolna przemieniła się w jedno wielkie pogorzelisko. Jednak mroczne czasy miały dopiero nadejść. Narodziło się nowe monstrum, Król Demonów, będący obrzydliwą mutacją wywodzącą się z rasy fantazmów. Dał początek setkom tysięcy podobnych jemu potworów, które zalały cały świat. Nie było już w nim miejsca dla królewskich rodów, pięknych dam i odważnych herosów. Ludzie, nazywani w nim imanitami, stanowili zaledwie garstkę pośród całej rzeszy innych istnień. Tworzyli kraje, knuli intrygi, a wszystko to jedynie po to, by zapewnić swojej rasie możliwość przetrwania.
 
Wydarzenia tamtego okresu były tak brutalne i krwawe, że żaden z bardów nawet słowem nie zająknął się na ich temat w swoich utworach. Miały miejsce na długo przed tym, zanim morza, lądy i niebo otrzymały swoją dzisiejszą nazwę - Disboard.
 
Chociaż wszystko wskazywało na to, że walki nigdy nie ustaną, wojenna zawierucha nagle ucichła. Morza, lądy, powietrze... cała planeta była zniszczona. Nikt nie był w stanie dłużej walczyć.
 
Wówczas pewien bóg, który bez szwanku wyszedł z tego śmiercionośnego zamieszania, usiadł na tronie Najwyższego Boga. Sam nigdy nie wziął udziału w walce. Przez cały czas był jedynie obserwatorem działań zwaśnionych stron. Rzucił wokół badawczym spojrzeniem, rozmyślając dokąd zmierza świat, po czym rzekł do jego mieszkańców:
 
- Zwracam się do was, którzy orężem i brutalną siłą desperacko próbujecie wznieść wieżę z kości poległych. Zwracam się do każdej istoty uważającej się za rozumną. Powiedzcie mi przeto, czym różnicie się od bezmyślnych, dzikich bestii?
 
Wszystkie rasy jak jeden mąż zaczęły wykrzykiwać różnorakie argumenty, które miały poświadczyć o ich wysokim stopniu inteligencji. Biorąc jednak pod uwagę zniszczenia, jakich się dopuścili, ich zapewnienia brzmiały jedynie jak czcze przechwałki. Ostatecznie nikt nie potrafił dać Bogu zadowalającej odpowiedzi. Ten przemówił więc ponownie:
 
- Nie będzie więcej rozlewu krwi ani grabieży. Zabraniam ich.
 
Jego słowa stały się panującym powszechnie prawem absolutnym. Widmo wojny nigdy już nie zawisło nad jego krainą. Bez przerwy powtarzano mu jednak: "wstrzymanie walk nie oznacza jeszcze, że na świecie zapanuje pokój". Bóg odparł na to:
 
- Moi błyskotliwi członkowie Exceed, budujcie swą wieżę, lecz niech będzie ona symbolem waszego intelektu. Użyjcie do tego dostępnej Wam wiedzy, skorzystajcie ze swojego geniuszu i sprytu. Czyniąc to, dacie niepodważalny dowód waszej mądrości.
 
Bóg wyciągnął szesnaście bierek szachowych i uśmiechnął się złośliwie. Ustanowił Dziesięć Zasad i raz na zawsze położył kres wszelkim konfliktom. Od tej pory każdy spór miał być rozstrzygany przy użyciu gier.
 
Najwyższy Bóg nosił imię Tet, choć niegdyś znany był również jako Bóg Gier...
 
♦ ♦ ♦
 
Równik przecinał południową część kontynentu Lucia, rozciągającego się daleko na północny wschód. Na zachodnim brzegu tego olbrzymiego lądu leżało małe Królestwo Elkii, którego stolicą było nieduże miasto noszące taką samą nazwę. To wszystko, co pozostało z ogromnego niegdyś państwa, które w mitycznych czasach zajmowało ponoć ponad połowę całego obszaru Lucii. Niestety, jego dawna świetność bezpowrotnie minęła. Co więcej, to właśnie Elkia była ostatnim bastionem ludzi w Disboard.
 
Na skraju miasta znajdowała się karczma, która wyglądała jak żywcem wyjęta z jakiegoś komputerowego RPG-a. Wewnątrz, przy stole na piętrze, siedziały naprzeciw siebie dwie dziewczyny skupione na jakiejś grze, otoczone przez sporą grupkę gapiów.
 
Pierwsza z nich wyglądała na około piętnaście lat. Miała rude włosy, była elegancko wystrojona, zachowywała się godnie i z gracją. Druga zaś... czarnowłosa, nosiła pelerynę oraz woalkę. Była najprawdopodobniej w wieku swojej rywalki, lecz jej ubiór i zachowanie sugerowały, że mogła być od niej nieco starsza.
 
Zdawało się, że grały w... pokera.
 
Czarnowłosa pozostawała obojętna, jej kamienna, beznamiętna twarz wydawała się martwa. Tuż przed nią piętrzyły się stosy monet, podczas gdy dorobek jej przeciwniczki był zdecydowanie skromniejszy. Ruda była spięta i bardzo poważna. Powód był oczywisty - przegrywała z kretesem.
 
- Ech, mogłabyś się trochę pospieszyć?
 
- Nie przeszkadzaj, próbuję się skupić.
 
Publiczność wokół dopingowała je głośno nie przebierając w słowach. Większość zgromadzonej w budynku klienteli już od wczesnego popołudnia miała nieźle w czubie, więc bawiła się wyśmienicie. Rudowłosa z sekundy na sekundę była coraz bardziej sfrustrowana.
 
♦ ♦ ♦
 
Na zewnątrz, na tarasie, dziewczynka w kapturze zaglądała do gospody przez okno.
 
- Z czego... oni się tak cieszą?
 
- Hm? A wy co, nie wiecie? Jesteście cudzoziemcami? Moment... Nie istnieją przecież inne królestwa imanitów.
 
Tuż obok dwóch ludzi też grało w karty. Młody chłopak, także w kapturze, mierzył się z brzuchatym, zarośniętym mężczyzną w średnim wieku.
 
- Ach, widzisz, pochodzimy ze wsi. Niewiele wiemy o tym, co się dzieje w mieście - wytłumaczył chłopak.
 
Oni również grali w pokera, lecz nie na pieniądze, a na kapsle od butelek.
 
- Mówisz, że gdzieś tam są jeszcze wioski należące do imanitów... jesteście pustelnikami? - zdziwił się brodacz.
 
- Cha, cha, coś w tym stylu. Więc? Co to za radosne poruszenie? - odrzekł wymijająco chłopak.
 
- W Elkii rozgrywany jest właśnie wielki karciany turniej. Jego zwycięzca zasiądzie na tronie.
 
- Zasiądzie na... tronie? - spytała dziewczynka.
 
- Dokładnie tak. Wedle woli poprzedniego monarchy. "Tym razem korona nie trafi w ręce mojego dziedzica. Niechaj nowym władcą zostanie najbardziej utalentowany hazardzista spośród wszystkich ludzi". - Brodacz przytoczył słowa byłego króla układając wieżę ze zdobytych kapsli. - Ludzie stracili wszystko w Grze o Władzę. Ponosiliśmy porażkę za porażką. Elkia jest ostatnim należącym do nas państwem... tfu, miastem. Nie oszukujmy się, nie musimy już dłużej martwić się o swoje dobre imię.
 
- Mhm. Gra o Władzę, tak? Nie powiem, dzieją się tu naprawdę ciekawe rzeczy - skwitował chłopak. Podążając za spojrzeniem swojej towarzyszki, zerknął do wnętrza gospody. Był coraz bardziej zaintrygowany. - Czyli... czekaj, chcesz mi powiedzieć, że te laski to kandydatki na królową?
 
- "Kandydatki" to trochę nieodpowiednie słowo. Każdy imanita może wziąć udział w turnieju - brzuchaty jegomość skierował wzrok na siedzące w środku nastolatki. Termin "twarz pokerzysty" niewątpliwie był im obcy.
 
Rudowłosa rzuciła okiem na swoją rękę. Można było odnieść wrażenie, że lada chwila zacznie głośno narzekać na dobór kart.
 
- Ta o płomiennych włosach to Stephanie Dola, spokrewniona z poprzednim monarchą. Zgodnie z jego ostatnią wolą straci schedę, jeżeli korona przypadnie komuś spoza królewskiej rodziny. Zrobi wszystko, by zdobyć tron - opowiedział mężczyzna, przyglądając się młodej damie. Westchnął i dodał po chwili: Nie poddaje się, choć to właśnie jej dziadek zgotował nam taki podły los...
 
- Mhm, mhm.
 
- Kumam... Gra o Władzę, tak? Rozumiem, że nawet granice państw ustalane są tu w podobny sposób?
 
Rodzeństwo szeptało między sobą przez chwilę, dzieląc się przemyśleniami. Dziewczynka była pod głębokim wrażeniem. Chłopak czuł, jak narasta w nim ciekawość.
 
- Tak. To rozgrywki, w których wszyscy mogą wziąć udział.
 
- Wszyscy?
 
- Każdy człowiek może podać do wiadomości ogólnej swoje imię i spróbować sił w walce o tytuł króla. Jeżeli przegra, prawo do dalszego uczestnictwa w turnieju zostanie mu odebrane. Może posłużyć się dowolnymi metodami; jeśli pokona swoich przeciwników, zostanie prawowitym władcą Elkii.
 
No proszę, proste zasady. Świetnie.
 
- Te reguły brzmią dość banalnie. Zdają egzamin? - zdziwił się chłopak.
 
- Jeżeli tylko obydwie strony zgodzą się co do sposobu prowadzenia rozgrywki, nikt nie będzie kwestionował ich decyzji. Muszą jedynie przestrzegać Dziesięciu Zasad. Kto komu rzuca wyzwanie? W jakiej grze? Kiedy? To bez znaczenia. Tak właśnie działa Gra o Władzę.
 
- Nie, niezupełnie to miałem na myśli - mruknął zamyślony Sora, ponownie rozglądając się po karczmie.
 
- Teraz już wiemy, dlaczego przegrywa - podsumowała cichutko dziewczynka.
 
- No, bez kitu.
 
Para wymieniła się spostrzeżeniami. Po chwili w ręku chłopaka pojawił się prostokątny obiekt. Skierował go w stronę okna i kilkakrotnie dotknął palcem jego powierzchni. Pstryk!
 
- Hej, młody! Ich gra interesuje cię bardziej niż nasza? - Brodacz wyszczerzył się i prędkim ruchem wyłożył karty na stół. - Full. Przykro mi.
 
Mężczyzna był w pełni przekonany o swoim zwycięstwie. Oczami wyobraźni widział już czekającą go nagrodę. Uśmiechnął się szyderczo. Chłopak wyglądał, jak gdyby nagle przypomniał sobie o rozgrywanej partyjce. Od samego początku wyraźnie go nudziła.
 
- Hm? A, tak, przepraszam. Już, chwileczkę - Niedbale zaprezentował swoje karty.
 
- Królewski poker?! - Oczy jego rywala omal nie wyszły mu z orbit. Chłopak zdołał skompletować najwyższy układ w grze, przez cały pojedynek zachowując kamienną twarz - T-ty! Musiałeś oszukiwać! - Mężczyzna zerwał się na równe nogi.
 
- Ej, ej, nie bądź niegrzeczny... skąd ci to przyszło do głowy? - Chłopak także poderwał się z krzesła.
 
- Szanse na trafienie tej figury wynoszą jeden do sześciuset pięćdziesięciu tysięcy! To praktycznie niemożliwe!
 
- Widzisz, dziś jest mój szczęśliwy dzień. Przegrałeś, staruszku. - Nastolatek wyciągnął rękę w stronę przeciwnika. - A teraz chciałbym odebrać swoją wygraną. Tak jak się umawialiśmy.
 
- Szlag by to... - Brzuchaty cmoknął językiem i wyciągnął portfel. Po chwili w jego ręku pojawiła się także sakiewka. - Szósta Zasada: "Każda strona, która podczas zakładu przysięga na Dziesięć Zasad, winna jest dotrzymać danego słowa". Trzymaj. To był dobry pojedynek.
 
- Dzięki... dziaduniu - powiedział chłopak, po czym oddalił się od stolika. Dziewczynka skłoniła się brzuchatemu jegomościowi i pognała za swoim kompanem. Razem skierowali się ku drzwiom gospody.
 
Gdy brodacz odprowadzał ich wzrokiem, tuż obok niego pojawił się inny mężczyzna, najpewniej był to jego przyjaciel.
 
- Oho, stary! Widziałem całą grę. Naprawdę zaryzykowałeś tyle, ile miałeś przy sobie?
 
- Daj mi spokój... jak ja teraz zapłacę rachunki?
 
- Czekaj, czekaj, założyłeś się o wszystkie swoje oszczędności? Dosłownie wszystkie? O cholera! Co w takim razie postawił tamten koleś?
 
- Powiedział, że jeśli wygram, będę mógł zrobić z nimi, co tylko zechcę.
 
- C-co...
 
- Wiem, to zbyt piękne, żeby było prawdziwe... ale to wieśniaki, myślałem, że mi się poszczęści...
 
- Nie o to chodziło. Co wolisz?
 
- Hę?
 
- Jesteś homo? A może lubisz młodsze? Tak czy inaczej, nie brzmi to dobrze...
 
- Hej, moment! Zaczekaj!
 
- Spokojnie! Nie pisnę ani słówka twojej żonie, ale stawiasz kolejkę.
 
- T-to nie tak! Poza tym właśnie straciłem wszystkie pieniądze!
 
- Słuchaj... Na temat cnoty tej małej nawet nie chcę nic wiedzieć. Pomijam też fakt, że grając z tobą, ryzykowali życie. Zastanawia mnie tylko... kim oni są? I jak temu łepkowi udało się trafić królewskiego pokera?
 
♦ ♦ ♦
 
- Braciszku, to było nie fair.
 
- O nie, ty też? O co chodzi?
 
- Oszukiwałeś... To jasne jak słońce.
 
- Oczywiście. Tak jak mówił tamten facet.
 
Skompletowanie najwyższego układu w grze było nie lada
 
wyczynem. Jeśli ktoś decydował się rzucić takie karty na stół, mógł równie dobrze przyznać się do kantowania.
 
- Ósma Zasada: "Gracz przyłapany na oszustwie automatycznie przegrywa" - szepnął chłopak, chcąc utrwalić regułę, z którą zapoznał się przed chwilą. - Teraz jesteśmy pewni, że działa. Dopóki nas nie nakryją, gramy dalej - rzucił od niechcenia, jak gdyby właśnie przeprowadził nic nieznaczący eksperyment. Po chwili dodał: Zdobyliśmy przynajmniej trochę kasy, pójdzie na fundusz wojenny.
 
- Wiesz cokolwiek o tutejszych pieniądzach?
 
- A niby skąd? Ale nie martw się, wszystko rozgryzę. Wiesz, że jestem w tym dobry.
 
Para rozmawiała bardzo cicho. Nie chcieli, by usłyszał ich brodaty mężczyzna lub jego domniemany przyjaciel. Po chwili zniknęli wewnątrz budynku.
 
♦ ♦ ♦
 
Podeszli do baru, nie zwracając uwagi na radosny tłum zgromadzony wokół stołu w centrum pomieszczenia. Chłopak wyciągnął portfel oraz sakiewkę i z hukiem położył je na blacie.
 
- Więc tak, potrzebujemy pokoju dla dwóch osób. Może być jedno łóżko. Na ile nocy nas stać? - zapytał, powoli wypowiadając każde ze słów.
 
Mężczyzna wyglądający na właściciela karczmy rzucił okiem na leżące przed nim pieniądze.
 
- Będzie jedna. I ciepła strawa - odparł po chwili wahania.
 
- Cha, cha, cha! - zarechotał chłopak, choć jego oczy zdradzały, że wcale nie było mu do śmiechu. - Słuchaj, jesteśmy śmiertelnie zmęczeni, dawno nie nachodziliśmy się tyle, co ostatnio. Jesteśmy na nogach od pięciu dni. Mógłbyś odpuścić sobie żarty i powiedzieć nam wreszcie, na ile nam to wystarczy?
 
- Coś ty powiedział?
 
- Jeżeli chcesz obrabiać wieśniaków, którzy nie znają wartości pieniądza, proszę bardzo. Dam ci tylko drobną radę: powinieneś zwrócić uwagę na to, gdzie kierujesz swój wzrok, kiedy kłamiesz. Ton głosu jest równie ważny - rzucił z uśmiechem chłopak, skupiając wzrok na gospodarzu, jak gdyby chciał przejrzeć na wylot jego najskrytsze sekrety.
 
Mężczyzna mlasnął językiem. Na jego czole pojawiła się strużka zimnego potu. - Uch... dwie noce - odparł.
 
- A ty znowu swoje... dobijmy targu. Dziesięć nocy z pełnym wyżywieniem, trzy razy dziennie.
 
- Co!? To jest twoja propozycja!? Z-zrozumiałem! Trzy noce, tak? Dorzucę coś do jedzenia.
 
- Ach tak? Zgódź się na pięć. Z jednym posiłkiem.
 
- Co...
 
- Przecież możesz sobie na to pozwolić. Forsa, którą zdzierasz z klientów, wpada prosto do twojej kieszeni.
 
- Co? Czekaj, skąd...
 
- Prowadzisz bar, wynajmujesz pokoje. To twój przybytek, prawda? Chcesz, żeby wszyscy dowiedzieli się, jaki jesteś obrotny? - Chłopak uśmiechnął się pod nosem. Grał nieczysto.
 
- Wyglądasz na niewinnego, ale jesteś bardzo przebiegły, dzieciaku. Co powiesz na cztery noce z pełnym wyżywieniem?
 
- Stoi. Interesy z tobą to prawdziwa przyjemność. - Chłopak uśmiechnął się szeroko i wziął od właściciela klucz do pokoju.
 
- Drugie piętro, ostatni pokój po lewej. Ach, właśnie... jak godność? - spytał markotnie karczmarz, sięgając po księgę gości.
 
- Mmm... zostaw puste miejsce - odparł Sora, machając zawieszonym na palcu kluczem. Poklepał po plecach swoją siostrę, zapatrzoną na bawiących się przy stole ludzi. - Hej, załatwiłem nam pokój na cztery noce. Możesz zacząć wychwalać swojego genialnego bra... Hm? Co jest?
 
Dziewczynka wpatrywała się w rudą Stephanie... jakoś tak... Grymas niezadowolenia nie znikał z jej twarzy. Aż dziw brał, że Stephanie Dola wciąż miała nadzieję na zwycięstwo.
 
- Ona... dostanie wciry.
 
- Całkiem prawdopodobne. Co z tego?
 
Z takim nastawieniem nie ma szans na wygraną. Jak może tak otwarcie okazywać swoje emocje? Staruch miał rację, członkowie rodziny królewskiej naprawdę nie grzeszą rozumem - pomyślał chłopak. Po chwili zdał sobie sprawę z tego, co tak naprawdę chciała przekazać mu Shiro.
 
- Ach. Teraz rozumiem... to straszne... - mruknął, spoglądając na czarnowłosą.
 
- Mmm.
 
- Ludzie robią tu naprawdę niezłe przekręty. Imponujące, przyznaję...
 
- Onieśmielony, braciszku? - słysząc te słowa, Sora spoważniał nagle.
 
- Nie gadaj głupot! - odciął się natychmiast. - Nie chodzi o to, w jaki sposób oszukujesz. Liczy się skuteczność.
 
- Myślisz, że dałbyś sobie radę?
 
- Chyba naprawdę znaleźliśmy się w jakimś świecie rodem z gier fantasy. - powiedział Sora i ruszył w stronę schodów prowadzących na trzecie piętro nie zwracając uwagi na siostrę. - Nadal jakoś to do mnie nie dociera. Wszystko wokół wydaje się dziwnie znajome... Może rzeczywiście spędzałem zbyt wiele czasu przed komputerem?
 
- Wybacz, głupio zapytałam... - przeprosiła Shiro.
 
Dokładnie. Nikt nie zdoła pokonać "[ ]".
 
Gdy mijali stół, przy którym w najlepsze trwał karciany pojedynek, nie wiedzieć czemu, Sora skierował się ku Stepha... tej rudej.
 
- Wasza wysokość zdaje sobie sprawę, że rywalka oszukuje? - wyszeptał, jakby od niechcenia, wprost do jej ucha.
 
- Co? - wytrzeszczyła niebieskie oczy. Ich kolor kontrastował z włosami.
 
Pokonując stopień za stopniem, chłopak czuł na plecach jej zdumione spojrzenie. Ani on, ani jego siostra nie obejrzeli się za siebie. W milczeniu udali się do wynajętego pokoju.
 
♦ ♦ ♦
 
Przekręcił klucz w wyrobionym, zardzewiałym zamku. Otworzył drzwi i rozejrzał się po pomieszczeniu. Było niewielkich rozmiarów i przypominało jedną z tych lichych, drewnianych izdebek, które miał okazję widywać w Oblivionie albo Skyrimie. Gdy przestąpili próg, podłoga zaskrzypiała pod ich stopami.
 
Pokój miał tylko jedno okno. Stało w nim też tylko jedno proste łóżko. W rogu zobaczyli parę rozpadających się krzeseł i marną imitację stołu. Wyposażenie nie mogło być gorsze.
 
Rodzeństwo zamknęło za sobą drzwi. Mogli nareszcie ściągnąć kaptury. Sora - nastolatek o czarnych, rozczochranych włosach, w trampkach, dżinsach i koszulce z krótkim rękawem. Shiro - malutka, młodziutka dziewczyna z burzą niesfornych, śnieżnobiałych włosów przysłaniających jej czerwone oczy. Miała na sobie marynarski mundurek.
 
Nie chcąc wyróżniać się w tłumie, zdobyli wcześniej tutejsze ubrania. Chłopak z ulgą zrzucił z siebie pelerynę i wskoczył na łóżko. Wyciągnął z kieszeni komórkę i odhaczył w menedżerze zadań.
 
- Cel: znaleźć lokum... Zrealizowany, co nie? Mogę uznać za załatwione, prawda? - upewnił się.
 
- Mhm, myślę, że możesz.
 
- Ach, ale jestem zmęęęęęczooonyyy... - poskarżył się siostrze. Wcześniej powstrzymywał się od marudzenia, jednak teraz, kiedy już zaczął, narzekaniom nie było końca. - Niemożliwe! Wychodzę z domu po tak długim czasie i od razu każą mi tyle chodzić? Co to ma być, do jasnej cholery?
 
Otworzył okno i rozejrzał się dokoła. W oddali, ledwo widoczny, majaczył klif, na którym wylądowali.
 
- Jeżeli naprawdę się czegoś chce, można znaleźć sposób, by to osiągnąć.
 
- Jestem pewien, że do zrobienia czegoś potrzebna jest też odrobina motywacji. To sformułowanie chyba lepiej obrazuje naszą sytuację, co? - podsumował ponuro. Shiro skinęła głową. - Ależ byłem zdziwiony, że udało mi się aż tyle przejść. Myślałem, że mam o wiele słabsze nogi.
 
- Pewnie wyrobiły ci się od grania.
 
- Tak, masz rację! Nigdy nie sądziłem, że przydadzą mi się do czegoś innego!
 
- Ani... ja...
 
Mimo że dobry humor zdawał się ich nie opuszczać, nie mieli już siły na dalsze dyskusje. Shiro staniała się na nogach, oczy miała na wpół przymknięte. Położyła się tuż obok brata. Jej ciężki oddech zdradzał, że była wycieńczona. Nic w tym dziwnego. Była co prawda geniuszem, lecz wciąż miała zaledwie jedenaście lat. Zarwała pięć nocy pod rząd i rozegrała wymagającą partię szachów. Jakby tego było mało, później czekała ją mordercza wędrówka, podczas której nie powiedziała ani słowa. W jej trakcie zemdlała parokrotnie oraz kilka razy była niesiona przez brata, jednak już sam fakt, że przebyła tak ogromny dystans, graniczył z cudem. Sora, nie chcąc jeszcze bardziej deprymować dziewczynki, obiecał sobie nie narzekać przez cały marsz, który nawet dla niego okazał się niesłychanie wyczerpujący.
 
- Świetnie sobie poradziłaś. Dobra robota, siostrzyczko. Jestem z ciebie dumny - powiedział, głaszcząc ją po głowie.
 
- Mhm, mamy... miejsce do spania.
 
- Ta, nie miałem pojęcia, co z nami będzie, kiedy zaatakowali nas tamci bandyci.
 
Sora cofnął się w myślach o kilka godzin. Do ich pierwszych chwil w nowej rzeczywistości.
 
♦ ♦ ♦
 
- No dobra, co robimy? - zapytał chłopak.
 
Zagubiona Shiro jedynie pokręciła głową. Właśnie odzyskali świadomość po tym, jak zemdleli drugi raz z rzędu.
 
Wykończony Sora przeklinał na czym świat stoi, wrzeszcząc wniebogłosy. Jego zdezorientowana siostra głośno wypuściła wstrzymywane w płucach powietrze. Choć byli bardzo zmęczeni, ostatecznie udało im się odzyskać panowanie nad sobą. Nie mieli siły, by dłużej przejmować się tą niezrozumiałą sytuacją.
 
Oddalili się od klifu i przysiedli na skraju drogi, która nie była nawet wybrukowana.
 
- Braciszku, dlaczego akurat tutaj?
 
- Wiesz, widywałem takie trakty w RPG-ach. A nuż ktoś będzie tędy przechodził? - Sora nie miał bladego pojęcia, na ile w tym świecie przyda mu się wiedza zdobyta w grach komputerowych. Tak czy inaczej... - Najwyższa pora, żebyśmy dokładnie sprawdzili, co mamy przy sobie.
 
Chłopak miał wrażenie, że tak właśnie robili bohaterowie powieści przygodowych. Rodzeństwo w mig zaczęło opróżniać kieszenie:
 
- dwa smartfony,
 
- dwie przenośne konsolki DSP,
 
- dwa power banki,
 
- dwie ładowarki słoneczne oraz jeden rozgałęziony kabel pozwalający na zasilanie kilku urządzeń jednocześnie.
 
Ostatnią rzeczą, jaką mieli przy sobie, był trzymany przez Shiro tablet. Z pewnością nie był to ekwipunek, który pozwoliłby im długo przetrwać. Wszystkie sprzęty służyły im przecież wyłącznie do rozrywki. Nie rozstawali się z nimi na krok, by móc grać wszędzie: w ubikacji, wannie czy też podczas przerwy w dostawie prądu. Mieli poważne wątpliwości, czy którykolwiek z nich okaże się choć trochę przydatny.
 
- Cóż, zakładam, że w światach fantasy nie działają sieci komórkowe - powiedział Sora, zerkając na telefon. Brak zasięgu.
 
Niemniej jednak flesz wbudowanego w smartfon aparatu mógł wieczorem posłużyć im za latarkę. Co więcej, mogli dokumentować wszystko wokół nich przy pomocy zdjęć. Choć aplikacja z mapami nie działała, wciąż mógł używać komórki jako kompasu. Cieszył się z faktu, że mieli dostęp do tak niezwykle przydatnej technologii.
 
- Wyłączmy na razie twój telefon i tablet. Podładujmy je trochę, póki wciąż świeci słońce. Zgrałem kilka książek, których
 
używałem przy quizach. W ostateczności sięgniemy po jakiś poradnik przetrwania - zakomenderował chłopak.
 
- Roger! - Shiro posłusznie wyłączyła obydwa urządzenia i podpięła je do ładowarki.
 
Dziewczynka z doświadczenia wiedziała, że w trudnych chwilach najlepiej było słuchać starszego brata. Przynajmniej mogli wykorzystać moc nauki (to jest jego telefonu) przy wytyczeniu kierunków. Wyglądało to, jakby utknęli na nieznanych wodach, mając do dyspozycji wyłącznie busolę i ani jednej mapy.
 
Siedzieli tak, ściskając w rękach najnowocześniejsze zdobycze techniki. Nie potrafili odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
 
- Hę?
 
Na drodze zauważyli kilku mężczyzn zmierzających w ich kierunku.
 
- Ha! Popatrz tylko, miałem nosa! Warto było grać w te wszystkie RPG-i!
 
- Braciszku, oni są jacyś... dziwni.
 
Po chwili grupka przyspieszyła kroku i otoczyła dwójkę szerokim kołem. Byli odziani w zielone, niekrępujące ruchów ubrania i lekkie, idealne do biegania buty.
 
- Jasna cholera! To bandyci! - powiedział Sora, machinalnie wywracając oczami.
 
Pierwsze osoby, które spotykamy na drodze. "Cześć, jesteśmy oprychami z innego świata!"
 
Każdy z nich wyglądał nieprzyjemnie, jak encyklopedyczny przykład zbira. Chłopak miał coraz większą ochotę przeklinać los. Patrząc na nich, czuł narastające poczucie zagrożenia. Stanął przed siostrą, chroniąc ją własnym ciałem.
 
- Che, che! Jeżeli chcecie tędy przejść... musicie z nami zagrać - powiedział jeden z facetów.
 
Sora i Shiro spojrzeli na siebie zszokowani. Takiego obrotu wydarzeń się nie spodziewali.
 
- Ach, no tak! Tamten młody mówił przecież, że wszystko tu rozwiązywane jest za pomocą gier.
 
- To są tutejsi rozbójnicy?
 
Zdali sobie sprawę, że w ich rzeczywistości złoczyńcy byli dużo bardziej przerażający. Widok tych tutaj wręcz wypełniał serca radością. Nie potrafili powstrzymać śmiechu.
 
- Ej, z czego tak rżycie!? Dopóki nie podejmiecie wyzwania, nigdzie się stąd nie ruszycie! - krzyknęli bandyci, nie rozumiejąc, co tak bardzo rozśmieszyło dwoje nastolatków.
 
- Dobra. Zagramy przeciw jednemu z nich. - Rodzeństwo naradzało się po cichu. - Oszukujemy i zgarniamy wszystko, co mają przy sobie, tak?
 
- Brzmi... idealnie. - Sora dwukrotnie klasnął w dłonie i zwrócił się do bandytów: Okej! Zmierzmy się. Z góry uprzedzam, nie mamy niczego wartościowego.
 
- Dobra, nie szkodzi. W takim...
 
- Jeżeli przegramy - chłopak wszedł w słowo jednemu z bandziorów - zrobisz z nami, co tylko chcesz. Możesz nas sprzedać. Cokolwiek postanowisz.
 
- Hę? - Opryszek był wyraźnie zaskoczony ofertą.
 
- Ale jeśli wygramy... - Sora posłał mu chłodny uśmiech - wskażesz nam drogę do najbliższego miasta. Dwójka twoich kompanów odda nam swoje ubrania. Wiesz, ciuchy z innego świata będą wyróżniały się w tłumie. Ach, jeszcze jedna sprawa. Opowiecie nam wszystko o zasadach obowiązujących w tym świecie.
 
Sora był genialnym strategiem, który potrafił przystosować się do każdej sytuacji. Negocjując warunki, z góry założył, że wygrana należy do niego.
 
♦ ♦ ♦
 
Wrócił myślami do rzeczywistości.
 
- Dziesięć Zasad, hm? Shiro, zapamiętałaś wszystkie?
 
- Mhm, to bardzo... ciekawe zasady. - Zaspana dziewczynka kiwnęła głową.
 
Bandyci, którzy przegrali z kretesem, wyjaśnili im panujące tutaj reguły. Sora zapisał je wszystkie na swoim smartfonie. Wyciągnął go i zaczął czytać notatki.
 
Wszystko wskazywało na to, że Dziesięć Zasad było obowiązującymi tu świętymi prawami ustanowionymi przez Najwyższego Boga. Dziewczynka w mig zapamiętała ich treść, lecz chłopak musiał jeszcze raz zerknąć na sporządzone zapiski:
 
1. Wszelkie zabójstwa, wojny i rabunki są zakazane.
 
2. Wszelkie spory rozstrzyga się poprzez grę.
 
3. Przed grą obie strony muszą postawić coś o równej wartości.
 
4. W przypadku braku zastrzeżeń co do punktu trzeciego, zasady gry i przedmiot zakładu są dowolne.
 
5. Strona wyzwana ma prawo do wyboru gry i wyznaczenia jej zasad.
 
6. W przypadku przysięgi na Dziesięć Zasad, warunki zakładu muszą zostać spełnione.
 
7. W grach zespołowych należy wyznaczać przedstawicieli drużyn.
 
8. Gracz przyłapany na oszustwie automatycznie przegrywa.
 
9. Powyższe zasady, są absolutne.
 
Dziesiąta Zasada brzmiała: "Grajmy i bawmy się dobrze!".
 
♦ ♦ ♦
 
- Myślałem, że lista skończy się na dziewiątym punkcie. Niemniej jest ich dziesięć...
 
Ostatnia reguła paradoksalnie sprawiała wrażenie mniej ważnej od pozostałych. Można było odnieść wrażenie, że przyjemność płynąca ze wspólnej gry była zupełnie nieistotna. Ten slogan zdawał się mówić: "Frajda? Możecie sobie pomarzyć".
 
Spoglądając na te pełne ironii zasady, Sora widział przed  oczami twarz tutejszego Boga. Nie ulegało wątpliwości, że jeśli ktoś tu dobrze się bawił, to właśnie on.
 
- Ten dzieciak, który nas tutaj ściągnął... jeżeli naprawdę jest lokalnym bóstwem, jest całkiem spoko. - Chłopak uśmiechnął się lekko pod nosem i odłożył telefon.
 
Położył się na łóżku i pogrążył w zadumie. Zmęczenie szybko wzięło nad nim górę. W mgnieniu oka mgła spowiła jego umysł, rozpraszając myśli.
 
- To chyba normalne, nie? Po tylu zarwanych nocach...
 
- Mhm... - mruknęła Shiro.
 
Przemęczona dziewczynka położyła rękę na ramieniu brata. Jej twarz, zazwyczaj przykryta grzywką, wyglądała jak dzieło sztuki. Teraz była biała niczym porcelana. Dziewczynka do złudzenia przypominająca lalkę. Sora i Shiro - dwoje kompletnie niepodobnych do siebie nastolatków. Fakt, że byli rodzeństwem, wydawał się kiepskim dowcipem.
 
- Ciągle ci powtarzam, żebyś się czymś przykrywała. Może zarzucisz na siebie przynajmniej jakiś koc... Przeziębisz się - upomniał siostrę chłopak.
 
- Mmm... przykryj mnie - poprosiła słabym głosem.
 
Zawahał się przez chwilę, czując stęchłą woń starej tkaniny.
 
Cóż, lepsze to niż nic.
 
Dobra, co teraz? Co robić? - zastanowił się, zerkając na przysypiającą Shiro. Wyciągnął komórkę. Raz po raz naciskał palcem na ekran, sprawdzając zainstalowane na niej aplikacje. A nuż któraś okaże się tu przydatna?
 
W powieściach ludzie próbują najpierw znaleźć sposób na to, jak wrócić do swojej rzeczywistości, tam...
 
Gdzie zostali odrzuceni przez swoich rodziców.
 
Gdzie społeczeństwo nie akceptowało jego siostry.
 
Gdzie on sam nie potrafił funkcjonować pośród innych ludzi.
 
Gdzie czuł się dobrze wyłącznie przed ekranem swojego komputera.
 
- Nie czaję, dlaczego bohaterowie książek, którzy trafiają do innego świata, za wszelką cenę starają się wrócić do domu? - powiedział na głos Sora, choć doskonale wiedział, że Shiro zdążyła już zasnąć. Jak można się było spodziewać, nie doczekał się odpowiedzi.
 
Myślał, co powinni zrobić po czterech dniach spędzonych w gospodzie. Próbował się skupić, lecz po chwili przegrał z potwornym zmęczeniem i pogrążył się we śnie.
 
♦ ♦ ♦
 
*Puk!*Puk!*
 
Delikatne stukanie do drzwi wystarczyło, by obudzić Sorę. Był jednym wielkim kłębkiem nerwów, odkąd tylko zjawili się w tym nieznanym miejscu. Choć brak snu dawał mu się we znaki do tego stopnia, że miał ochotę krzyczeć, zdołał się jednak opanować. Chwilę później jego mózg działał już na pełnych obrotach.
 
- Mmm... - mamrotała przez sen Shiro.
 
Chłopak nie posiadał się ze zdumienia, to nie pasowało do jego siostry. Wciąż smacznie spała, uczepiona jego ramienia, strużka śliny ściekała po jej brodzie. Sora patrzył z zazdrością na drzemiącą dziewczynkę, jej widok pozwolił mu się nieco uspokoić.
 
- No jasne! Jakby się zastanowić, zabójstwa i kradzieże są tu przecież zakazane.
 
To znaczyło, że nie musieli przejmować się zagrożeniami, które wydawały się naturalne w świecie takim jak ten. Jeżeli zrozumieliby... nie, rozumieli to na pewno. Uśmiechnął się triumfalnie, znów spoglądając na drzemiącą Shiro, która prędko zaadoptowała się do tutejszych warunków.
 
- Nigdy nie dorównam twojemu geniuszowi, to pewne...
 
*Puk!*Puk!*Puk!*
 
- Już, już! Kto tam? - spytał chłopak, gdy ktoś ponownie po cichu zastukał do drzwi.
 
- Nazywam się Stephanie Dola, mogę zająć chwilkę? Chciałabym, żebyś wyjaśnił mi to, o czym mówiłeś po południu.
 
Stephanie... och. Sora chwycił smartfon i rzucił okiem na zrobione dzień wcześniej zdjęcie. Dostojna młoda kobieta o płomiennych włosach i niebieskich oczach. Tak, widział ją na dole. Była jedną z tych osób, które brały udział w turnieju o władzę nad królestwem.
 
- W porządku, już idę.
 
- Mmm...
 
- Siostrzyczko, cieszę się, że tak wiele dla ciebie znaczę, ale puść moją rękę. W ten sposób nigdzie się nie ruszę.
 
- Hmm? - Shiro, która wciąż przysypiała, wreszcie rozluźniła chwyt.
 
Sora podniósł się ociężale i ruszył po skrzypiącej podłodze w stronę drzwi. Stojąca na korytarzu Stephanie w ogóle nie przypominała dziewczyny, którą zapamiętał ze zdjęcia. Wyglądała jak siedem nieszczęść.
 
- Pozwolisz, żebym weszła do środka?
 
- Eee, pewnie, wejdź - zgodził się i wpuścił rudowłosą do ciasnego pokoju.
 
Zaproponował jej krzesło przy stole, po czym zajął miejsce na łóżku, tuż obok siostry. Gdy ta nareszcie zdołała usiąść, chwiała się na wszystkie strony. Była na wpół przytomna.
 
- Co to miało znaczyć? - Dola odezwała się jako pierwsza.
 
- To? Ach, to nie tak. Nic z tych rzeczy. Jesteśmy rodzeństwem.
 
- Braciszku, odrzuciłeś mnie...
 
Poprawka.
 
"Na wpół przytomna" nie było właściwym określeniem. W osiemdziesięciu procentach jeszcze spała. Żeby nie opaść na łóżko, oparła się plecami o brata.
 
- Uch, nie, nie odrzuciłem. Jestem Sora. Nigdy nie miałem dziewczyny, ale chętnie jakąś przygarnę! - Chłopak nie znał panujących tu obyczajów, dlatego też postanowił się wytłumaczyć. Na wszelki wypadek.
 
- To mnie nie interesuje. - Stephanie, choć wyraźnie zmieszana, kontynuowała nieśmiało. - Pytałam o to, co powiedziałeś mi po południu...
 
Popołudnie, popołudnie. Sora nie miał pojęcia, o czym ona mogła mówić. Zastanawiał się, która mogła być godzina. Było ciemno. Spojrzał na telefon. Minęły zaledwie cztery godziny, odkąd położył się do łóżka. Nic dziwnego, że wciąż był bardzo zmęczony.
 
- Kiedy mnie mijałeś, powiedziałeś, że moja rywalka robi mnie w balona.
 
- Pewnie... przegrałaś? - mruknęła Shiro. Wciąż miała przymknięte oczy i mamrotała coś pod nosem, lecz musiała być już w pełni świadoma.
 
Komentarz dziewczyny sprawił, że Dola straciła panowanie nad sobą.
 
- Masz rację! Tak! Przegrałam! I co teraz?! Wszystko stracone! - wrzeszczała, zerwawszy się na równe nogi.
 
- Jestem niewyspany i pęka mi głowa. Czy mogłabyś, proszę, mówić ciszej? - Sora zatkał sobie uszy.
 
- Skoro wiedziałeś, że oszukuje, mogłeś powiedzieć mi, w jaki sposób! - Rozwścieczona dziewczyna grzmotnęła torebką o stół, zupełnie ignorując jego prośbę. Nie przestawała krzyczeć. - Wygrałabym, gdyby jej przekręty wyszły na jaw!
 
- Uff... no tak, Ósma Zasada: "Gracz przyłapany na oszustwie automatycznie przegrywa". - Chłopak przypomniał sobie jedną z zasad, które czytał na smartfonie przed snem. Innymi słowy - każdy mógł kantować dopóty, dopóki nie został nakryty. Słuszność swoich podejrzeń trzeba było jednak udowodnić.
 
- Dzięki, przez ciebie przegrałam! Nie mam już szans na zdobycie korony!
 
- Podsumowując... Przegrałaś, jesteś wkurzona i przyszłaś. .. żeby się wyżyć? - mruknęła ospale Shiro.
 
Trafiła w sedno. Stephanie zazgrzytała zębami.
 
- Moja droga, opanuj się. Niepotrzebnie dolewasz oliwy do ognia. Tylko udajesz, że przysypiasz, co?
 
- Ja... jak? Skąd wiedziałeś?
 
- Rozbudziłaś się, kiedy powiedziałem, że szukam dziewczyny... Nie mamy tu żadnych przyjaciół, powinniśmy być, wiesz, mili dla... - Sora urwał nagle. Wpadł na pewien pomysł.
 
Shiro nie pisnęła już ani słówka, widząc, jak wyraz twarzy jej brata zmienia się w okamgnieniu.
 
- Myślę, że moja siostra ma rację - powiedział. Sprawiał wrażenie, jak gdyby w ciągu kilku sekund stał się zupełnie innym człowiekiem. - I tak wszyscy wiemy, że ludzie z góry skazani są na porażkę.
 
- Co mówiłeś? - wycedziła Dola przez zaciśnięte zęby.
 
Sora nie odpowiedział. Bezceremonialnie taksował ją spojrzeniem. Wyglądała bardzo ponętnie. Nosiła rozkloszowaną sukienkę ozdobioną mnóstwem falbanek, która odsłaniała sporą część jej ciała; takiego stroju z pewnością nie powstydziłaby się żadna księżniczka. Chłopak pożerał ją wzrokiem.
 
- Przeciwniczka wyrolowała cię bez najmniejszego problemu, po czym przychodzisz tutaj wyżyć się na mnie... - Chłopak uważnie dobierał słowa tak, by jak najskuteczniej rozsierdzić dziewczynę. - Irytują cię komentarze dziecka. Ba, otwarcie okazujesz swoje emocje. Działasz zbyt pochopnie. Jeżeli naprawdę jesteś krewniaczką byłego władcy, jeżeli tak zachowuje się rodzina królewska, to nie dziwię się, dlaczego ludzie ciągle przegrywają.
 
Sora obrzucił Stephanie pogardliwym spojrzeniem, jakby patrzył na jakieś niezbyt inteligentne zwierzę. Nastolatka, trzęsąc się ze zdenerwowania, spojrzała na chłopaka szeroko otwartymi oczami.
 
- Cofnij... to...
 
- Cha, cha! Niby czemu?
 
- O mnie możesz mówić, co tylko ślina ci na język przyniesie, ale nie pozwolę, żebyś obrażał moich krewnych! - Dola gotowała się ze złości.
 
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i zbyt ją machnięciem ręki.
 
- Nie zauważyłaś, że rywalka wpuszcza cię w maliny, bo grałaś defensywnie. Bałaś się podjąć ryzyko, licząc na łatwe zwycięstwo. Ludzie twojego pokroju zawsze koncentrują się tylko na sobie i nie mają czasu, by choć na chwilkę zerknąć na swojego przeciwnika. - Sora roześmiał się szyderczo, po czym kontynuował: - Jesteś prosta i ograniczona. Szybko się wpieniasz i nie potrafisz utrzymać swojego gniewu na wodzy. Naprawdę myślałaś, że masz jakiekolwiek szanse?
 
- Mógłbyś zamknąć się w końcu i dać mi coś powiedzieć!?
 
- Dola rzuciła się w jego stronę.
 
- Zmierzmy się, okej? - wypalił nagle Sora, na co Dola stanęła jak wryta.
 
- Eee, ach... co? - Była zdezorientowana, lecz postanowiła wysłuchać go do końca.
 
- Przecież wyrażam się jasno. Spróbujmy czegoś prostego. Może papier, kamień, nożyce? Znasz tę grę?
 
- Kamień, papier... Oczywiście. Jasne, że ją znam.
 
- Dobrze. Cieszę się, że też ją tu macie. Aha, jeszcze jedno.
 
- Chłopak uniósł wskazujący palec i zaczął powoli tłumaczyć
 
- Przyjmiemy nieco inne zasady, zgoda? Ja będę wystawiał jedynie papier.
 
- Hę?
 
- Jeżeli pokażę cokolwiek innego, przegrywam. Pamiętaj jednak, że jeśli cię wtedy pokonam, razem poniesiemy porażkę. Zremisujemy. Jeżeli razem damy papier, wygrywasz ty.
 
Przegra, jeśli pokaże coś innego niż papier? Co on wygaduje? Stephanie nie do końca rozumiała słowa chłopaka. Postanowiła być nieco bardziej uważna.
 
- O co gramy?
 
Sora wyszczerzył się szeroko. Cieszył się, że dziewczyna od razu przeszła do rzeczy.
 
- Jeżeli uda ci się zwyciężyć, zrobię wszystko, o co tylko poprosisz - zaczął - Opowiem o triku, jaki zastosowała twoja rywalka, dam ci kilka rad na ich temat, cokolwiek. Mogę nawet umrzeć za to, że obraziłem twojego głupiego dziadka.
 
-Ty...
 
- Jeśli wygram, zrobisz to samo dla mnie. Spełnisz moje życzenie. - Sora wyglądał na zadowolonego z siebie. Na jego poważnej twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech. - Stawiam na szali swoje życie - kontynuował zimnym, niemiłym, wulgarnym wręcz tonem. - Jestem przekonany, że jesteś w stanie zrobić to samo, co? Chyba, że się mylę?
 
Stephanie, choć wściekła do granic możliwości, zdołała zapanować nad emocjami.
 
- A jeśli zremisujemy? - zapytała ostrożnie.
 
- Zdradzę ci, w jaki sposób cię oszukano. W zamian za to... - Sora całkowicie zmienił swoje nastawienie i zaczął wdzięczyć się do dziewczyny. Podrapał się po głowie, udając zakłopotanego. - Wyświadczyłabyś mi drobną przysługę? Na razie jakoś sobie radzimy, ale po czterech dniach będziemy musieli opuścić to miejsce. Mówiąc szczerze, nie mamy ani jedzenia, ani lokum. Nie bardzo wiemy, co dalej począć...
 
- Rozumiem, że chodzi o zapewnienie wam schronienia, tak?
 
Chłopak jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi.
 
Wygląda na to, że szuka po prostu darmowego zakwaterowania.
 
- To jak będzie? Odpuszczasz?
 
 
- Wciąż możesz zrezygnować. Poznanie sekretu twojej przeciwniczki nic ci już nie da, straciłaś przecież szansę na zdobycie władzy, czyż nie? Nie lubisz kusić losu, to widać. Jeżeli boisz się takiego wyzwania, zawsze możesz się wycofać. Mnie tam bez różnicy - chłopak próbował jeszcze bardziej rozjuszyć rudowłosą.
 
- Rozumiem! Jestem gotowa! Aschente! - choć Sora wyraźnie ją prowokował, Dola podjęła wyzwanie.
 
Aschente było słowem przysięgi - wypowiadająca je osoba ślubowała tym samym, że w imię Najwyższego Boga będzie przestrzegać podczas rozgrywki wszystkich Dziesięciu Zasad.
 
- Okej, to ja też... Aschente - rzucił od niechcenia chłopak, uśmiechając się od ucha do ucha.
 
Myśli Stephanie galopowały jak szalone.
 
Powiedział, że będzie używał tylko papieru, tak? Spodziewa się, że pokażę nożyce? Warunki, które zaproponował, zdradziły jego intencje. Chce zremisować, nie może przecież wygrać. Potrzebuje jedynie dachu nad głową - zakładam, że w rzeczywistości nie ma nawet pojęcia, w jaki sposób mnie oszukano. Jestem tego pewna. Przegra, jeśli nie wystawi papieru. Jak zatem prezentują się moje szanse? Kamień: dwie możliwe wygrane i jedna przegrana. Nożyce: dwie wygrane i remis. Papier: jedna wygrana, dwa razy remis.
 
Może wystawić tylko papier. Jeżeli bezmyślnie będę używała wyłącznie nożyc, on pokaże kamień. Będzie ze mnie drwił: "Wszystko idzie jak z płatka, gratuluję naiwności, głupia". Jeśli zaś dam papier, doprowadzę do remisu. Dokładnie tak, jak tego chciał. Wydaje mu się, że nie wystawię kamienia, bo oznaczałoby to moją porażkę, tak? Próbuje zrobić ze mnie idiotkę! Przy kamieniu i nożycach prawdopodobieństwo mojej wygranej wynosi dwa do jednego. Nie, nie pozwolę, żeby mnie wyrolował! Nie dam mu zremisować!
 
Dola przeszyła wzrokiem swojego przeciwnika i przełknęła głośno ślinę. Nie dlatego, że stawała w szranki z odważnym i nieco aroganckim młodym mężczyzną, lecz z powodu jego delikatnego, chłodnego uśmiechu. Sora sprawiał wrażenie, jak gdyby z góry założył, że zwycięży. Patrząc na niego, rozgorączkowana dziewczyna po raz kolejny poczuła, jak zalewa ją zimny pot.
 
Tylko spokojnie. Skup się. Nazwał cię impulsywną, prostą i ograniczoną. Musisz się opanować, inaczej jedynie udowodnisz mu, że miał rację. - Stephanie zganiła się w myślach. Po chwili w pełni zrozumiała swoje położenie.
 
No jasne! To oczywiste. Nie ma innego wyboru! Musi pokazywać jedynie papier, tak jak zadeklarował. Nie wygra, jeśli wystawi cokolwiek innego. Bez względu na mój ruch, będzie używał tylko tej jednej figury... Oznacza to, że jeśli mu się poszczęści, zwycięży. A jeśli uda mu się zremisować, tak czy inaczej wszystko pójdzie po jego myśli! Może również przegrać, i to bez względu na to, co pokaże!
 
- To jak, zaczynamy? - zapytał Sora, ciesząc się tak, jak gdyby już zdołał pokonać dziewczynę.
 
- Jasne. Cały czas na ciebie czekam. Jesteś gotów, by zagrać, przestrzegając Dziesięciu Zasad? - odpowiedziała równie pewna siebie Stephanie.
 
Rozszyfrowałam cię! Nie wstydź się, możesz szlochać i wyć! Dam ci popalić!
 
- Dobra, jedziemy! Uważaj! Raz, dwa, trzy!
 
Dziewczyna wyprostowała dwa palce - nożyce.
 
- C-co? - spojrzała szeroko otwartymi oczami na rękę młodzieńca. Kamień - Co takiego? Skąd mogłeś... jak?
 
- Dobra robota. Naiwnie nie użyłaś kamienia. Wciąż jednak musisz się sporo nauczyć - rzekł ozięble Sora. Spoważniał nagle, a drwiący uśmieszek całkowicie znikł z jego twarzy. Przez chwilę wiercił się w łóżku, szukając wygodniejszej pozycji. - Prowokowałem cię. Liczyłem, że go pokażesz, i prawie to zrobiłaś. Tylko wtedy mogłabyś przegrać.
 
- Zwiodła cię moja opanowana mina. Zrozumiałaś, że zwyciężę, tylko gdy wystawię papier.
 
- Co? - Dola pojęła, że chłopak zdołał odgadnąć jej zamiary. Wszystko to było jedynie... popisem jego aktorskich umiejętności?
 
- Co więcej, jeśli chciałaś znaleźć na mnie sposób, powinnaś pokazać papier... Nie dość, że zniweczyłabyś moją jedyną szansę na wygraną, to prawdopodobieństwo, że mnie pokonasz, wzrosłoby dwukrotnie.
 
Przejrzał ją na wylot. Nie, dobrze to wszystko zaplanował.
 
- Uch... - Stephanie zagryzła wargi, przykucnęła i podparła się rękoma.
 
Sora był przekonany, że jego przeciwniczka zdoła nad sobą zapanować. Co więcej, wiedział doskonale, że nie zadowoliłaby się remisem. Nie musiał mówić już nic więcej. Rudowłosa pojęła, że wszystko to było przyczyną porażki, jaką poniosła wcześniej po południu.
 
- W tym pojedynku od początku był tylko jeden zwycięzca - ja - dodał chłopak.
 
- Wiem. Chciałeś zremisować. W porządku, pomogę wam znaleźć pokój... - odparła zrezygnowana.
 
- Moment, zaczekaj chwilę. Źle mnie zrozumiałaś.
 
- Słucham?
 
- Wróćmy do tego, co mówiłem wcześniej, dobrze? "Wyświadczyłabyś mi drobną przysługę? Na razie jakoś sobie radzimy, ale po czterech dniach będziemy musieli opuścić to miejsce. Mówiąc szczerze, nie mamy ani jedzenia, ani lokum. Nie bardzo wiemy, co dalej począć..." Moje pytanie brzmi: czy w swojej wypowiedzi sprecyzowałem, co dokładnie miałabyś dla mnie zrobić?
 
- Co takiego!? - krzyknęła spanikowana dziewczyna, błyskawicznie podnosząc się z podłogi. - Przecież upewniałam się, że chodzi o lokum!
 
- W tym rzecz. Nie przypominam sobie, żebym przytaknął. Dola z całych sił spróbowała odtworzyć w pamięci przebieg rozmowy sprzed kilkunastu minut. Nie mieli dachu nad głową ani jedzenia. Byli zagubieni i nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Tak, wszystkie te słowa miały jedynie odwrócić jej uwagę.
 
Sora, ten gość... nie odpowiedział jednoznacznie na pytanie. Stał jedynie, szczerząc się do dziewczyny.
 
Stephanie była przekonana, że chodziło mu jedynie o miejsce do spania.
 
- A... Aaa...
 
- No, nareszcie zrozumiałaś! A teraz posłuchaj mnie uważnie. Moja prośba brzmi... - Chłopak wymierzył palcem w Stephanie, posyłając jej najszerszy ze swoich uśmiechów. - Zakochaj się we mnie!
 
♦ ♦ ♦
 
Zapadła długa cisza.
 
Przerwała ją dopiero Shiro, która do tej pory w milczeniu obserwowała całą scenę.
 
- Eee, braciszku?
 
- Cha, cha, cha! Co się stało? Zaniemówiłaś z wrażenia? Nieźle to wszystko wykoncypowałem, nie? - choć jego siostra nie do końca odnajdywała się w sytuacji, Sora był z siebie nad wyraz dumny.
 
Szósta Zasada mówiła: "W przypadku przysięgi na Dziesięć Zasad, warunki zakładu muszą zostać spełnione". Ponadto, jak nakazywała zasada dziewiąta z nich, złamanie którejkolwiek z reguł oznaczałoby sprowadzenie na siebie boskiego gniewu. Idąc dalej tym tokiem rozumowania, każdy gracz, nawet jeżeli było to wbrew jego woli, musiał w pełni wywiązać się z zawartej z przeciwnikiem umowy.
 
Tak czy inaczej...
 
- Yyy... co to wszystko ma znaczyć? - Shiro wciąż była zdezorientowana.
 
- Oczom nie wierzę, my little sister- Jej brat zrobił zdziwioną minę. - Chodzi o więzy miłości. Jeżeli Dziesięć Zasad naprawdę rządzi tym światem, wykorzystam nasz związek. Stephanie z pewnością wesprze mnie gotówką i zapewni schronienie. Kto wie, może nawet będę miał służących? Trzy pieczenie na jednym ogniu!
 
Młodzieniec brzmiał, jak gdyby chciał przekazać siostrze: "Jesteś geniuszem, w głowie mi się nie mieści, jak możesz tego nie kapować?".
 
- Dlaczego nie zażądałeś, żeby została twoją własnością?
 
- Hm?
 
- Wszystko to należałoby do ciebie.
 
- Eee, że jak? - Skonfundowany chłopak zastanowił się nad słowami siostry. Gdyby rudowłosa należała do niego, wszystkie dobra, którymi dysponowała, automatycznie trafiłyby w jego ręce. - E, co? Wtedy zyskałbym... mówisz serio?
 
Shiro miała rację. Dlaczego sam na to nie wpadł? Dlaczego? Umiał targować się z ludźmi, nieraz udowodnił przecież, że był bardzo skutecznym negocjatorem.
 
- Czyżbyś się zadurzył, braciszku?
 
- A...
 
Siostra spojrzała na niego chłodno. Jej powieki wciąż były na wpół przymknięte, choć z pewnością nie była to oznaka zmęczenia.
 
- Aaaaaaaaaaaaaaa! - krzyknął Sora, łapiąc się za głowę. - Nie, nie! To... niemożliwe? Czyżbym przestraszył się, że jeżeli nie wykorzystam tej szansy, nigdy już nie uda mi się zdobyć serca żadnej kobiety? Czy moje głupie kompleksy nie pozwoliły mi podjąć właściwej decyzji, kiedy miałem na to szansę!? Jestem idiotą... J-jak mogłem być tak nieuważny...
 
Niewiarygodne. Był w końcu głównym strategiem "[ ]".
 
Poczuł, jak na samą myśl o tak banalnej pomyłce dostaje zawrotów głowy.
 
- Zawsze powtarzałeś, że nie potrzebujesz dziewczyny... - rzekła poważnie nadąsana Shiro. Wyglądała na niezadowoloną.
 
- Mówiłeś, że wystarcza ci moje towarzystwo...
 
- Wybacz mi, nie jestem wystarczająco silny! - Chłopak padł na kolana, przycisnął ręce oraz głowę do podłogi i zaczął przepraszać siostrę. - Masz zaledwie jedenaście lat! Poza tym jestem twoim bratem! Policja mogłaby się mną zainteresować! Wiesz, jestem młodym mężczyzną, mam swoje potrzeby... - Jego wymówkom nie było końca.
 
Sora miał całkowitą rację. Nikt nie mógł zlekceważyć Dziesięciu Zasad, świętych praw tego świata. Stephanie, przedmiot jego pożądania, stała obok ze spuszczonym wzrokiem. Nagle zrobiło jej się ciepło, serce zaczęło łomotać w piersi. Cała drżała. Poczuła ucisk w gardle na widok chłopaka, który od kilku minut paplał z siostrą, kompletnie nie zwracając na nią uwagi.
 
Nie. Nie mogła spełnić jego życzenia. Nie mogła być z takim mężczyzną, takim... dupkiem jak on! I na pewno nie była zazdrosna!
 
- Naprawdę wydaje ci się, że mogłabym się na to zgodzić!?
 
- wrzasnęła, trzęsąc się z wściekłości, po czym gwałtownie podniosła się z krzesła.
 
- Jasny szlag! Ale mnie wystraszyłaś!
 
Rudowłosa przeszyła Sorę ostrym spojrzeniem. Broniła się przed uczuciem, które kiełkowało w niej wbrew jej woli. Tak czy inaczej...
 
- O! Och... - Gdy ich spojrzenia się spotkały, Dolę zalała kolejna fala gorąca. Jej puls przyspieszył gwałtownie. - To właśnie nazywasz drobną przysługą!? Uważasz, że możesz ot tak sprawić, żeby dziewczyna straciła dla ciebie głowę!?
 
Przymknęła w panice oczy. Obawiała się, że chłopak mógłby odgadnąć prawdę. Zaskoczyła go, z krzykiem zrywając się na równe nogi, lecz teraz nie robiła już na nim tak wielkiego wrażenia.
 
- Yyy, ten... no... - Zakłopotany Sora drapał się po policzku, omiatając spojrzeniem każdy róg pomieszczenia. Choć początkowo wszystko szło jak po maśle, jego wielkie niedopatrzenie sprawiło, że stracił wcześniejszy zapał. Zaczął rozważać swoje możliwości. - Hej, Shiro, co robimy?
 
- Nie mam pojęcia... - odpowiedziała beznamiętnie dziewczynka, ignorując jego żałosne wołanie o pomoc.
 
- Uch... Khem, khem - odkaszlnął głośno.
 
Zdecydował, że wybrnie z tej sytuacji w jedyny możliwy sposób. Udając, że nie popełnił olbrzymiej gafy. Poczuł się lepiej, gdy tylko wpadł na ten pomysł. Na jego twarzy znów pojawił się uśmiech.
 
- Wiesz, każdy inaczej rozumie słowo "drobny". Ktoś mógłby poprosić o kawałek ciastka, zjeść je całe i upierać się potem, że wziął jedynie malutki kęs. - Sora odzyskał pewność siebie i zaczął rozwodzić się nad użytym przedtem określeniem.
 
- T-to... oszustwo! - zaprotestowała Stephanie, puszczając mimo uszu wywody chłopaka.
 
Musiała przyznać, że miał bardzo miły głos. Była rozdarta. Z jednej strony, nie miała ochoty prowadzić tej dyskusji ani chwili dłużej, a z drugiej - chciała posłuchać go jeszcze przez moment. Nie rozumiejąc, skąd biorą się w niej sprzeczne uczucia, postanowiła zażądać wyjaśnień. Chłopakowi obce były jednak takie kobiece rozterki, w końcu był osiemnastoletnim prawiczkiem.
 
- Tak, masz rację. - Sora wymierzył w nią palec, jak nauczyciel, który chce zganić swojego ucznia. - Byłaś tak zaaferowana samą potyczką, że umknęły twojej uwadze wszystkie nasze ustalenia. To niedopuszczalne! Przegapiłaś fakt, że mówiłem mało konkretnie... Specjalnie odwróciłem twoją uwagę, skupiając się przede wszystkim na alternatywnych zasadach gry.
 
Podsumowując, od samego początku chłopak chciał, by gra zakończyła się jeden do jednego. Cała reszta zależała już tylko od interpretacji Stephanie. Co więcej, bez względu na to, czy udałoby mu się wygrać, czy też zremisować, stawka była taka sama. Dokładnie tak wyglądał ich pojedynek. Znaczyło to zatem, że Sora zachował się jak...
 
- Oszust! - Tak właśnie było. Wykiwał ją. Nic więc dziwnego, że miała ochotę na niego nawrzeszczeć. Zdołała jednak powściągnąć swój język.
 
- Jak możesz mnie tak nazywać? To ty dałaś się nabrać, możesz mieć pretensje wyłącznie do siebie.
 
- Oszust powiedziałby dokładnie to samo!
 
- Trzecia z Zasad mówi, że gracze muszą zgodzić się co do równowartości stawek wejściowych. - Shiro, która jeszcze przed chwilą boczyła się na brata, odezwała się w końcu, słysząc kolejne oskarżenie ze strony Doli.
 
- Tak! - Sora ucieszył się, że siostra znów stała z nim ramię w ramię. - Ta zgoda jest tutaj kluczowa. Mało tego, Czwarta Zasada brzmi: "W przypadku braku zastrzeżeń co do punktu trzeciego, zasady gry i przedmiot zakładu są dowolne". Co oznacza, że... - Chłopak zakołysał się, kręcąc w powietrzu palcem.
 
- Na szali postawić można prawa człowieka, jego swobody, a nawet życie - dokończyła Shiro.
 
- Yes, exactly! Kiedy stawki zostają ustalone, gra automatycznie się zaczyna. - Choć rodzeństwo tłumaczyło Stephanie jej pomyłkę, wyglądali raczej, jakby dyskutowali wyłącznie między sobą.
 
- Nie musiałeś od razu bawić się jej uczuciami...
 
- Wręcz przeciwnie! W inny sposób nie byłbym w stanie upewnić się, czy wola ma jakikolwiek wpływ na...
 
- Braciszku...
 
- Przepraszam.
 
Sora wciąż udawał, że nie popełnił wcześniej największego z błędów, jednak ta taktyka jakoś nie przemawiała do jego siostry.
 
- A-ale jak? Jak mogłeś mnie tak oszwabić?
 
Jak mogłeś zostać pierwszą osobą, w której się zadurzyłam?
 
Dalsze naskakiwanie na Dolę byłoby prawdopodobnie najokrutniejszą rzeczą na świecie. Wciąż próbowała się bronić, do jej oczu zaczęły napływać łzy. Mimo to...
 
- Reguła numer sześć mówi, że jeżeli ktoś podczas zakładu przysięga na Dziesięć Zasad, zobowiązany jest bezwzględnie dotrzymać jego warunków. - Shiro zadała ostateczny cios, choć w jej cichym głosie pobrzmiewała nuta współczucia. - Dałaś się zwieść... zapomniałaś o znaczeniu i wadze panujących tu praw.
 
Miała całkowitą rację. Treść Piątej Zasady brzmiała: "Strona wyzwana ma prawo do wyboru gry i wyznaczenia jej zasad". Stephanie mogła zatem odpuścić sobie pojedynek lub dowolnie zmienić jego zasady. Tylko jedna osoba zmarnowała te szanse i sprowokowana rzuciła się w wir walki...
 
- Uch!
 
Ona sama. Osunęła się na kolana. Nie wiedziała, co powiedzieć. Tego dnia na własnej skórze przekonała się, jaka moc drzemie w Dziesięciu Zasadach. Był to niezbity dowód na to, że całym Disboard rządziły gry. Cokolwiek by powiedziała, było za późno. Założyła się i przegrała.
 
- Rozumiem, że wszystko jest już dla ciebie jasne, prawda, Stephanie?
 
- Uff... T-ty...
 
Ty bucu! Dziewczyna chciała zwyzywać Sorę, lecz uczucia jej na to nie pozwoliły. Co więcej, poczuła przyjemne podekscytowanie, gdy zwrócił się do niej po imieniu.
 
- Ech! Nic z tego wszystkiego nie rozumiem! - Zdenerwowana oparła się na łokciach i walnęła głową w podłogę.
 
- Yyy... wszystko dobrze?
 
- A jak myślisz!? - Dola zmierzyła go wzrokiem. Jej czoło było całe zaczerwienione i spuchnięte.
 
- Nie, chyba nie. - Chłopak zawahał się, jednak kontynuował po chwili: A-ale wiesz, wygrałem i chciałbym odebrać swoją... nagrodę.
 
Celem młodzieńca nie było rozkochanie w sobie nastolatki. Liczył na to, co mogło przyjść później. Zależało mu jedynie na jej majątku. Właśnie sobie o tym przypomniała. Zaraz, zaraz. Chciał wyraźnie, żeby się w nim zadurzyła. Nie rozkazał jej, by była mu posłuszna. Zrozumiała, że nie musi spełniać ani jednego życzenia więcej.
 
- Che, che, che! Myślałeś, że mnie masz, co?
 
Krótka piłka. Wystarczyło, że odpowiedzią na każde jego pytanie będzie: "NO". To rozwiąże wszystko.
 
- Okej, zacznijmy od twojego imienia. Jest za długie. Co powiesz na Steph?
 
- Hm? A, tak, tak! Oczywiście! - Rudowłosa ochoczo przystała na propozycję i skinęła z uśmiechem, choć dosłownie dwie sekundy temu postanowiła, że więcej nie pójdzie mu na rękę. - Co!? - Zarumieniła się. Była szczęśliwa, że jej chłopak nazywał ją w tak rozkoszny sposób. - Jasne... nie przeszkadza mi to! Może być! Nazywaj mnie, jak tylko chcesz, ale zdajesz sobie sprawę, że nie muszę robić dla ciebie już niczego więcej?
 
Dola próbowała przekonać samą siebie, że nie będzie więcej odpowiadać na żądania Sory, podczas gdy mogła najzwyczajniej w świecie odwrócić się na pięcie i opuścić pokój. Podświadomie chciała jednak zostać przy swoim wybranku...
 
- Świetnie, ty mów na mnie Sora. Dobra, Steph, należysz do rodziny królewskiej, mam rację?
 
Zaczęło się. Jeżeli rzeczywiście chciał jedynie położyć ręce na dobrach, którymi dysponowała, za moment z pewnością zapyta o lokum, jedzenie i pieniądze. Mimo wszystko była pewna, że we wszechświecie nie istniała żadna siła, która mogłaby zmusić ją do udzielenia mu takiego wsparcia. Zachichotała po cichutku. Powie wprost: "Wybacz, ale nie zgadzam się na to!". Udowodni temu oszustowi, że wcale z nią nie wygrał. Wprost nie mogła się doczekać, aż zobaczy jego zaskoczoną minę!
 
Czekała, przygotowana do odpowiedzi.
 
- Musisz mieć naprawdę olbrzymi dom. Może byśmy zamieszkali razem na pewien czas?
 
- Och, jasne, jak najbardziej!
 
♦ ♦ ♦
 
Co?
 
- Uch, co? Co takiego? - Steph była zdumiona tym co przed chwilą sama powiedziała. Poczuła, jak pytanie Sory rozgrzewa ją do czerwoności. "Może byśmy zamieszkali razem?".
 
Miał na myśli... tak, życie we dwójkę. Pod jednym dachem. Przebywanie ze sobą przez cały czas, dzielenie łóżka, wspólne kąpiele.
 
- Ach, nie! Nie, to nie tak! Nie mogę! - Dola z całych sił zaczęła uderzać głową o drewnianą ścianę.
 
- Yyy, o kurczę. - Chłopak natychmiast zbladł. - Czyli nie chcesz, żebym się wprowadził?
 
- Ależ oczywiście, że chcę! Ech, to wszystko bez sensu... - Rudowłosa wbiła wzrok w sufit. Na jej twarzy pojawił się smutny grymas.
 
Bez wątpienia Sora popełnił błąd. Chciał, by dziewczyna wyświadczyła mu drobną przysługę, która w jego pojęciu nie była wiążąca i nie zawierała podtekstów. Nie rozumiał, jak odebrała to Steph. On nigdy jeszcze nie miał dziewczyny. Ona zaś zakochała się po raz pierwszy w życiu. Mało tego, uczucie to rozkwitło wbrew jej woli. Obydwoje zlekceważyli potęgę miłości, która na przestrzeni dziejów niejednokrotnie powodowała, że największe królestwa upadały jedno po drugim.
 
♦ ♦ ♦
 
- Che, che, che... Już mi wszystko jedno, możesz ze mną zrobić cokolwiek - rzuciła rozgoryczona dziewczyna. Szlochała, siedząc na podłodze.
 
Choć prośba młodzieńca mogła nie być w żaden sposób wiążąca, Steph zdała sobie sprawę, że jest dla niej za późno. Nie mogła się wycofać.
 
- Masz jeszcze jakieś życzenia? Mów, czego ci potrzeba, co? - Uśmiechając się półgębkiem, popatrzyła na chłopaka pustymi oczami.
 
Trzeba przyznać, że w tym momencie powinna być już dużo roztropniejsza. Nie pomyślała o wszystkim, co mogło wiązać się z żądaniem Sory: "Zakochaj się we mnie".
 
- Eee, tak, mam...
 
Sora zerknął ukradkiem na Shiro. Steph nie miała bladego pojęcia, co mogło oznaczać to spojrzenie. Dziewczynka skinęła głową.
 
- W porządku... Nie mogłabym patrzeć, jak czekasz do mojej osiemnastki. Szkoda...
 
- Nie potrzebuję współczucia, jasne? Poza tym jesteś moją siostrą, to tak nie działa!
 
- Właśnie dlatego mi przykro... - Z twarzą pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu, Shiro pokazała bratu figę z makiem. - Gratulacje. Już nie będziesz prawiczkiem.
 
- C-co?
 
Właśnie tak. Być może było to dobre wychowanie Steph, a może wyłącznie brak wyobraźni, lecz nawet przez chwilę nie pomyślała o tym, że Sora będzie pożądał jej ciała. Była całkowicie zrezygnowana.
 
- N-nie rozumiem? O n-niczym takim nie m-mówiłeś! M-musisz poczekać na dobry moment! Do tego potrzeba odpowiedniego nastroju, ech... Co?
 
Krew w żyłach Doli zaczęła płynąć szybciej. Nie dlatego, że obawiała się stracić dziewictwo, wręcz przeciwnie - pragnęła tego. Gdy to zrozumiała, wróciła do wybijania głową dziury w ścianie. Sora w ogóle nie zważał na subtelności, o których mówiła.
 
- To niemożliwe. Żadnych scen dla dorosłych, dopóki nie będziesz pełnoletnia, siostrzyczko - rzekł prostodusznie.
 
- Co takiego? - wyszeptała Steph. Jak można się było spodziewać, nikt nawet nie spojrzał w jej kierunku.
 
- Ja tam nie mam nic przeciwko... - odparła Shiro.
 
- Ale ja mam! Pornole nie są dla dzieci! Nie wolno!
 
- Braciszku, czyżbyś nie lubił tych "gatunków", w których robi się te wszystkie obrzydliwe rzeczy... Pomyślałam, że dlatego właśnie poprosiłeś, żeby się w tobie zadurzyła.
 
- Zaraz, zaraz. Skąd wiesz o moich upodobaniach?
 
- Pudełka od płyt walają się po całym pokoju. Są wszędzie...
 
Steph nie pojmowała niczego z tej wymiany zdań. Doskonale wiedziała za to, że jest ignorowana. Z jakiegoś powodu zakładali, że siostra przez cały czas będzie razem z nimi...
 
- Dlaczego ona nie może po prostu wyjść?
 
- Jest mi bardzo miło słyszeć, że nie możesz się już doczekać, ale nie jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać.
 
- To... nie tak! Nie o tym mówiłam, oszalałeś!? Idiota!
 
Rodzeństwo znów odwróciło się od rozgorączkowanej Doli.
 
Stali zamyśleni z rękoma splecionymi na piersiach. Wyglądali niczym para uczonych próbujących rozwikłać jakąś skomplikowaną zagadkę. Po chwili Shiro doznała olśnienia.
 
- Dobra. - Zaczęła tłumaczyć. - Możesz po prostu... zaimprowizować, być kreatywny. Zrób coś, czego nikt przedtem nie robił!
 
- Tak! Właśnie! Naprawdę jesteś genialna!
 
- Hę? - Komplement uradował dziewczynkę, lecz nie data tego po sobie poznać.
 
Steph nie była do końca pewna tego, co działo się wokół niej. Zwróciła jednak uwagę, że rodzeństwo najwidoczniej zdołało znaleźć sposób na to, by Shiro została razem z nimi w pokoju.
 
- Zastanawiam się tylko... jak daleko mogę się posunąć?
 
- To przecież twoja specjalność, braciszku.
 
- Tak, ale powiem ci, my little sister, że w rzeczywistości wszystko wygląda zupełnie inaczej niż w grach i komiksach.
 
- Chcesz powiedzieć, że jesteś prawiczkiem i nie wiesz... co zrobić, tak? O tym mówisz? - Pytanie Shiro było nad wyraz trafne, choć bolesne i niepotrzebne. Dziewczynka pomachała smartfonem przed oczami brata.
 
- Będę cię nagrywać i mówić ci, co masz robić.
 
- Nie mam nic przeciwko twoim wskazówkom, ale po co od razu wideo?
 
- Co z deserem, braciszku? Zadowolisz się głównym daniem? Nie chcesz pornoli?
 
- Jestem pod wrażeniem. Pomyślałaś o wszystkim. Z radością przyjmuję propozycję.
 
Nieco stremowany Sora zwrócił się w kierunku Steph, która ze zdumioną miną wpatrywała się w telefon. Nigdy wcześniej nie widziała niczego podobnego.
 
- Take one. Potykasz się i wpadasz prosto na...
 
- Tak chcesz to rozegrać? Tylko na czym konkretnie miałbym się potknąć? - Chłopak rozejrzał się wokół w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby posłużyć za przeszkodę.
 
- Hmm... - Shiro powoli zakradła się za brata i kopnęła go delikatnie.
 
- Ach, kumam! Oho, upadam, upadam...
 
- Hm?
 
Sora niezgrabnie udał przed kamerą, że traci równowagę, i po chwili runął jak długi prosto na Steph. Razem przetoczyli się po podłodze, a gdy leżeli już nieruchomo... Jego ręce spoczęły, oczywiście, na jej biuście. Jasne, że mógłby powiedzieć dziewczynie, że to tylko tania zagrywka, ale to by nie było miłe.
 
- Take two. Jakaś siła wyższa zmusza cię, żebyś ją zmacał.
 
- To nie będzie miało żadnego sensu, przecież sam...
 
- Dobra, odpuśćmy zatem...
 
- Nie, pani reżyser, zróbmy to. Dam z siebie wszystko! Jedziemy!
 
*Pam-pam*Pam-pam*Pam-pam*Pam-pam*Pam-pam*
 
Pam-pam*Bom-bom*Bom-bom*Bom-bom*Bom-bom*
 
Bom-bom*Bom-bom*Pom-pom*Bam-bam-bam!*
 
- Wow... - mruknął w zachwycie chłopak. Słowa więzły mu w gardle. Piersi Doli były mięciutkie w dotyku, dokładnie tak, jak się spodziewał.
 
Ona zaś była całkowicie zszokowana, oczy o mało nie wyszły jej z orbit. Nie potrafiła połapać się w sytuacji, nie nadążała za rozwojem wydarzeń. Z jakiegoś powodu dotyk Sory powodował jednak, że przyjemne dreszcze przeszyły ją od stóp do głów.
 
- Och... - jęknęła cicho, lecz w porę zdążyła zasłonić dłonią usta. Na całe szczęście rodzeństwo niczego nie usłyszało.
 
- No, no, no! Dziewczyny w 3-D są naprawdę niezłe... Eee, pani reżyser, sądzisz, że ten materiał będzie odpowiedni dla osób w każdym wieku?
 
- Tak, ale... Braciszku, chyba trochę przesadzasz... - Shiro zmarszczyła brwi i spojrzała w dół, na swoją płaską klatkę piersiową.
 
- Masz rację, przecież to tylko wypadek, wywaliłem się. Lepiej byłoby zrobić przynajmniej trzy różne ujęcia. Do dzieła, pani reżyser. Co teraz?
 
- Take three. Rozchyl trochę jej bluzkę.
 
- Jesteś pewna? - zawahał się Sora.
 
Jasne. Według standardów Jumpa możemy bez problemu pokazać ją całą nago - odparta z powagą Shiro.
 
- Nie, nie zrobimy tego! W prawdziwym życiu istnieją przecież sutki, wiesz o tym, prawda?
 
- Tak, często dodawali je w wydaniach TPB*... (Wydanie zbiorcze; przyp. red.)
 
- Jesteśmy w realnym świecie. Wszystko dzieje się tu i teraz. Nie możemy nic z nimi zrobić, nie możemy ich wymazać.
 
- To może zostawimy bieliznę?
 
- Ewentualnie możemy tak zrobić, ale co z jej ubraniami? Przecież same się nie zdejmą... - Chłopak ubolewał nad różnicami, jakie dzieliły rzeczywistość od fikcji.
 
- A gdyby zostawić górę i przejść niżej?
 
- Ach! Zgrabnym ruchem podwinąć delikatnie spódniczkę, tak? Brzmi doskonale, pani reżyser! - Sora wyciągnął ręce w stronę Steph.
 
Dziewczyna nagle poczuła, jak przyjemne mrowienie w jej ciele znika na dobre.
 
Podwinąć... spódniczkę? Bielizna? Chcą patrzeć na moje majtki? Tego już za wiele. Górę jeszcze jakoś zniosę. Nie, nie powinnam... Dola nie była w stanie myśleć racjonalnie, lecz kobieca intuicja próbowała ją ostrzec. Próbowała powiedzieć jej: Dół nie jest w porządku. Zdecydowanie nie. Na pewno nie. A przynajmniej nie teraz.
 
Jak by to ująć? Być może wszystko to było spowodowane kiełkującymi emocjami. Z drugiej strony, zachodziły w niej pewne... fizjologiczne zmiany pod wpływem jego dotyku.
 
- Uff... Aaaaa!? - Zadziałała odruchowo. Złapała ręce kucającego za nią chłopaka i zrzuciła je ze swojego biustu.
 
- Och! - Sora zakołysał się i spróbował wstać, chcąc zachować równowagę, lecz jego próba nie na wiele się zdała; przechylił się do tyłu, przebiegł kilka metrów i wpadł prosto na drzwi.
 
Choć rudowłosa popchnęła go niezbyt mocno, chłopak wystrzelił jak z procy. Z głuchym łupnięciem boleśnie rąbnął się w głowę.
 
- Ała!
 
Miał jednak znacznie większego pecha. Karczma była tania i rozklekotany zamek nie wytrzymał zderzenia. Chłopak wyleciał prosto na korytarz.
 
- Braciszku...
 
- Och... wszystko w porządku?
 
Usłyszał głosy zmartwionych dziewczyn. Po chwili, jak gdyby chciały odciąć go od pozostałej dwójki, drzwi skrzypnęły przeciągle i zatrzasnęły się z hukiem. Zapadła głęboka cisza.
 
♦ ♦ ♦
 
Steph przez pewien czas stała jak wryta. Nie była pewna, co właściwie się wydarzyło. Nagle zdała sobie sprawę, że próbując obronić się przed Sorą, wyrzuciła go z pokoju.
 
- O nie! S-sora!? - Po raz pierwszy wypowiedziała jego imię. Spanikowana zerwała się na równe nogi.
 
Była zaniepokojona, poczuła ucisk w klatce piersiowej. Mogła wyrządzić mu krzywdę. Doszła do wniosku, że to właśnie było powodem jej nagłego zdenerwowania. W jej głowie zrodziła się obawa, że chłopak mógłby znielubić ją za to, w jaki sposób się zachowała. Spróbowała jednak odtrącić tę myśl. Chcąc przekonać samą siebie, że Sora nie będzie żywił do niej urazy, wybiegła z pomieszczenia.
 
Dostrzegła go skulonego w rogu. Trząsł się jak osika, trzymając się za głowę.
 
- Co... - Dola nie miała pojęcia, że odepchnęła go aż z taką siłą; przeturlał się przez cały korytarz i zatrzymał się na jego końcu. - S-sora!? W-wszystko w porządku!?
 
Chłopak schował twarz w dłoniach. Fakt, grzmotnął się bardzo mocno, ale nie mógł przecież... Steph zbladła. Nie, niemożliwe...
 
- Przepraszam cię, przepraszam, przepraszam, wybacz mi, wybacz, proszę, wybacz mi. - Zwinięty w kłębek Sora nie przestawał się korzyć. W żadnym wypadku nie wyglądał jednak, jak gdyby uderzenie odebrało mu rozum.
 
- Słucham?
 
- Wybacz mi, jestem tylko facetem, bałem się, że jeśli przegapię tę szansę, nigdy już nie dotknę niczyich piersi. Chciałbym mieć dziewczynę, wiem, mam sprośne myśli, proszę, nie patrz na mnie w ten sposób, tak, wiem, jestem najgorszym z najgorszych, jestem zboczeńcem, przepraszam, naprawdę przepraszam! - Arogancki nastolatek, który wcześniej oszukał i wykorzystał Dolę, teraz wbijał w nią błagalne spojrzenie. Wyglądał jak malutka, bezbronna owieczka.
 
- Co takiego? - Steph była całkowicie zbita z tropu. Zerknęła na siedzącą w pokoju Shiro, licząc na jakiekolwiek wyjaśnienie.
 
- Braciszku... Braciszku, nie zostawiaj mnie samej... - Dziewczynka objęła rękoma kolana i łkała skulona, choć jej twarz pozostała niewzruszona. Dreszcze wstrząsały jej ciałem.
 
- O co tu chodzi? C-co się z nimi dzieje? - Rudowłosa zupełnie zapomniała, że przed chwilą jej biust został zmacany przez jej nowego chłopaka, i pustym wzrokiem patrzyła przed siebie.
 
♦ ♦ ♦
 
To właśnie był "[ ]". Sora i Shiro. Jeden gracz, dwoje ludzi. Doskonale uzupełniali się jako gracze, lecz to jeszcze nie wszystko. Nie mogli zbytnio oddalać się od siebie. Jeżeli do tego doszło... On, dotknięty zaburzeniami komunikacji, nie potrafił porozumieć się z innymi ludźmi. Ona była całkowicie nieprzystosowana do życia w społeczeństwie. Nie było dla niej nadziei.
 
- Braciszku... Gdzie jesteś?
 
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam. Teraz rozumiesz, prawda? Byli NEET-ami i hikikomori. Różnica ich wieku wynosiła siedem lat. Jedynym miejscem, w którym mogli spędzać czas razem, był ich własny dom.
 
To wszystko wyjaśnia.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Rozdział 2
 
CHALLENGER
 
 
Stolica Królestwa Elkii, zachodnia dzielnica, budynek numer trzy.
 
Choć Sora zdołał przekabacić właściciela karczmy, by pozwolił im spędzić w pokoju kilka następnych nocy, ostatecznie wymeldowali się, nie przespawszy ani jednej. Rodzeństwo przywitało nowy dzień w domu Stephanie Doli. Mówiąc dokładniej, w jej łaźni.
 
- Braciszku, wyjaśnij mi... - poprosiła Shiro, kiedy myto jej głowę. Była naga.
 
- Jeżeli ma coś z tego wszystkiego być, musimy mieć jakąś rozbieraną scenę kąpielową. Czego tu można nie rozumieć?
 
- One są zawsze cenzurowane, nieodpowiednie dla uczniów podstawówki...
 
- Spokojna twoja rozczochrana głowa, coś wykombinujemy. Obecny tutaj Pan Para wszystkim się zajmie. - Sora rozejrzał się, podziwiając nienaturalne wręcz, kłębiące się wokół gorące obłoki. - Obiecuję ci, będzie kreatywnie i innowacyjnie.
 
- To jedyny powód, dla którego kazałeś mi przygotować największą wannę? - zapytała w końcu Steph, wcierając szampon we włosy Shiro. Wyglądała na zrezygnowaną.
 
- Nie mów tak. To niezwykle ważne.
 
- Zdajesz sobie sprawę, ile drewna moi służący musieli spalić w tym celu?
 
Nie byli przecież w stanie wejść do wrzątku. Zmarnowali także mnóstwo czystej wody, by wytworzyć parę...
 
- A ty co, święta? Zawsze korzystałaś z niej w pojedynkę.
 
- Uch...
 
Takie przyjemności z pewnością wpisane były w życie członków królewskiej rodziny. Dola była dużo bogatsza, niż Sora sobie początkowo wyobrażał. Rodzeństwu wychowanemu w Japonii jej posiadłość przypominała jedną z rzymskich willi. Była przeogromna; bez wahania uwierzyliby, gdyby ktoś powiedział im, że Steph mieszka w zamku. Sama wanna była tak wielka że bez problemu weszłoby do niej przynajmniej dziesięć osób naraz. Co więcej, była przystosowana dla ludzi w każdym wieku. Wystrój całego pomieszczenia także przywodził na myśl jakieś starożytne termy.
 
- No dobra, przepraszam. Moja siostra nienawidzi kąpieli, za często nie wchodzi do wody, nie daje sobie umyć głowy. Ciągle marudzi, że nie możemy nagrać nagiej jedenastolatki, bo mogłoby to zostać źle odebrane. Wczoraj sama zaproponowała, żebyśmy byli kreatywni i zrobili coś, czego nie zrobił jeszcze nikt inny. Ja tylko chciałem pójść za jej radą...
 
- Uff, braciszku, nienawidzę cię... - oburzyła się dziewczynka. To jasne jak słońce, że jej sugestia dotyczyła Doli, a nie jej samej.
 
- Siostrzyczko, jeżeli dobrze pójdzie, w przyszłości będzie z ciebie nie lada ślicznotka. Nie schrzań niczego.
 
- Wcale nie muszę być piękna...
 
- Osobiście wolałbym, żebyś była!
 
- Ech... - westchnęła Shiro, zastanawiając się, czy ich wymiana zdań nareszcie się skończy.
 
Dla Stephanie nic z tego nie miało w tym momencie większego znaczenia. Fakt, że brat z siostrą byli w tak zażyłych stosunkach, drażnił ją nieco, lecz chwilowo mogła przymknąć na to oko. Miała poważniejsze zmartwienia - na przykład sytuację, w której się znalazła. Dlaczego musiały kąpać się nago w obecności Sory, nawet jeśli był odwrócony do nich plecami?
 
- Powiedz, czemu zmuszasz mnie, żebym myła twoją siostrę?
 
Nie, proszę, niech nikt się nie odzywa. Za chwilę zgadnie sama. Dola miała do siebie niemałe pretensje. Powinna była zapytać raczej: "Dlaczego mu nie odmówiłam?".
 
- Nie słyszałaś? Gdybyś tego nie zrobiła, Shiro nie weszłaby do wody.
 
- Więc ja się tu w ogóle nie liczę?!
 
- Co? Chcesz, żebym na ciebie spojrzał?
 
- N-nie o to mi chodzi! Specjalnie się nade mną znęcasz?
 
- Spokojnie, Steph. Tobie przyjrzę się potem. W zupełnie inny sposób.
 
- C-co...? - Nastolatka poczerwieniała i w mig zakryła swoje nagie ciało. Z drugiej strony poczuła dziwną ulgę, słysząc, że chłopak nie stracił nią zainteresowania. Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu najbliższej ściany, w którą mogłaby uderzyć czołem.
 
- Teraz jednak musisz mi wybaczyć - rzekł Sora przepraszająco. - Nie darzę Pana Pary aż tak dużym zaufaniem.
 
- Słucham?
 
- Jeśli odwróciłbym się do was i przypadkiem się podniecił? Albo gdyby Pan Para rozleniwił się i zobaczyłbym swoją siostrę? Wtedy nie byłaby to zwykła scena 18+. Zakazano by jej.
 
- Yyy... - Rudowłosa nie pojmowała w pełni znaczenia jego słów, lecz zrozumiała, że w tym momencie chłopak nie miał zamiaru jej oglądać.
 
Nic dziwnego, że Steph czuła się zagubiona. Nie miała prawa rozumieć, do czego służyły poustawiane w łaźni tablet oraz malutkie kamery wbudowane w telefony.
 
Sora postanowił natomiast, że później poprosi panią reżyser Shiro o sprawdzenie nagrań i pokazanie mu kadrów, które dziewczynka uzna za odpowiednie. Obiecał sobie, że tak zrobi, ze wszystkich sił powstrzymując się, by się nie odwrócić i nie zacząć gapić na Stephanie.
 
 
 
♦ ♦ ♦
 
- Uff, co za ulga... - Czekając, aż Shiro wyjdzie z wanny, Sora także wziął prędki prysznic. Dawno nie czuł się tak dobrze.
 
- Moje włosy są dziwnie puszyste... do tego swędzi mnie głowa... - W przeciwieństwie do niego Shiro była niezbyt zadowolona.
 
Chłopak miał rację, powtarzając niejednokrotnie, że jego siostra przypomina lalkę wykonaną przez prawdziwego artystę. Jej śnieżnobiałe, aksamitne, pofalowane włosy jeszcze mocniej podkreślały jej porcelanową barwę skóry, idealny owal twarzy i czerwone oczy.
 
- Ach, gdybyś tylko wyglądała tak przez cały czas. Marnujesz swój potencjał.
 
- Kto oprócz ciebie... miałby mnie oglądać?
 
Sora też prezentował się dużo lepiej niż przedtem. Zgolił w końcu swój brzydki kilkudniowy zarost.
 
Jakby to ująć? S-spaprałam sprawę - pomyślała Steph, spoglądając na chłopaka. Czuła, że zaraz zwariuje z pożądania... Początkowo wydawał jej się grubiański i zaniedbany, lecz teraz, patrząc na niego, kompletnie zmieniła zdanie. Okazał się schludnym i nadzwyczaj atrakcyjnym młodym mężczyzną. Problem tkwił jednak w czymś zupełnie innym. Rudowłosa ze wszelkich sił starała się utrzymać na wodzy swoje libido.
 
- W-włóżcie coś na siebie, proszę! - krzyknęła na półnagą dwójkę. Mieli na sobie jedynie przewiązane w pasie ręczniki.
 
- Sama kazałaś nam oddać łaszki do prania, nie mamy niczego więcej. Nie Chcesz nam chyba powiedzieć, że zdążyły już wyschnąć? - zauważył Sora. Nie wydawało mu się, żeby ludzie w tym świecie korzystali z elektrycznych suszarek.
 
- D-do... dobrze! Przyniosę wam jakieś inne odzienie. Ciekawe, czy będę miała coś dla mężczyzn... Uch, dlaczego to ja muszę... - Steph odwróciła się na pięcie i zniknęła rodzeństwu z oczu.
 
Wróciła po dziesięciu minutach. Padła nagle na kolana i zwiesiła głowę. Miała ogromne wyrzuty sumienia.
 
Spaprałam.
 
- Oho, będę kamerdynerem. Przyniosłaś mi frak? Niezwykle oficjalnie, ale mogę przecież udawać, że jestem cosplayerem. Powinno być całkiem fajnie! Shiro, tobie też pasuje ten nowy ciuch.
 
- Trudno się w tym poruszać. Ma za dużo falbanek...
 
Steph spoglądała to na jedenastolatkę wciśniętą w jej starą sukienkę, to na szykownie wystrojonego chłopaka. Była szczęśliwa, że udało jej się znaleźć pasującą na nich odzież. Nie miała w zanadrzu niczego innego oprócz garderoby, której sama używała, kiedy była jeszcze dzieckiem. Jeżeli zaś chodziło o nowy ubiór młodzieńca, musiała pożyczyć je od jednego ze swoich podwładnych. Shiro prezentowała się dostojnie niczym młoda szlachcianka, Sora natomiast wyglądał na jej wiernego sługę.
 
Rudowłosa jeszcze raz zerknęła na rodzeństwo. Chłopak miał szerokie barki i szczupłą sylwetkę, frak leżał na nim niewiarygodnie dobrze. Za dobrze. Serce dziewczyny zabiło szybciej. Widząc towarzyszącą mu siostrę, poczuła kolejne ukłucie żalu.
 
- Wszystko popsułam...
 
- Hm? O czym mówisz?
 
- Co? O niczym! - Dola energicznie pokręciła głową i podniosła się z klęczek. Była zaskoczona, że wypowiedziała swoje myśli na glos.
 
- W porządku - mruknął Sora. Jeśli choć trochę rozumiałby kobiety, na pewno nie byłby prawiczkiem w wieku osiemnastu lat. - Wyspaliśmy się, wzięliśmy odświeżającą kąpiel... Steph.
 
- Yyy, tak? Słucham, co takiego?
 
- Nie bądź taka spięta. Ten dom... ta rezydencja. Zamek?
 
Urodzony w Tokio Sora nie miał pojęcia, do jakiej kategorii
 
przypisać budynek, w którym się znajdował. - No, cokolwiek to jest. Mamy tu jakiś gabinet? Biblioteczkę? Miejsce, w którym mógłbym znaleźć trochę przydatnych informacji?
 
- Eee, tak, jest... Co zamierzasz?
 
- Ogłuchłaś, koleżanko? Mówię, że potrzebuję informacji.
 
-To słyszałam! Jakich konkretnie!?
 
- Jak to jakich? Wszystkich na temat tego świata.
 
- Tego świata? - zdziwiła się Dola. To, co usłyszała, sugerowało, że gdzieś istniała jakaś inna rzeczywistość.
 
- Braciszku, nie rozmawialiśmy z nią o tym... - mruknęła ponuro Shiro, wciąż niezadowolona ze swoich umytych, sypkich włosów.
 
- Hę? Serio?
 
-Wybaczcie, ale nie rozumiem, co macie na myśli...
 
- Ach, skoro już poruszyliśmy ten temat, przyznam, że niełatwo to wszystko wytłumaczyć.
 
W książkach, które znał Sora, ta część byłą zawsze najtrudniejsza. Bohater musiał przekonać pozostałe osoby, by uwierzyły w jego historię. Zastanowił się nad doborem słów; chciał, by opowieść o tym, skąd naprawdę pochodzili, brzmiała autentycznie. Wyraźnie zakłopotany podrapał się po głowie.
 
- Mówiąc krótko, jesteśmy przybyszami z innego świata - rzucił prosto z mostu, nie potrafiąc sformułować swoich myśli w żaden inny sposób.
 
- Dlatego chciałbym poczytać trochę o waszym.
 
♦ ♦ ♦
 
Dola zaprowadziła ich do swojego prywatnego gabinetu. Nie, nie do gabinetu, do biblioteki, której rozmiaru nie powstydziłoby się żadne liceum. Wypełniały ją ciasno ustawione, przepełnione rozmaitymi woluminami regały. Wyglądało na to, że Sora znajdzie tu wszystko, czego potrzebował... Zdał sobie jednak sprawę, że stanął przed murem nie do przeskoczenia.
 
- Hej, Steph.
 
-Tak?
 
- Językiem urzędowym tego państwa nie jest japoński, co? - Chłopak rzucił okiem na trzymaną w ręku książkę. Nie poznawał zapisanych na jej kartach znaków. Pojękując, złapał się za głowę.
 
- Ja... jaki? Japoński? Nie bardzo rozumiem, o czym mówisz, ale w naszym królestwie posługujemy się językiem imanitów.
 
- A niech mnie... Wszystko jest tu takie proste.
 
Choć rodzeństwo jakimś cudem było w stanie dogadać się z mieszkańcami Elkii, ich pismo było dla nich wielką zagadką.
 
- Naprawdę pochodzicie z innej rzeczywistości?
 
- Ech, i tak nam nie uwierzysz... - Sora był bardziej niż pewien, że rudowłosa nie potraktuje ich poważnie.
 
- Mylisz się. Co w tym dziwnego? - odparła beztrosko dziewczyna.
 
- Co? Co powiedziałaś? - Chłopak osłupiał.
 
- Elfy, używając swojej zaawansowanej magii, często przywołują kogoś z innych wymiarów. Nie uważam, że kłamiecie. Poza tym wyraźnie różnicie się od nas, macie kompletnie inne rysy twarzy, dziwne ubranie, choć nie da się ukryć, że też jesteście imanitami...
 
Elkia była natomiast ostatnim bastionem ludzkości w Disboard.
 
- Jasne, znajdujemy się przecież w świecie fantasy... Uch -Westchnął z ulgą. Znów rzucił okiem na obcy tekst i podrapał się po łepetynie.
 
- Kiepsko, że nie możemy niczego przeczytać... Siostrzyczko, dałabyś radę się tego nauczyć?
 
- Mmm...
 
- Tak myślisz?
 
- Mhm...
 
Sora i Shiro porozumiewali się w sposób, którego nikt nie zdołałby pojąć. Milczeli, przyglądając się tajemniczej książce. Obserwująca ich Steph wypuściła głośno powietrze.
 
- No dobra, co teraz? Czym mogę służyć? Może powinnam zatrudnić guwernantkę? - zagaiła sarkastycznie.
 
- Nie, potrzebuję czegoś zupełnie innego - powiedział chłopak, wciąż skupiony na trzymanym w ręku tomiszczu.
 
Rudowłosa wspomniała wydarzenia, jakie rozegrały się poprzedniego wieczoru i dzisiejszego poranka. Tym razem nie da się zaskoczyć. Była gotowa na najbardziej perwersyjne żądania.
 
- Mogłabyś odpowiedzieć mi na kilka pytań?
 
- Yyy... tak? Pewnie, żaden problem. - Poczuła ulgę, słysząc zaskakująco normalną prośbę. Sora zrobił śmiertelnie poważną minę.
 
- Powiedz mi, dlaczego wczoraj, kiedy ściskałem twoje piersi, w ogóle nie stawiałaś oporu, ale jak zabrałem się do podwijania spódniczki, to nagle zrzuciłaś mnie z siebie? Dobra, tylko żartowałem, już jestem poważny...
 
- Widząc, jak Steph przeszywa go wzrokiem, Sora ponownie spojrzał na nieznany mu alfabet. - Znajdujemy się teraz w królestwie ludzi, prawda? Do kogo należą pozostałe ziemie?
 
- W twoim świecie nie było nikogo poza imanitami? - Zdziwiona Dola odpowiedziała pytaniem na pytanie.
 
- Ludźmi. Wolę to słowo. Zgadza się, jesteśmy jedynym gatunkiem, który potrafi się sprawnie komunikować.
 
-Ach, to bardzo interesujące... - Rudowłosa miała przed sobą nie lada wyzwanie. Założyła, że rodzeństwo naprawdę przybyło z innej rzeczywistości, i nie miała bladego pojęcia, od czego powinna zacząć wyjaśnienia. - Słyszeliście już o Micie?
 
- Chodzi o powstanie Dziesięciu Zasad? Tak, słyszałem o tym co nieco od barda, który brzdąkał na jakimś instrumencie przy fontannie.
 
- W porządku. W takim razie... - Khem, khem... - Disboard zamieszkuje łącznie szesnaście myślących ras, wliczając w to imanitów. Wszyscy razem jesteśmy znani jako Exceed. Obowiązują nas święte prawa zapisane w Dziesięciu Zasadach.
 
- Exceed...
 
- Nikt z nas nie może nikogo zabić, zranić, użyć jakiejkolwiek przemocy. Nie możemy też naruszyć praw i wolności innej osoby. Przestępstwa zostały tu bezwzględnie zakazane, co na dobre położyło kres wojnom.
 
- Kumam. Zastanawiałem się niejednokrotnie, co tu jecie... ale wychodzi na to, że te reguły dotyczą wyłącznie istot myślących. -Sora wyglądał, jak gdyby za wszelką cenę chciał odczytać znaki zapisane w książce, lecz słuchał Steph bardzo uważnie.
 
- Konflikty między nami wciąż jeszcze całkowicie nie wygasły - podjęta nastolatka. Musiała przyznać, że podzielność uwagi Sory zrobiła na niej niemałe wrażenie. - Trwa Gra o Władzę, bezkrwawa walka o wpływy i terytoria...
 
Gra o Władzę. Tak, chłopak miał już wcześniej okazję usłyszeć ten termin...
 
- To ostatnie państwo należące do imanitów, mam rację?
 
- Aktualnie tak to niestety wygląda. Nie jest to bynajmniej żadne ograniczenie, każda rasa może rządzić kilkoma królestwami naraz. Niemniej jednak Elkia jest ostatnim, które nam pozostało.
 
Sora poczekał, aż Steph skończy mówić. Postanowił zadać pytanie, na które doskonale znał odpowiedź. Brzmiało ono następująco:
 
- Dlaczego wciąż spieracie się o ziemię, skoro wszystkie wojny ustały? Dlaczego nie zaprzestaniecie walk i nie dojdziecie z innymi do porozumienia?
 
- Eee, ten, no...
 
- Zasoby nie są niewyczerpalne, w porównaniu z istotami żywymi, które mogą mnożyć się po wsze czasy... Jeżeli podzielisz skończone przez nieskończone... Wszystko się kiedyś kończy - Shiro powiedziała to zamiast zagubionej Doli.
 
- D-dokładnie! Masz rację! - przytaknęła zakłopotana Steph i pokiwała głową.
 
- Daj spokój, wiem, że sama byś na to nie wpadła... - Sora skarcił ją spojrzeniem. Jego siostra ewidentnie zdążyła wytłumaczyć wszystko znacznie szybciej.
 
- C-co? C-co ty wygadujesz!? To przecież jasne jak słońce!
 
Być może taki właśnie był ten świat. Jego mieszkańcom
 
wieczna bitwa o swoje dobra nie wydawała się niczym nadzwyczajnym. Dlaczego to robili? Odpowiedź widocznie nie była dla nich taka prosta.
 
- Najwyraźniej wasza rzeczywistość zanadto nie różni się od naszej
 
- podsumował chłopak i sapnął głośno.
 
Widmo wojny nie wisiało już nad Disboard, choć nie było to jednoznaczne z faktem, że żyjący tu mieszkańcy zapomnieli o dzielących ich waśniach. Mówiąc krótko, szanse wszystkich ras nie były wyrównane. Wyglądało to w następujący sposób, zamiast ustąpić sobie nawzajem i razem usiąść wspólnie przy jednym stole, wszyscy woleli grać w gorące krzesła. Większość biedowała, by garstka wybranych mogła cieszyć się bogactwem. Sora miał przemożne wrażenie, że ten świat niczym nie różnił się od jego własnego...
 
- A co z pozostałymi rasami? Jak dokładnie prezentuje się skład Exceed?
 
- wrócił do rozmowy, wyrywając się z zamyślenia.
 
- Na pierwszym miejscu stoją Przedwieczni Bogowie, którzy zostali pokonani przez Najwyższego Boga. - Steph zaczęła liczyć na palcach, nie do końca pewna, czy dobrze wszystko wyjaśni. - Drugie zajmują fantazmy, na trzecim plasują się elementale. Są jeszcze dragoni i giganci, elfy, bestie... i inni.
 
- Mhm. Brzmi jak typowy fantastyczny setting - podsumował Sora. Zakładał, że dziewczyna zapomniała nazw pozostałych siedmiu ras Disboard. Było jednak coś, czego nie rozumiał. - Mówisz, że każda rasa zajmuje jakieś miejsce... Co to znaczy?
 
- Obito mi się o uszy, że istnieje pewien ranking.
 
- Ranking?
 
- Tak. Odnosi się on do poziomu magicznych umiejętności danej rasy. Tak przynajmniej słyszałam.
 
- "Obiło mi się o uszy, tak słyszałam’’, coś mi tu kręcisz, Steph. Co z twoją edukacją? Na pewno dobrze to wszystko zakułaś? -rzucił z wyższością Sora, mimo że sam był NEET-em.
 
- Dostatecznie dobrze - odparła zirytowana nastolatka, po czym odchrząknęła. - Powiem więcej, właśnie skończyłam akademię! Nasza wiedza o rankingu wciąż jest niewystarczająca. Wiesz czemu? Bo zajmujemy w nim szesnaste miejsce. Poziom naszych magicznych umiejętności wynosi zero. Niczemu nie możemy przyjrzeć się z bliska, przez co nasze badania nadal kuleją.
 
- Zero? - Chłopak oderwał wzrok od książki. - Zaraz, chwila. Ludzie nie umieją rzucać czarów?
 
- Tak. Co gorsza, nie jesteśmy w stanie nawet wyczuć magii, samej jej obecności.
 
- A gdyby tak... skorzystać z odpowiednich przedmiotów? Artefaktów?
 
- Możemy używać gier stworzonych za jej pomocą, ale one działają samodzielnie, nie możemy ich kontrolować. Nie, imanici nie potrafią rzucać zaklęć.
 
- W ogóle? - nachalnie dopytywał się Sora, lecz Steph w ogóle nie wyglądała na wkurzoną.
 
- Niestety. Nasze ciała nie posiadają połączenia, nazywanego Korytarzem Duszy, które pozwoliłoby nam sięgnąć do źródła magii. - Rudowłosa delikatnie przechyliła głowę. - To dlatego nie powodzi nam się w Grze o Władzę...
 
Hmm. Chłopak uśmiechnął się gorzko. Chciał wiedzieć więcej.
 
- Kto w takim razie czaruje najlepiej? Ci, którzy są obecnie na pierwszym miejscu, jak sądzę?
 
- Och, nie. To nie do końca tak. Oni są bogami, magią w jej najczystszej postaci. Mówi się, że najlepszymi czarodziejami jest rasa zajmująca siódmą pozycję w rankingu, czyli elfy.
 
Sora oczami wyobraźni ujrzał stereotypowego przedstawiciela tej rasy.
 
- Elfy, elfy... bladzi kolesie ze spiczastymi uszami?
 
- Tak, dokładnie. - Dziewczyna była zdumiona. Wiedział niemało jak na przybysza z innej rzeczywistości. - Ich przepotężne królestwo, Elven Gard, jest obecnie największym w całym Disboard. To właśnie dzięki doskonałym umiejętnościom rzucania zaklęć zdołali zajść tak daleko. Elf jest tu synonimem słowa "magia”.
 
- Mhm - mruknął w odpowiedzi chłopak. Złapał się za brodę i zasępiwszy się, patrzył pusto w przestrzeń przed sobą. Wyglądał wyjątkowo poważnie.
 
-Uff...
 
Serce Doli biło jak dzwon na widok profilu tego schludnego, chłopaka, który tak wytwornie wyglądał we fraku. Powtarzała sobie: To tylko iluzja, to tylko iluzja, tylko iluzja! To nieprawdziwe uczucie, zasiał je we mnie! To jego sprawka!
 
Sora pozbierał myśli.
 
- Czy istnieją rasy, które nie rzucają zaklęć, a władają jakimiś, jak to ujęłaś wcześniej, przepotężnymi królestwami? -zapytał, niezwykle rozważnie dobierając słowa.
 
- Yyy, ten, no, na przykład bestie, które są na czternastym miejscu. One także nie grzeszą magicznym talentem... - odparła dziewczyna z roztargnieniem. - Mają za to nadzwyczaj czułe zmysły, które pomagają im zwęszyć czary oraz przejrzeć na wylot zamiary innych osób. Zamieszkiwane przez nich wyspy leżą na południowym wschodzie Wielkiego Oceanu. Wszystkie należące do nich pomniejsze kraje zjednoczyli w Unię Wschodnią, która do tej pory jest trzecim największym państwem naszego świata. - Steph bezwiednie zacisnęła rękę na ramieniu i smutnym głosem mówiła dalej. - Choć sztuki tajemne są im obce, bestie dysponują mocami niedostępnymi imanitom. Nie zbudowali co prawda potęgi, która zdołałaby przyćmić blask Elven Gardu, ale przynajmniej mogą z nim konkurować. Osiągnęli to dzięki swojej niesłychanej zręczności i intuicji, zdolnościach, których możemy im jedynie pozazdrościć.
 
-Ach, więc to tak...
 
Ludzie nie mieli zatem pojęcia o magii. Mało tego, nie byli nawet świadomi, gdy ktoś w ich pobliżu rzucał zaklęcia. Nie mogli zwyciężyć w żadnej grze dopóty, dopóki nie będą wiedzieli, że ktoś ich oszukuje.
 
/ nigdy nie wygrają, jeżeli dalej będą myśleć w ten sposób.
 
- Teraz rozumiem. - Dla Sory wszystko zaczęło nabierać sensu. Skinął głową.
 
- Braciszku, nauczyłam się... - odezwała się Shiro.
 
- Tak jak się spodziewałem!
 
- Chcę jeszcze jakąś pochwałę...
 
- Ależ oczywiście, robi się. Jestem z ciebie bardzo, bardzo dumny, mój mały geniuszu! - Sora wstał i zaczął czochrać siostrę po głowie. Dziewczynka z rozkoszy zmrużyła oczy niczym kot.
 
- Hę? Czego się nauczyłaś? - Steph popatrzyła na nich zdezorientowana.
 
- Jak to czego? Pisma imanitów - odparł chłopak, kierując spojrzenie na rudowłosą. - Mnie zajmie to jeszcze trochę czasu. Shiro, jesteś naprawdę niesamowita.
 
- A ty powolny...
 
- Che, che, che, facet nie powinien być szybki, wiesz?
 
- A malutki może być?
 
- Nie! N-nie, to nieprawda! Skąd mogłabyś... Steph? Co się stało?
 
Dola przyglądała się im zszokowana.
 
- Czy ja... aby na pewno się nie przesłyszałam? - zapytała piskliwym, wysokim głosem. - Chcesz powiedzieć, że przyswoiła sobie cały język?
 
- Mhm. Co z tego?
 
- W tak krótkim czasie? To jakiś żart? - upewniła się po raz kolejny dziewczyna. Cała aż znieruchomiała ze zdziwienia.
 
- To coś zaskakującego? - rzucił beztrosko chłopak. - Znamy przecież mowę, gramatykę też. Wystarczy zapamiętać pismo.
 
- A ty wciąż tego nie zrobiłeś, braciszku...
 
- Miałbym to zrobić w kilkanaście minut? To niewykonalne, nie jestem tak zdolny jak ty. Potrzebuję jeszcze około godziny. Pomóż mi lepiej to odczytać. Nie kapuję, w jaki sposób działa ten znak?
 
- Nie odnoś się do japońskiego... Spróbuj spojrzeć na to jak na któryś z języków romańskich...
 
- Myślałem o tym, ale wtedy orzeczenie znajduje się nie tam, gdzie powinno.
 
- Klasyczny chiński...
 
- Aaa, czyli kolejność zmienia się wyłącznie przy zapisie? Ale to pokręcone... Och, masz rację. Działa.
 
- Powinieneś przyłożyć się do nauki języków, braciszku...
 
- Daj spokój, nie porównuj mnie do siebie. Znasz ich osiemnaście, wraz z ich archaicznymi formami. Ja jestem tylko szaraczkiem, który zadowoli się sześcioma. Tyle mi spokojnie wystarczy, by w pełni cieszyć się graniem z ludźmi z całego świata.
 
Choć Dola wciąż z niedowierzaniem przyglądała się tej wymianie zdań, rodzeństwo zdawało się nie zwracać na nią szczególnej uwagi. Potrafili się dogadać, znali słowa oraz zasady gramatyczne języka imanitów, pozostało im jedynie przyswoić sobie pismo. Rozmawiali o tym w taki sposób, jakby była to bułka z masłem. Fakt, nawet jeśli nie wyglądało to na aż tak duże wyzwanie, musiała zwrócić uwagę na pewną istotną rzecz. Mianowicie...
 
Nie korzystali z niczyjej pomocy. Nikt niczego im nie wytłumaczył. To nie była nauka. To było rozszyfrowywanie. Mało tego, Shiro zdołała w tak krótkim czasie nauczyć się systemu zapisu używanego w Elkii, lecz daleko jej było do chełpienia się tym osiągnięciem.
 
Czyżby wszyscy w ich rzeczywistości byli tak pojętni? Steph nie wiedziała już, co powinna o tym wszystkim myśleć. Gdy przyglądała się dyskutującej dwójce, po jej plecach przebiegł lodowaty dreszcz. Zaraz jednak poczuła wzbierające w sercu ciepło. Możliwe, że... naprawdę spotkała ludzi nie z tego świata. Takich, którzy mogli mieć wpływ na losy jej królestwa.
 
- Hm? Co jest? - Sora musiał zwrócić uwagę na wpatrującą się w nich dziewczynę.
 
- Yyy... eee, ten, no... - Jej puls znacznie przyspieszył, zarumieniła się.
 
- Zrobię herbaty! - rzuciła i prędko wyszła z biblioteki.
 
- A tej o co chodziło? - Chłopak nie wierzył własnym oczom.
 
- Braciszku... nie rozumiesz dziewczyn - skwitowała Shiro, nie odrywając wzroku od książki.
 
- Masz rację! W przeciwnym razie nie byłbym już prawiczkiem. Nasza rozmowa miała z tym coś wspólnego?
 
Osiemnastoletni facet pouczany przez jedenastolatkę. Wyraźnie wiedziała na te tematy więcej niż on. Mówi się, że kobiety są dużo dojrzalsze emocjonalnie niż mężczyźni... W ich przypadku było to bardzo adekwatne stwierdzenie.
 
- Dużo trafniej ode mnie odczytujesz intencje ludzi... ale jakoś wybitnie ci to nie pomaga... - podsumowała beznamiętnie Shiro.
 
- Uwierz mi, gry i normalne życie to zupełnie inna para kaloszy - odparł dumnie Sora.
 
Właśnie tak. Dziewczyny... nie, nie dziewczyny. Wszyscy ludzie byli jak jeden z eroge, komputerowych programów dla dorosłych; z ograniczeniem czasowym i dziesiątkami tysięcy wyborów, które trzeba było podjąć w ciągu jednej sekundy. To bardziej niż oczywiste, że takiej gry nie dało się ukończyć.
 
W tej chwili nie miało to jednak większego znaczenia.
 
- Dobra...
 
Przy pomocy siostry Sora w końcu opanował pismo imanitów. Aby upewnić się, że dobrze wszystko zapamiętał, postanowił przeczytać całą książkę. Gdy skończył, zamknął ją z hukiem, oparł się łokciami o blat i splótł dłonie.
 
- Shiro.
 
- Mmm...
 
- Domyśliłaś się już?
 
- Mhm...
 
Rozmawiali ze sobą w sposób, który tylko oni byli w stanie zrozumieć.
 
- I jak uważasz? - zapytał. W jego głosie brzmiała niepewność, co zdarzało się nader rzadko.
 
- Nie odstąpię cię na krok, braciszku... - odparła dziewczynka, przymknąwszy na moment oczy. Była bardzo spokojna, opanowana.
 
- Zgodnie z przysięgą, pójdę za tobą wszędzie...
 
Przysięga, tak?
 
Shiro trafiła do domu Sory, gdy jego ojciec ożenił się po raz drugi. Od najmłodszych lat była niezwykle inteligentna, on wręcz przeciwnie - nie był zbyt pojętny. Dlatego właśnie doskonale się uzupełniali, byli ponadto zżyci ze sobą w dużo większym stopniu niż jakiekolwiek inne, zwyczajne rodzeństwo. Ostatecznie zostali odrzuceni przez swoich rodziców. Nie mieli przyjaciół, żadnych znajomych. Złożyli wtedy pewną obietnicę.
 
Siostra, która była nad wyraz utalentowana, nie potrafiła zrozumieć ludzi. Brat, niezbyt błyskotliwy, potrafił za to doskonale odczytywać intencje innych. Gdy miał dziesięć lat, złożył dziewczynie propozycję, która zakładała wzajemną pomoc i wsparcie. Choć Shiro była wtedy zaledwie trzyletnim dzieckiem, potrafiła już władać kilkoma językami. Shiro skinęła głową i obydwoje spletli małe palce na znak przyrzeczenia.
 
Chłopak pogłaskał siostrę po głowie. Minęło osiem lat, od kiedy zapewniła, że nigdy nie odstąpi go nawet na krok. Przez cały ten czas siedzieli zamknięci w pokoju, nie wychodzili nawet na zewnątrz. Gdyby ktoś zapytał, czy było mu z tego powodu przykro...
 
- Ech, może będę mógł zabrać cię w jakieś ciekawe miejsce?
 
Chłopak spojrzał na widniejące na horyzoncie szachowe
 
bierki, po czym wyciągnął telefon i otworzył menedżer zadań.
 
♦ ♦ ♦
 
Steph wpatrywała się w bulgoczącą, gotującą się wodę. Jej temperatura była tak samo istotna jak czas parzenia herbaty. Na przystawkę wybrała przyrządzone wczoraj naleśniki. Brakowało w nich cukru, który był uprawiany na ziemiach dawno zagarniętych imanitom, lecz inne przyprawy, takie jak cynamon, pomogły uratować smak dania. Była z niego całkiem zadowolona.
 
Położyła na tacy talerzyki z pokrojonymi przekąskami i zestaw do herbaty.
 
- W porządku. Myślę, że im zasmakuje. - Poczuła zadowolenie ze skończonej pracy. Westchnęła i przetarła czoło.
 
- Przepraszam, wasza wysokość. - Stojąca obok pokojówka czekała najwidoczniej na odpowiedni moment, żeby się odezwać.
 
- Tak, o co chodzi?
 
- Nie chcę być niegrzeczna, wasza wysokość, ale czy coś się stało?
 
- Jesteś niegrzeczna. Skąd to nagłe pytanie?
 
- Gdyby tylko panienka rozkazała, służba zaparzyłaby herbatę i przygotowała posiłek, jednak wasza wysokość sama zabrała się za wszystko i włożyła w to tyle wysiłku...
 
Hę? Właśnie, dlaczego muszę sama wszystko przygotowywać?
 
- zastanawiała się dziewczyna. Wyobraziła sobie pewną scenę.
 
"Ach, przepyszne! Steph, nie miałem pojęcia, że jesteś tak dobrą gospodynią”. Przed oczami widziała uśmiechniętego Sorę trzymającego w ręce filiżankę.
 
Poczuła, że się rumieni.
 
- Aaa! Ach! - krzyknęła i zaczęła bić głową w ścianę. - Dlaczego muszę pokazywać, jak dobrą jestem gospodynią, akurat w taki sposób? Podając przygotowane przez siebie jedzenie i picie? Taki facet zasługuje najwyżej na wodę i kamienie!
 
I trawę!
 
- P-panienko, proszę się opanować!
 
- P-panienka! Panienka straciła panowanie nad...
 
Totalny chaos zapanował pośród służby, która próbowała
 
uspokoić Steph walącą czołem w mur.
 
♦ ♦ ♦
 
-Uff...
 
Dola odetchnęła głośno. Biegła przez korytarz, trzymając w ręku srebrną tacę. Niosła na niej zestaw herbaciany i przysmaki dla dwojga swoich gości - to jest rodzeństwa. Przegrała walkę z uczuciami i postanowiła zanieść im posiłek. Westchnęła jeszcze raz. Czuła się z tym beznadziejnie, lecz miała nadzieję usłyszeć od Sory słowa pochwały...
 
- Nie ukrywam, część mnie nie może doczekać się, by zobaczyć jego reakcję... Ech. - Zawahała się nagle... Stanęła jak wryta.
 
Stephanie, zaczekaj. Czy to na pewno będzie smakowało komuś z innej rzeczywistości? - Gotowała nie najgorzej, znała gust gości. Niemniej jednak Sora i Shiro byli przybyszami z obcego świata. - Niech mnie... szlag...
 
Rudowłosa po raz kolejny zobaczyła w wyobraźni chłopaka. Tym razem był całkowicie zdegustowany.
 
"Uch, dzięki, ja pasuję. Nie wezmę tego do ust”.
 
- O nie, jeśli im nie zasmakuje, nie będę nawet mogła wykręcić się, że cały poczęstunek przygotowała służba. Zresztą nie potrzebuję przecież wymówek, prawda!? Niech sobie myślą, co chcą, nic mnie to nie obchodzi! Może trochę... Ach! To jakaś klątwa... - Dziewczyna nie wiedziała już, co ma sądzić o tym, co czuje, była zbyt rozkojarzona. Wzięta głęboki oddech i pozbierała myśli. -T-tak, potraktowali mnie, jakbym była niespełna rozumu. Myślicie, że nie umiem przyrządzić prostego dania i zaparzyć herbaty? Nie doceniacie mnie! Nie ulega wątpliwości, że zrobiłam przepyszne rzeczy. Jeśli ich nie polubicie, to wyłącznie dlatego, że pochodzicie z daleka i wasze tradycje kulinarne zupełnie różnią się od naszych! Na pewno nie... Nie...
 
Z zajętymi rękoma, szepcząc pod nosem, Steph próbowała dostać się do biblioteczki. Po chwili udało jej się wygrać z opornymi drzwiami.
 
- Co? - Wewnątrz nie było żywej duszy.
 
Zerknęła na pięterko i weszła po schodach na górę. Zastała otwarte drzwi prowadzące na werandę. Wiatr smagał zawieszone w nich zasłony.
 
Steph wyszła na balkon i zobaczyła siedzące tam rodzeństwo. Ubrany w strój kamerdynera Sora wychylał się za barierkę, robiąc zdjęcia grodu telefonem komórkowym. Shiro, siedziała oparta plecami o jego nogi i czytała książkę.
 
Byli ze sobą blisko i czuli się komfortowo w swoim towarzystwie. Sprawiali wrażenie, że rzeczywiście mogliby umrzeć, gdyby ktoś ich rozdzielił. Wpatrując się w tę słodką scenę, Dola poczuła ukłucie w sercu. Wmówiła sobie jednak, że to nic. To tylko zdenerwowanie spowodowane przez szalejące w jej głowie myśli.
 
- Wszyscy wyglądają na bardzo poruszonych - zagadnął Sora, wbijając spojrzenie w tłum na ulicach.
 
- Tak. Gra o Władzę trwa w najlepsze. - Steph położyła tacę na stoliku i nalała herbaty do filiżanek. - Proszę... napijcie się.
 
- O, sankju.
 
- Shiro, to dla ciebie.
 
- Mmm...
 
Sora wziął łyk ciepłego napoju i ponownie skierował wzrok na panoramę Elkii. Przedtem miał wrażenie, że znaleźli się w typowym świecie fantasy, lecz z czasem doszedł do innych wniosków. W Disboard zakazano wojen, stąd też miasto było w doskonałym stanie. Na ulicach mieszały się różne style architektoniczne; klasyczny, barokowy czy też antyczny, przywołujący na myśl starożytny Rzym. Po wybrukowanych drogach, jeździły dorożki, a w widniejącym w oddali porcie cumowały trzymasztowe żaglowce. Wszystko wskazywało na to, że nie wynaleziono tu jeszcze maszyny parowej. Chłopak zerknął na góry majaczące na horyzoncie i dostrzegł na ich zboczach tarasowe pola. Wyglądały jeszcze bardziej archaicznie niż cała miejska aglomeracja.
 
Zakaz toczenia wojen odcisnął na Elkii wyraźne piętno. Czyż to nie ironia? Konflikty zbrojne sprawiają, że nauka rozwija się szybciej, nowe technologie, paliwa, nawozy odkrywane są jeszcze prędzej. Ludzie najprawdopodobniej nie znali tu jeszcze druku. A może po prostu nie był używany na szeroką skalę? Tak czy inaczej, wszystkie książki w zbiorach Steph były kopiowane ręcznie.
 
- Jak w Europie doby renesansu. Piękny krajobraz... Czysty, nieskażony jeszcze zbliżającą się wielkimi krokami rewolucją przemysłową.
 
- Brzmi jak cytat z gry strategicznej...
 
Sora pogrążył się w zadumie. Według Mitu wcale nie minęło kilka tysięcy lat, odkąd Disboard został doszczętnie zniszczony. Kilka tysięcy lat minęło od czasu, kiedy ustanowiono Dziesięć Zasad. Imanici nie potrafili używać magii. Pod tym względem byli tak samo ograniczeni jak mieszkańcy świata, z którego przybyło rodzeństwo. Mijały wieki, lecz tutejsi ludzie wciąż nie zaszli dalej niż Ziemianie na początku piętnastego stulecia. Jak w takim razie wygląda poziom życia ras, które potrafią czarować? - zastanawiał się chłopak.
 
- Hej, Steph, powiedz, dlaczego właściwie chciałaś sięgnąć po koronę?
 
- Co masz na myśli?
 
- Plotki głoszą, że jeśli tego nie zrobisz, wylecisz z rodziny królewskiej.
 
- Sora wspomniał o historii, którą usłyszał przed gospodą.
 
- To i tak bez znaczenia.
 
Koniec końców to tylko plotki. Kto traktowałby je poważnie?
 
- To królestwo, Elkia, było kiedyś rozległe i potężne, wiesz? -Rudowłosa podeszła do poręczy, stanęła obok chłopaka i wychyliła się, podziwiając stolicę. Oczami wyobraźni widziała miasto w czasach jego dawnej świetności. - Władaliśmy kilkoma innymi państwami rozsianymi po całym świecie. To było największe z nich. - W jej głosie słychać było naraz nutkę dumy oraz ironii. - Tak duże, by ostać się jako ostatnie. Od kiedy w życie weszło Dziesięć Zasad, imanici nieustannie przegrywają.
 
- Wydają ci się uradowani? Ludzie na ulicy? Myślisz, że są podekscytowani? Nie, to nasz koniec. Elkia upada. - Dola po raz kolejny wbita spojrzenie w szalejący na ulicach tłum. Tym razem wyraźnie posmutniała.
 
Sora podążył za jej wzrokiem i pogrążył się w zadumie.
 
Imanici stracili swoje krainy i musieli tłoczyć się teraz ostatnim, ciasnym państwie. Nie mieli dostępu do zasobów naturalnych ani wolnej przestrzeni, co doprowadziło do zastoju gospodarczego. Choćby chcieli, nie mogli zająć się hodowlą i uprawą ziemi z prostej przyczyny: nie posiadali jej wystarczająco dużo. Bez żyznej gleby dającej plony nie było mowy o miejscach pracy. Dziesięć Zasad pomagało zachować ład i porządek...
 
Chwilę później przypomniał sobie bandytów, którzy napadli ich zaraz po przybyciu do Disboard. Skierował wzrok w stronę klifu, na którym rozpoczęła się ich przygoda w tym świecie. Shiro natomiast, wciąż oparta o jego nogi, oderwała się od lektury i zerknęła na Steph.
 
- Prawda, poprzedni władca, mój dziadek, przegrał niezliczoną liczbę pojedynków. W konsekwencji to miasto stało się ostatnim bastionem naszego gatunku. Niemniej jednak, już dużo wcześniej imanitom nie układało się najlepiej. Byliśmy biedni jak myszy kościelne... - rzekła rudowłosa, zagryzając zęby i mocno zaciskając dłoń na poręczy werandy. - Wielu mówiło, że był niespełna rozumu, lecz on chciał jedynie uleczyć nasz kraj. Nie chciał źle.
 
Jeżeli ludzie nie odzyskają ziemi, nie przetrwają zbyt długo. Zamiast siedzieć bezczynnie i czekać na zbliżający się koniec, poprzedni król postanowił zrobić cokolwiek. Starał się z całych sił. No... mniej więcej.
 
- Miałam nadzieję uratować Elkię... - Stephanie próbowała powstrzymać się od płaczu. Była już w bardzo kiepskim nastroju. - Pragnęłam udowodnić, że mój dziadek miał rację. Żeby przetrwać... imanici muszą odzyskać utracone terytoria. Nawet siłą. W przeciwnym razie niedługo nie zostanie po nas ślad.
 
- Steph, kochasz ten kraj? Lubisz swój świat? - Zapytała Shiro. Wyglądała, jak zwykle, na niezbyt zainteresowaną.
 
- Co? Oczywiście, że tak! - odparta rudowłosa, uśmiechając się przez łzy.
 
W przeciwieństwie do niej, rodzeństwo miało niewesołe miny.
 
- Fajnie...
 
- Zazdroszczę ci, że potrafisz powiedzieć to bez wahania... Nie łudź się jednak, twoje marzenia się nie spełnią - podsumował Sora. Mówił cicho, zabijając całą tlącą się w Stephanie nadzieję.
 
- Jak to?
 
- Wybacz, ale to jeszcze nie wszystko... - Ponownie zaatakował zszokowaną dziewczynę. - Powiem szczerze, że twój dziadek zmarł jako najgłupszy król, o jakim słyszałem.
 
- Dlaczego tak... uważasz? - wydusiła z siebie, przerywając niezręcznie długie milczenie. Zagryzła zęby i zacisnęła pięść, czując, jak paznokcie wpijają się jej w skórę.
 
Gdyby przemoc nie była w Disboard surowo wzbroniona, zamiast zapytać, Steph chlasnęłaby go prosto w twarz. Kipiała ze złości, lecz jedyne, co mogła zrobić, to przekuć swój gniew w słowa. Była zakochana. Nie, została zmuszona do miłości, co sprawiło, że jeszcze trudniej było jej wybaczyć taką potwarz.
 
Sora westchnął w odpowiedzi i prędko przejrzał zrobione smartfonem zdjęcia. Elkia przypominała jedno z miast piętnastowiecznej Europy. Panujący w Disboard pokój pozwolił antycznym budowlom przetrwać i zmieszać się z nowocześniejszą architekturą. Taki widok wypełniał serce smutkiem.
 
- Ten kraj upadnie dokładnie w chwili, gdy na tronie zasiądzie nowy władca.
 
- D-dlaczego!? Przyszły król powinien temu zapobiec, dlatego właśnie organizowany jest turniej! - odrzekła Steph. Słowa chłopaka całkowicie zbiły ją z pantałyku. Była skonfundowana. Nie, była spanikowana.
 
Sora i Shiro spojrzeli w górę. Nie mogli uwierzyć własnym oczom. Niebo nad ich głowami wyglądało zupełnie inaczej od tego, do którego byli przyzwyczajeni. Nie było szare, ale intensywnie niebieskie, jak gdyby pomalowane tuszem. Przypomnieli sobie chwilę, w której się tu znaleźli. Pamiętali słowa tutejszego boga. Znajdowali się w Disboard, świecie umieszczonym na planszy, gdzie wszystko rozstrzygane było za pomocą gier.
 
Miejsce, o którym marzyliśmy... Rzeczywistość, w której mogliśmy narodzić się na nowo.
 
- Steph, do kiedy trwają te igrzyska?
 
- Dziś jest ostatni dzień - odparta. Była niezadowolona; wciąż czekała, aż chłopak odpowie na zadane mu wcześniej pytanie. Skierowała wzrok na wschód, przyglądając się budowli przypominającej zamek. - Wieczorem w królewskiej sali odbędzie się ostatnia walka. Jeżeli nikt nie wniesie sprzeciwu, wygrany zostanie nowym władcą... Dlaczego pytasz?
 
*Łup!* Shiro z hukiem zamknęła książkę. Sora rozprostował plecy i poklepał się po policzkach.
 
- Uff. Hej, siostrzyczko?
 
- Hmm?
 
- Będziesz przy mnie przez cały czas, tak? Bez względu na to, co zrobię?
 
- Mhm.
 
- Nieźle. Nie zastanawiałaś się zbyt długo. Muszę poczynić pewne przygotowania...
 
- Nie ściemniaj...
 
-Hę?
 
- Wyglądasz, jakbyś się świetnie bawił, co? - Dziewczynka w dalszym ciągu wyglądała na nieporuszoną. Na jej twarzy pojawił się jednak cień uśmiechu, który potrafił dostrzec wyłącznie jej brat.
 
- Cha, cha, skąd wiedziałaś? - Rodzeństwo nagle odwróciło się na pięcie i ruszyło szybkim krokiem.
 
- Chwila... d-dokąd to?
 
- Do królewskiego zamku.
 
- Co? - mruknęła Steph, nie do końca rozumiejąc, co dokładnie miał na myśli Sora.
 
- Udowodnimy, że twój dziadek miał rację! - rzucił w odpowiedzi, nie zwracając na nią uwagi.
 
-Yyy...
 
Czując za plecami, jak rudowłosa stara się go dogonić, zerknął do menedżera zadań.
 
"Cel: zasiąść na tronie Elkii”.
 
- Skoro już narodziliśmy się tu na nowo, do kitu byłoby spać na ulicy. - Chłopak uśmiechnął się gorzko i schował komórkę do kieszeni. Shiro skinęła głową. - Kiedy zdobędę koronę, odzyskam utracone ziemie imanitów.
 
Czy dobrze go zrozumiała? Stephanie Dola spróbowała odtworzyć w myślach jego wypowiedź. Gdy była już pewna, że się nie przesłyszała, wbita wzrok w jego plecy. Stąpał lekko, jak gdyby udawał się na małe zakupy. Jednocześnie sprawiał wrażenie pewnego siebie, ślepo wierzącego w swoje umiejętności, jakby wszystko, o czym mówił, było z góry przesądzone. Patrzyła na młodego mężczyznę, który miał zamiar przywrócić ludziom ich dawne włości.
 
- Rozumiem.
 
Sora wepchnął do ust jedzenie, które zgarnął przed chwilą z balkonowego stolika.
 
- Uch! - Steph wyglądała, jakby lada chwila miała stracić panowanie nad sobą.
 
- Mmm, pycha. Herbata, naleśniki, niebo w gębie. Sankju. - Chłopak odwrócił się do rudowłosej i wyszczerzył zęby.
 
Serce dziewczyny biło jak szalone. Czy to przez moc Reguł? Przez jego prośbę? Nie miała bladego pojęcia.
 
 
 
 
 
 
Rozdział 3
 
EXPERT
 
Wieczór. Elkia, wielki hall królewskiego zamku.
 
Ostatni pojedynek kandydatów na nowego władcę dobiegł właśnie końca. Przed tronem znajdował się mały stolik z parą ustawionych naprzeciwko siebie krzeseł. Zajmowała przy nim miejsce jedna osoba, otoczona przez tłumnie przybyłych mieszkańców miasta.
 
Była to odziana w czarny strój dziewczyna o hebanowych włosach. Jej pozbawioną wyrazu, apatyczną wręcz twarz przysłaniała ciemna woalka, podobna do tych, które najczęściej zakładano na pogrzeby. Co więcej, nastolatka na pierwszy rzut oka sama wyglądała jak martwa. To właśnie ona oszukała Steph w karczmie.
 
- Obecna tutaj Chlammy Zell zwyciężyła w turnieju o koronę Elkii. Czy jest jeszcze ktoś, kto chciałby rzucić jej wyzwanie? -odezwał się starzec, ubrany w ceremonialne szaty.
 
W sali panował niesamowity gwar, lecz nikt nie zgłosił się na ochotnika. Tak jak można się było spodziewać, żaden z gapiów nie odważył się na grę z Zell, która rozgromiła każdego ze swoich dotychczasowych przeciwników. Dziewczyna, w dalszym ciągu nieporuszona, zignorowała pytanie nestora, który przemówił po raz kolejny.
 
- Zgodnie z wolą ostatniego władcy mianuję panią Chlammy nową królową Elkii. Jeśli ktokolwiek z zebranych miałby coś przeciwko, niech zrobi to teraz lub zamilknie na...
 
- A, tak, tak! Ja! Zgłaszam sprzeciw! - Wołanie zakłóciło przemowę starca. Chlammy wybałuszyła oczy.
 
Wszyscy zebrani w pomieszczeniu imanici natychmiast spojrzeli w kierunku, z którego dobiegał głos. Dostrzegli ubranego w strój kamerdynera chłopaka i dziewczynkę z długimi białymi włosami - Sorę i Shiro. Obydwoje wstali i podnieśli ręce do góry.
 
- Jesteśmy tutaj. Zgłaszamy sprzeciw. Tak, tak, to my.
 
- Mhm...
 
- Kim jesteście? - Zell spojrzała na rodzeństwo beznamiętnym wzrokiem, po czym popatrzyła jeszcze dalej, na osobę stojącą za nimi. - Stephanie Dola? To twoi służący?
 
Stojąca z tyłu Steph wzruszyła ramionami. Na Chlammy sytuacja nie zrobiła zbyt wielkiego wrażenia. Dziewczyna popatrzyła na nią protekcjonalnie.
 
- Przegrałaś, straciłaś prawo do walki o tron i teraz przysyłasz tu swoich podwładnych? Musisz być doprawdy zdesperowana. Żałosny widok...
 
- skwitowała Zell pogardliwie.
 
- Cha, cha, jakim prawem zwracasz się do niej w ten sposób? - Sora zrobił kilka kroków w jej kierunku.
 
- Co to ma niby znaczyć?
 
- Tak naprawdę nie interesuje cię tron, prawda? Wiesz, że sprawowanie władzy to tylko udręka i cała masa obowiązków - powiedział chłopak z pełnym przekonaniem, drapiąc się po głowie.
 
- Ech, moglibyście sobie pójść gdzieś indziej? To nie plac zabaw, na który możesz przyjść z dzieckiem.
 
- Wiesz... - podjął, patrząc surowo na czarnowłosą. - To również nie najodpowiedniejsze miejsce, by przekazać koronę oszustce wspieranej przez obcą nację, nie uważasz?
 
Zgromadzeni w pomieszczeniu ludzie zaczęli dyskutować między sobą. Pomoc? Z zewnątrz? Co to miało znaczyć? Sora ignorował dobiegające zewsząd pytania.
 
- Zauważyłaś ich? - zapytał dyskretnie siostrę.
 
Shiro trzymała w rękach smartfona, na którym wyświetliła zdjęcie zrobione poprzedniego dnia w gospodzie. Niektóre z osób widniejących na fotografii znajdowały się teraz w zamku.
 
- Czterech.
 
- Ilu spośród nich ma zakryte uszy?
 
-Jeden.
 
- Bingo. Skup się, wskażesz go w odpowiednim momencie.
 
- Mmm.
 
- M-moment... o co chodzi? Jakie znowu wsparcie? Czyje? - Steph cicho zagadnęła naradzającą się parę.
 
- Wciąż się nie domyśliłaś? Ech, mniejsza z tym. Zakładając... - Sora był wyraźnie zniesmaczony. Przestał szeptać zaczął mówić bardzo głośno.
 
- Zakładając, że posadzilibyście na tronie dziewczynę, która spiskowała z elfami i wygrała wszystkie pojedynki wyłącznie dzięki ich zaklęciom, ten kraj czekałaby nieuchronna zagłada!
 
Rozmowy w hallu ustały; zebranych ogarnęło nagłe poczucie niepokoju. Patrząc na spanikowany tłum, chłopak zastanawiał się, czy naprawdę nikt wcześniej nie domyślił się, że Zell nie grata w otwarte karty.
 
- To zresztą nieważne. Nikt z was nie zauważył, żeby kantowała. Nic dziwnego, że ludzie ponoszą porażkę za porażką.
 
- Hej, ty! - Chlammy podniosła się z krzesła i ruszyła w stronę chłopaka. Przez zasłaniający jej twarz woal wyglądała na jeszcze bardziej niedostępną, zimną i wyniosłą. - Chcesz powiedzieć, że oszukiwałam, wykorzystując czary?
 
- Nie, nie słyszałaś? To były tylko moje hipotezy. A może zgadłem, co?
 
- Choć Sora próbował sprowokować czarnowłosą, ta nie dała się ponieść emocjom. On był jednak pewny swego.
 
- Niech będzie, jak sobie życzysz. Chcesz się ze mną zmierzyć? Proszę bardzo.
 
- Dziękuję. Byłoby mi niezmiernie miło, ale... - chłopak powstrzyma) Zell, która próbowała wyciągnąć swoją talię kart - jeśli mielibyśmy zagrać w pokera, mogłabyś najpierw wyprosić swojego wspólnika? - Sora uśmiechnął się, podczas gdy Shiro wskazała na kogoś z tłumu.
 
W sali natychmiast zapadła cisza, a wszyscy zgromadzeni podążyli wzrokiem za palcem dziewczyny. Ujawniony sprzymierzeniec Chlammy i sama czarnowłosa zesztywnieli na chwilę. Chłopak nie potrzebował ani sekundy dłużej. Był bardziej niż pewien, że trafił w samo sedno.
 
- Nie rozumiem, o czym mówisz.
 
- Ach, tak? Uprzejmie zatem proszę, niech ktoś ściągnie temu jegomościowi kapelusz.
 
Mężczyzna cofnął się o krok, lecz któryś z imanitów zdjął nakrycie głowy wskazanemu osobnikowi. Miał, jak się okazało, parę długich, odstających na boki spiczastych uszu, charakterystycznych dla znanej wszystkim rasy.
 
-To... to przecież elf!
 
Pomieszczenie znów wypełniły rozemocjonowane głosy: Cholera, ten gość miał rację...
 
Komentarzom nie było końca.
 
- Ta przeklęta wiedźma korzystała z magii? Oszukiwała przez cały czas?
 
- Och, moja cool beauty, moja kłamczucho, nie pomożesz swojemu przyjacielowi?
 
- Jak długo masz zamiar to wszystko powtarzać? Powiem jeszcze raz, nie mam najmniejszego pojęcia, o co ci chodzi.
 
- Nie masz zatem nic przeciwko, byśmy wyprosili tego koleżkę?
 
- Uśmiechnięty szeroko Sora niedbale pomachał ręką w stronę mężczyzny ze spiczastymi uszami. Po chwili ponownie odwrócił się ku Zell i wyciągnął kolejny telefon, tym razem ten należący do Shiro. Uruchomił parę aplikacji. - To jak? Gotowa na partyjkę pokera?
 
Zapadła krótka cisza.
 
-Wszystko jasne! Uknułeś tę intrygę wraz ze swoim elfickim przyjacielem, co? Teraz Chcesz, żebym to ja wyszła na wroga imanitów, który rzekomo korzystał z pomocy ich magii? - odparła z przymkniętymi oczami i pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu twarzą.
 
- O, brawo, wpadłaś na całkiem niezłą wymówkę. A może byłaś przygotowana na taki obrót sprawy? - zapytał wyzywająco.
 
- W porządku... - kontynuowała niewzruszona Chlammy, przeszywając go wzrokiem spod czarnej woalki. - Tak Chcesz to rozwiązać? Dobrze, ale pamiętaj, ja też mam swoją godność. Wyślij twojego kolegę dokąd tylko Chcesz, i graj uczciwie, nie kantuj. Niech ten pojedynek będzie sprawdzianem naszych faktycznych umiejętności.
 
- Nie ma problemu. - Sora sprawiał wrażenie, jak gdyby takiej odpowiedzi oczekiwał. Wyszczerzył się do swojej rywalki. - Piąta Zasada: "Strona wyzwana ma prawo do wyboru gry i wyznaczenia jej zasad". Nie zapytam, dlaczego odmówiłaś gry w pokera. Jestem naprawdę miłym facetem.
 
Wycelował w nią smartfon i pstryknął zdjęcie.
 
- Nie jesteś zbyt fotogeniczna, co? Wyszłabyś lepiej, gdybyś choć trochę się rozchmurzyła - podsumował i odwrócił komórkę w stronę dziewczyny.
 
Zabójcze spojrzenie Chlammy spotkało się ze wzrokiem Sory. Wzrokiem, przed którym nic się nie ukryje. Poczuła, jak po jej plecach przebiega zimny dreszcz.
 
♦ ♦ ♦
 
Zell zapowiedziała, że przyniesie taką grę, która będzie sprawdzianem ich faktycznych umiejętności, po czym wybiegła z zamku, prosząc zgromadzonych o niewielką zwlokę. Sora wraz z dziewczynami postanowił zaczekać na skąpanym w blasku zachodzącego słońca królewskim dziedzińcu. Rodzeństwo próbowało zabić czas, siedząc na jednej z ławek i bawiąc się telefonami. Steph rozejrzała się wokół, upewniając się, że nikt w pobliżu jej nie usłyszy.
 
- No, dalej, powiedz mi w końcu! Użyła na mnie magii?! -Dziewczyna nareszcie zadała nurtujące ją od dawna pytanie.
 
- Nie krzycz...
 
Dola zdawała się nie pojmować, dlaczego przycupnęli z dala od tłumów. Niemniej jednak udało się jej wreszcie pojąć, że została oszukana przez Zell. Jej reakcja była całkowicie zrozumiała.
 
- A, tak, tak - odparł wyrwany z zamyślenia Sora. - Mówiąc precyzyjniej, użył jej tamten elf.
 
- Jakiego rodzaju to były zaklęcia?
 
Właśnie, jakiego? Skąd jednak on, zwykły człowiek, miałby to wiedzieć? I czym były te rzeczy, które trzymali w rękach? Jakimiś narzędziami pochodzącymi z ich świata? Może dzięki nim potrafią wykrywać magię? Steph czekała na odpowiedź. W jej oczach płonęły iskierki nadziei.
 
- Co? Nie mam najmniejszego pojęcia. - Słowa chłopaka wielce ją rozczarowały.
 
- Zrobili cię w konia, to nie ulega wątpliwości. - Kontynuował, nie zwracając na nią uwagi. - Przyjrzeliśmy się tej czarnej, kiedy grałyście. Zestaw kart w jej ręce z pewnością nie był przypadkowy. Ja i Shiro prędko to zauważyliśmy.
 
-Ja to dostrzegłam...
 
- Niech ci będzie. Zwracasz dużą uwagę na drobiazgi, siostrzyczko.
 
Poprzedniego dnia, przed gospodą, w której Steph i Chlammy rozgrywały partyjkę pokera, Sora oszukał brodatego mężczyznę. Nie mógł się mylić; Zell bez wątpienia korzystała z pomocy czarodzieja.
 
Jednakże...
 
- Nie powiem ci, jakim typem magii mógł się posługiwać ten elf. Nie wiem. Zdajesz sobie sprawę, że ludzie nie posiadają takich zdolności?
 
- Dola była tak zaskoczona jego obojętną wypowiedzą, że aż otworzyła usta.
 
- Sztuki tajemne to dopiero jazda. Jeżeli ktoś wpłynie na twoją pamięć albo podmieni karty, nawet nie zwrócisz na to uwagi. Nie można wygrać w takiej sytuacji. Nie możemy przecież wyczuć magii, nie mówiąc o jej dostrzeżeniu.
 
- Zaraz, chwi... - Steph wyglądała, w jak gdyby właśnie obudziła się z długiego snu. - Zaczekaj! Jak zatem mielibyśmy pokonać naszych wrogów?
 
- Ha? To chyba niemożliwe, prawda? - odparł stanowczo Sora, na co dziewczyna znów stanęła jak wryta. - Kto podejmie takie wyzwanie? To pewna przegrana. Szanse na sukces wynoszą może jeden do miliona. I właśnie dlatego nie piszemy się na to - dodał prędko, nim Dola zdążyła zacząć krzyczeć. Znów była niesamowicie pobudzona.
 
- Hm?
 
- Wytłumaczę ci to najprościej, jak tylko się da. - Chłopak spojrzał prosto w oczy rudowłosej.
 
-Yyy...
 
- Zacznijmy od początku. Każdy może wziąć udział w turnieju, zaś zwycięzca zostanie mianowany reprezentantem imanitów w Disboard.
 
- Eee...
 
- Nie jest to jednak właściwa droga, ponieważ każdy zawodnik może poprosić o pomoc przedstawicieli innych ras.
 
- Aaa, tak, zakładam, że masz rację... - Steph odwróciła wzrok. Bita się w pierś, że sama wcześniej na to nie wpadła. Kiedy chłopak podzielił się z nią swoimi przemyśleniami, wszystko zaczęło nabierać sensu.
 
Osobom, które chciały przystąpić do turnieju nie postawiono żadnych warunków. Dowolny przedstawiciel innej nacji, mógł zatem bez przeszkód rzucić urok na jednego z imanitów, wykorzystać go do zdobycia władzy i rządzić Elkią wedle własnego uznania. Prawdopodobieństwo, że ludzie stanowiliby wtedy realne zagrożenie w Grze o Władzę, zmalałoby jeszcze bardziej, a ich państwo czekałby niechybny koniec. Zdecydowanie nie był to najlepszy plan na uratowanie Elkii. Niósł ze sobą ogromne ryzyko.
 
- To wcale nie są zmagania pojedynczych jednostek, lecz całych królestw. Wielka dyplomacja.
 
- Eee, no... zrozumiałam.
 
- Dobrze. A więc uknuły to Elfy tak? Wygląda na to, że znaleźli sobie marionetkę, którą mieli zamiar posadzić na tronie. Domyślam się jednak, że nie tylko oni byliby zdolni do takich rzeczy?
 
-T-to...
 
- Nie ulega wątpliwości, że inni także mogli wpaść na taki pomysł. To bardzo, możliwe. Celowo pomijam jednak skuteczność tej metody.
 
W takim wypadku...
 
- Powinienem wykorzystać tę sytuację i sprawić, by wszyscy myśleli, że jestem kimś obcym. - Sora uśmiechnął się złośliwie, bawiąc się trzymanym w rękach smartfonem. - Pokazaliśmy Zell urządzenie, którego z pewnością nie posiada żaden z imanitów. Pomyślała, że to właśnie dzięki niemu byliśmy w stanie zrozumieć, że używała magii. Będzie zestresowana, obawiając się, że w mig odkryjemy nawet najprostsze z zaklęć. Co więcej, udało nam się przepędzić stąd jej kumpla.
 
- Tak, tak! Doprowadziłeś do pojedynku, w którym nikt nie będzie oszukiwał! - rozpromieniła się Dola.
 
- Gdzie ty masz głowę? Z księżyca spadłaś? - Zrezygnowany Sora opuścił ramiona.
 
- D-dlaczego mnie obrażasz?
 
- Słuchałaś, kiedy mówiłem? Ingerencja innych ras to jedynie czysta teoria. Elfy z góry mogły założyć, że ktoś taki jak ja będzie starał się pokrzyżować im szyki.
 
-Ach...
 
Chłopak powrócił do rozważań.
 
- Nasz wróg jest dobrze przygotowany, to nie podlega żadnej dyskusji. Wydaje mi się, że mają w zanadrzu jakiś trik, którym będą mogli posłużyć się bez względu na wszystko. - Słowa Doli sprawiły, że Sora nagle przypomniał sobie o pewnej istotnej rzeczy.
 
- Steph, imanici nie potrafią czarować, ale mogą wykorzystywać gry magiczne lub stworzone za pomocą zaklęć?
 
- Eee, tak...
 
- Elfy są rasą, która najlepiej radzi sobie ze sztuką tajemną. Tak mi powiedziałaś, prawda? - Chłopak rozpogodził się, jak gdyby właśnie otrzymał odpowiedź na wszystkie trapiące go pytania.
 
- Pewnie spodziewali się starcia z nacją będącą w posiadaniu urządzeń, które potrafią wykrywać magię. Musieli zatem, używając trudnych do zidentyfikowania czarów, przygotować grę, na którą takie urządzenia nie będą miały wpływu. Sądzę, że właśnie po taką pobiegła Chlammy.
 
-T-to... to chyba niedobrze, prawda?- zasmuciła się Steph.
 
- Co? Niby czemu?
 
- Hę? Sam mówiłeś o podstępnej, ukrytej magii...
 
- Posłuchaj. - Sora westchnął po raz... który to raz tego dnia?
 
- My, zwykli ludzie, najbardziej powinniśmy obawiać się zmian wprowadzanych do naszej pamięci albo czytania w myślach i innych zaklęć, które wpływają na nas w sposób bezpośredni, ponieważ nie jesteśmy w stanie zgadnąć, że ktoś je w stosunku do nas stosuje. Jeżeli gra stworzona została do walki z rywalami, których powyższe założenia nie dotyczą, przeciwnicy w żadnym wypadku nie będą mogli wykorzystać tego potencjału.
 
Podsumowując, gra wykreowana przez elfy miała zapewne sprawiać wrażenie takiej, która hipotetycznie daje równe szanse na wygraną obydwu stronom. Pod tą maską kłamstw bezdyskusyjnie kryty się podstępne mechanizmy, zapewniające olbrzymią przewagę jej właścicielowi. Musiała zostać zaczarowana. Niemniej jednak rodzeństwo nie będzie miało do czynienia z magią samą w sobie, lecz z wypełnionym nią przedmiotem; Chlammy sądzi, że wygra tak łatwo, jak podczas pokerowego pojedynku ze Steph. Co więcej, blef z telefonem zadziałał dokładnie tak, jak chciał tego Sora. Wszystko szło zgodnie z jego planem.
 
- A-ale... - Dola zrozumiała nareszcie intencje chłopaka i po raz pierwszy powiedziała coś sensownego. - To wszystko nie zmienia jednak faktu, że sytuacja jest dla nas zdecydowanie niekorzystna, racja?
 
- Tak, nie mylisz się. To cię niepokoi? - odpowiedział ze stoickim spokojem, przytulając siedzącą na ławce siostrę. - Jeżeli jednak istnieje choćby teoretyczna szansa na zwycięstwo w jakiejś grze, "[ ]" zajmie się resztą.
 
- Mhm... - przytaknęła Shiro. Właśnie rozprawiła się z komórkową wersją japońskich szachów shougi na najwyższym poziomie trudności.
 
Odwróciła się w stronę zbliżającego się do nich cienia. Wszyscy troje potrzebowali dłuższej chwili, by zdać sobie sprawę, że to Chlammy.
 
- Jasna cholera, myślisz, że gadaliśmy za głośno? - zapytał Sora głosem tak cichym, że jedynie Shiro zdołała go usłyszeć.
 
Skinęła głową, jak gdyby chciała przekazać bratu, że wszystko jest w porządku.
 
- Zapytam wprost, czyimi jesteście szpiegami? - Wypowiedź Zell potwierdziła, że dziewczynka miała rację.
 
- Och, przybywamy z... - Chłopak poczuł, jak napięcie opuszcza jego ciało, choć nie dał tego po sobie poznać. - Naprawdę myślisz, że ci to powiemy? Głupia jesteś? - dokończył niedbałym tonem,
 
- Nie oddam tego królestwa!
 
-Zdajemy sobie z tego sprawę. Zamierzasz przecież podarować je elfom! - Roześmiany Sora nie przestawał prowokować czarnowłosej.
 
- Nie... - Zell postała mu piorunujące spojrzenie. - Nie zrobię tego. To nasza własność. Tylko nasza.
 
- Hm? - Chłopak nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
 
- Poprosiłam elfy o pomoc wyłącznie dlatego, że chcę zagwarantować imanitom miejsce, w którym przetrwają. Nie wyobrażacie sobie nawet, jak wiele umów musiałam zawrzeć w tym celu... Gdy tylko uda nam się odzyskać niezbędne minimum utraconych ziem, zerwę sojusz z elfami.
 
Cholera jasna... Sora miał ochotę złapać się za głowę. Nie mogąc się opanować, wybuchnął szyderczym śmiechem.
 
- Paplasz o tym komuś, kto może być szpiegiem innego królestwa? Jesteś aż tak durna? Prosisz się o śmierć?
 
- Nie obchodzi mnie, skąd jesteście i dla kogo pracujecie. Nie pokonacie mnie. - Choć przysłonięte woalką, oczy Chlammy emanowały niezmąconą pewnością siebie.
 
- Oho, ale nadęta.
 
- Po prostu mówię, jak jest. Żadna z ras nie może przeciwstawić się magii elfów, nacji władającej Elven Gardem, największym królestwem w Disboard. Każdy, kto wystąpi przeciwko nim, przegrywa. Od tej reguły nie ma wyjątków.
 
Mhm.
 
- Mówię do ciebie jako jedna z imanitów... - Wzrok Chlammy złagodniał.
 
- Jeżeli choć trochę kochasz ten kraj i jego lud, skończ ze szpiegowaniem i zrezygnuj z udziału w tym pojedynku. Nie stanę się elfią marionetką, nie pozwolę na to. Przyrzekam.
 
Sora milczał.
 
- My, imanici, nie możemy korzystać z magii. Nasze zmysły nie potrafią nawet zarejestrować jej obecności - kontynuowała błagalnym tonem czarnowłosa. Była wyraźnie przybita. - Potrzebujemy tego wsparcia. Opieka silnego mocarstwa zwiększy nasze szanse na przeżycie. Skorzystamy z ich pomocy, a później raz na zawsze skończymy z wszelkimi grami. Odetniemy się. Tylko tak będziemy w stanie przetrwać. Rozumiesz to, prawda?
 
Mhm.
 
Według piątej z Zasad wybór rodzaju i formy gry należy do strony, która została wyzwana. Była to całkiem niezła strategia. Połączyć siły z najsilniejszą z nacji, odzyskać ziemie, wycofać się z Gry o Władzę i zamknąć na świat. Nie ulegało wątpliwości, że taka taktyka byłaby diablo skuteczna. Ludzie nie zyskaliby niczego, ale także niczego by nie stracili. Przypominało to nieco grę w shougi, gdzie najsilniejszą formacją była ta nieruchoma. Choć z drugiej strony...
 
- Hmm, więc to tak? Ten plan nie brzmi najgorzej. Dobrze wiem, co masz na myśli...
 
- Zatem rozumiem, że wycofujesz się z potyczki... - Zell przymknęła powieki. Była wdzięczna, że chłopak zmienił swoje zdanie.
 
- W żadnym wypadku. - Oczy Zell omal nie wyszły z orbit, gdy usłyszała odpowiedź Sory.
 
- Będziesz łaskaw wytłumaczyć swoją decyzję?
 
- Che, che, pewnie. - Chłopak przytulił się do siostry, która z kamienną twarzą przyglądała się całej sytuacji. - Tak się składa, że my, bardzo lubimy...
 
- Odmawiać ludziom, którym wydaje się, że mają nad nami druzgocącą przewagę - dokończyli jednym głosem Shiro i Sora.
 
Chlammy i Steph nie rozumiały, co rodzeństwo miało na myśli. Osłupiałe przyglądały się rozentuzjazmowanej parze.
 
- Cha, cha! To była kwestia, którą zawsze chciałem wypowiedzieć w prawdziwym życiu! Numer cztery na mojej liście!
 
- Super, braciszku. Good job...
 
Gdy Sora i Shiro wymachiwali do siebie dłońmi zaciśniętymi w pięści z uniesionymi kciukami, Zell jedynie wzruszyła ramionami. Musiała odebrać zachowanie dwójki jako prowokację albo znak, że jednak nie będą mieli ochoty na wynegocjowanie żadnego korzystnego dla obydwu stron układu.
 
- Tylko marnuję tu czas. Nie chcecie po dobroci? W takim razie użyję siły... Czekam w hallu.
 
- Jasne, jasne. Zniszcz nas, używając tej wszechpotężnej mocy, którą zdobyłaś, sprzedając swój tyłek jakiemuś kolesiowi zza granicy. - Sora uważnie dobrał słowa tak, by rozwścieczyć Chlammy, i odprowadził ją wzrokiem.
 
- Czy to na pewno rozsądne? Miałam wrażenie, że mówiła całkiem do rzeczy... - zapytała niepewnie Steph.
 
- Posłuchaj - chłopak spojrzał na rudowłosą niepocieszony i wymierzył w nią wskazujący palec - najwyższy czas, żebyś przestała wierzyć we wszystko, co mówią inni. Po pierwsze: jaką możesz mieć pewność, że powiedziała nam prawdę?
 
- Och... - Zawstydzona dziewczyna spuściła wzrok.
 
- Po drugie: jeżeli jest tak pewna swojego zwycięstwa, po co właściwie przyszła prosić nas, żebyśmy się poddali? - wyliczał dalej Sora.
 
- Och! - Dola podniosła gwałtownie głowę, jak gdyby nagle doznała olśnienia. - Szansa, że przegra wynosi jeden do miliona! Chcesz mi powiedzieć, że to nie jest pewna wygrana?
 
Było dokładnie tak, jak przewidział Sora. Steph, co zdarzało się nad wyraz rzadko, nie myliła się. Uśmiechnął się i wystawił kolejne dwa palce.
 
- Po trzecie: jeżeli mówiła szczerze, to jak moglibyśmy powierzyć władzę nad królestwem imanitów w ręce kretynki, która wyjawiła swoje plany komuś, kogo uważa za szpiegów obcej rasy? I ostatecznie, po czwarte: gdybyśmy odkryli przed nią karty, jesteśmy skończeni. Jasne?
 
Oniemiała rudowłosa rozdziawiła szeroko usta i pokiwała głową.
 
- Przemyślałeś to wszystko bardzo dobrze. Teraz rozumiem, co mieliście na myśli... - Przedtem Dola nie miała pojęcia, co mogła oznaczać kwestia, którą Sora wypowiedział wraz z siostrą. Zmieniła jednak zdanie na jego temat. Poczuła, jak zaczyna się czerwienić i gwałtownie pokręciła głową.
 
Sora patrzył jednak w innym kierunku; na drogę prowadzącą do królewskiego hallu, którą oddaliła się Chlammy.
 
- Tak, powiedzmy. Ale to jeszcze nie wszystko. Ona... Ty również, Steph.
 
- Chłopak zerknął na siostrę. Shiro przytaknęła i oboje ruszyli w stronę zamku. - W ogóle nas nie doceniacie.
 
 
♦ ♦ ♦
 
Gdy wrócili do zamkowego hallu, zobaczyli, że cała publiczność cierpliwie na nich czeka. Na małym stoliku przed tronem leżała...
 
- Szachownica? - Tym razem to Sora nie posiadał się ze zdziwienia.
 
To właśnie w niej elfy umieściły swoje podstępne zaklęcia? Spodziewał się wszystkich innych gier, ale nie tej. Zaskakujący wybór. Dlaczego zdecydowały się akurat na nią? Jak w ogóle można było w niej oszukiwać? Chłopak miał złe przeczucia.
 
- Szachy. - Beznamiętnym tonem zaczęła tłumaczyć Chlammy, która zajęła już swoje miejsce po przeciwnej stronie blatu. - Aczkolwiek nie obowiązują w nich standardowe, znane wszystkim reguły.
 
Dziewczyna wyciągnęła małe pudełko i wysypała z niego trzydzieści dwie szachowe bierki, szesnaście białych i tyle samo czarnych. Po chwili same zaczęły ustawiać się na swoich polach.
 
Czyżby...
 
- Tak, mają własną wolę... - rzekła Zell, jak gdyby czytała w myślach chłopaka. - Poruszają się bez niczyjej pomocy.
 
Wystarczy, że powiesz im, co mają zrobić, a przesuną się same.
 
- Ach, tak działają? Rozumiem. - Sora cmoknął językiem i zamyślił się. Zastanawiał się, w jaki sposób mogliby zostać okantowani. - Co o tym sądzisz, Shiro?
 
W zwykłych szachach jego siostra rozgromiłaby każdego. Właśnie... zwykłych. Te jednak elfy bez wątpienia zaczarowały tak, by Chlammy mogła wykiwać każdego przeciwnika.
 
- Nie martw się... Nie przegram w szachy - powiedziała dziewczynka i ruszyła do przodu dziarskim krokiem.
 
- Hej, możemy zmieniać się w trakcie, prawda? - chciał wiedzieć Sora.
 
Pytanie zdziwiło zarówno Zell, jak i Shiro.
 
- Wybacz, ale jesteśmy zgraną drużyną. Dwie osoby, jeden gracz. Poza tym zdajesz się znać tę grę na wylot. Myślę, że wiesz o niej dosłownie wszystko, co? - rzucił chłopak, ściskając w ręku komórkę.
 
Zell popatrzyła mu prosto w oczy, jak gdyby starała się odczytać jego intencje. Spojrzenie Sory nie zdradzało absolutnie niczego. Ktoś tak ograniczony nie stanowił wyzwania nawet dla jednej drugiej składu
 
- Jak sobie życzycie - rzuciła zjadliwie czarnowłosa. Była dużo ostrożniejsza niż przedtem, nie potrafiła przecież odgadnąć zamiarów chłopaka. A może zaniepokoił ją trzymany przez niego smartfon?
 
- Braciszku... myślisz, że przegram? - Niespodziewane zwątpienie ogarnęło drugą połowę "[ ]”.
 
- Nie martw się, Shiro. Pamiętaj, że w szachach nikt ci nie dorówna.
 
- Mmm... - Dziewczynka skinęła głową, jakby to była oczywistość.
 
Sora mówił prawdę. Nie było najmniejszych szans, by ktoś zdołał ją pokonać w klasycznej wersji gry.
 
- Te jednak są niezwykłe i to w dużo większym stopniu, niż nam powiedziano.
 
- Pamiętaj też, że stanowimy zespół. Jesteśmy jednością, jesteśmy Okej?
 
- Wybacz. Będę miała się na baczności.
 
- Tak trzymaj! Ruszaj, pokaż im, na co cię stać! - Chłopak pogłaskał siostrę po głowie, schylił się i powiedział jej prosto do ucha - Rozgryzę jej podstęp i wymyślę rozwiązanie. Zajmij się nią do tej pory, dobra?
 
Dziewczynka przytaknęła, po czym niespiesznie zajęła swoje miejsce przy stoliku. Krzesło okazało się być dla niej nieco za niskie, dlatego też wdrapała się na nie i usiadła na piętach.
 
- Skończyliście? Najwyższa pora. Śmiało, startuj.
 
Shiro uniosła brwi w odpowiedzi na wyraźną prowokację Chlammy. Niejednokrotnie zdarzało jej się porównywać szachy do gry w kółko i krzyżyk. Wypowiedź jej rywalki brzmiała prawie jak poddanie gry walkowerem. Dlaczego? Teoretycznie, jeżeli gracz rozpoczynający partię będzie odpowiednio uważny, zwycięży. Popełniając błąd, może ewentualnie pozwolić drugiej stronie na doprowadzenie do remisu.
 
- Pion z b2 na b4 - zaczęła dziewczynka, choć nie była już w tak dobrym nastroju, jak przedtem.
 
Nie musiała robić nic więcej. Po wydaniu polecenia pionek sam zmienił swoją pozycję na szachownicy. Zgodnie z podstawowymi zasadami gry wyłącznie podczas pierwszego ruchu mogła przesunąć go o dwa pola.
 
Zell mówiła, że bierki mają swoją własną wolę. Nie oznacza to chyba, że będą poruszać się tak, jak im się żywnie podoba? - głowił się Sora.
 
- Pion numer siedem, do przodu - szepnęła czarnowłosa, nie zwracając uwagi na pogrążonego w zadumie chłopaka.
 
Chwilę później wywołana bierka posunęła się... o trzy pola.
 
- Co takiego?! - krzyknął Sora. Pośród przybyłych zapanowało nagłe poruszenie.
 
- Przecież mówiłam, że mogą decydować same za siebie. - Chlammy uśmiechnęła się półgębkiem. - Reagują w zależności od charyzmy gracza, jego zdolności przywódczych i umiejętności wydawania rozkazów...
 
- ciągnęła. - Ich ruchy doskonale pokazują, jak dobrym byłby władcą. Czy to nie najlepszy sposób, by wyłonić nowego króla?
 
- Niech cię... - Chłopak cmoknął językiem, lecz udało mu się utrzymać nerwy na wodzy.
 
- Pion z d2 na d3. - Jego siostra również zachowała zimną krew.
 
- Jesteś tego pewna? Nie spieszysz się, co? - rzuciła Zell.
 
Skupiona Shiro nie zwracała jednak uwagi na jej złośliwe
 
wypowiedzi. Nie zapominajmy, że w dowolnym momencie mogła liczyć na pomoc brata. Co więcej, dzięki swej niesamowitej koncentracji zdołała wcześniej pokonać samego boga Disboard.
 
Tak naprawdę...
 
Nawet nie drgnęła, gdy patrzyła, jak Chlammy przesuwa swoje figury, łamiąc przy tym prawie wszystkie reguły szachów. Nie czuta zagrożenia ze strony przeciwniczki i w skupieniu wykonywała kolejne ruchy.
 
- Niewiarygodne... - rzekła po cichu stojąca obok Sory Steph.
 
Każdy zgromadzony w hallu musiał myśleć dokładnie to samo. W jaki sposób Shiro mogła z wolna zyskiwać przewagę nad Chlammy, która nie grała fair? Sala wypełniła się szeptami gapiów. W odpowiedzi na zaskakujące ruchy Zell dziewczynka przesuwała swoje bierki z nadludzką wręcz precyzją. Była niezwykle opanowana, spokojna jak stojąca woda.
 
- T-to niesamowite... Jej rywalka za nic ma sobie zasady gry, a mimo to Shiro zdołała zapędzić ją w kozi róg?
 
- No. - Sora puścił mimo uszu komentarz Steph. Bacznie przyglądał się siostrze. - Nie powinno cię to tak dziwić.
 
-Hm?
 
- Nie wiem, czy macie tu shougi, ale... tam wprawiony zawodnik jest w stanie pokonać przeciwnika, używając wyłącznie króla i pionków. Nie są mu do tego potrzebne wieża, goniec, złoci i srebrni generałowie, skoczki czy lance. Żaden nowicjusz nie jest w stanie dorównać naprawdę dobremu graczowi, nawet jeśli ucieknie się do oszustwa. Jednak...
 
Niepokoił go pewien szczegół. Chlammy zaznaczała, że konieczne było zrozumienie faktu, iż bierki posiadają własną wolę, nieograniczoną swobodę działania. Jego obawy wkrótce się sprawdziły.
 
- Pion numer pięć, naprzód - zakomenderowała Shiro, lecz bierka ani drgnęła. - Hę? - Po raz pierwszy od przybycia do zamku na jej twarzy pojawił się wyraz zakłopotania.
 
Steph także była zdziwiona. Jedynie Sora nie wyglądał na zaskoczonego.
 
- Ehe, dokładnie tak. - Chłopak cmoknął językiem. Spodziewał się takiego obrotu spraw.
 
Okazało się, że charyzma nie była kluczem, by zmusić bierki do łamania zasad tej gry. Była potrzebna, by w ogóle móc je poruszyć. Zachowywały się jak prawdziwi wojownicy, przez co jedna konkretna strategia tu nie działała.
 
- Nie można ich poświęcić.
 
Wiadomo, żaden rycerz nie byłby uradowany się na myśl o ewentualnej śmierci. Przynajmniej dopóki pozostawał przy zdrowych zmysłach. Skuteczne zastosowanie tylko jednej taktyki wymagałoby przeogromnych umiejętności dowodzenia wojskiem.
 
Jeżeli takie zagranie rzeczywiście było niemożliwe...
 
Shiro zaczęła obgryzać paznokcie. Po raz pierwszy od rozpoczęcia pojedynku zamyśliła się dłuższą chwilę. Tak, jej możliwości były bardzo ograniczone. Na domiar złego bierki uśmiechającej się delikatnie Chlammy zmieniały swoje pozycje na planszy, nie stawiając najmniejszego oporu. Choć dziewczynka jeszcze przed chwilą trzymała czarnowłosą w garści, role prędko zaczęły się odwracać.
 
Z sekundy na sekundę było coraz gorzej. Pionki nie miały zamiaru słuchać jej rozkazów, ich morale spadło do zera. Wyczuwały narastający w niej gniew, co sprawiało, że sytuacja była naprawdę beznadziejna.
 
Co mogła zrobić? Była w potrzasku.
 
- Ech... - Shiro zdała sobie sprawę, że straciła szansę na wygraną.
 
Tak czy inaczej, zrobiła już wystarczająco wiele. Rozgrywała tę partię na tyle długo, by Sora mógł przyjrzeć się wszystkiemu bardzo, bardzo dokładnie. Oczy jego siostry przywodziły na myśl potępieńca, przepełnionego żalem do siebie. Chłopak położył dłoń na jej ramieniu.
 
- Shiro, zmiana.
 
Dziewczynka wbiła spojrzenie w posadzkę, a fala białych włosów przykryta jej twarz. Dostrzegł delikatne ślady łez na jej policzkach. Tak, racja... Nikt nie mógł mierzyć się z "[ ]". Do tej pory duet nie poniósł ani jednej porażki. Zwłaszcza w szachach, w których Shiro nie miała sobie równych.
 
- Przepraszam, braciszku...
 
- Co się stało?
 
- Przegrałam... Wybacz mi, proszę... - Dziewczynka przytuliła się do brata.
 
- Co? - Sora czule objął głowę siostry - Co ty bredzisz? Jeszcze nie wszystko stracone.
 
- Pamiętaj, "[ ]” to my, Sora i Shiro. Dopóki nie przegram, wciąż mamy czyste konto. - Shiro podniosła wzrok i przyjrzała się bratu.
 
Był bardzo pewny siebie, wręcz wyniosły. - Wiesz, to nawet nie są szachy. Wygrałaś kiedyś ze mną w coś podobnego?
 
-Co?
 
- Mniejsza o to. Patrz uważnie. Takie gry to moja działka.
 
Chłopak wytarł wilgotne, schowane pod grzywką oczy siostry. Nie mógł dostrzec jej miny, gdy znów spuściła głowę, lecz miał wrażenie, że wciąż jest przygnębiona. Powstrzymał ją, gdy chciała podnieść się ze swojego miejsca.
 
- Co za beksa. Dzieciątko, które wycofuje się w połowie walki i jej pełen optymizmu braciszek. Myślisz, że zdążysz odrobić straty? Nie ma co, jesteście idealnym materiałem na władców. Na najgłupszych władców na świecie.
 
Rodzeństwo zignorowało słowa Chlammy. Sora podniósł Shiro z krzesła.
 
- Hm? - Wzdrygnęła się zaskoczona.
 
Jak na jedenaście lat była niesamowicie lekka. Chłopak usiadł na jej miejscu i posadził ją na kolanie.
 
- Hmm?
 
- Przecież mówiłem, że razem tworzymy "[ ]”. Zostań tu i pomóż mi, jeśli stracę nad sobą panowanie - polecił, nie zważając na jej zdziwioną minę. Kiedy zwrócił się w stronę Zell, na jego twarzy pojawił się szalony uśmiech. - Hej, wywłoko!
 
- Mówisz... do mnie?
 
- Zajmę się tobą i tą pokrętną grą, za którą oddałaś dostojnym elfom każdą dziurę w swoim ciele. Możesz zacząć szykować przeprosiny, bo doprowadzenie mojej siostry do łez będzie cię słono kosztować, zdziro.
 
Policzek Zell drgnął delikatnie, jednak Sora nie zwrócił na to uwagi. Usiadł przed szachownicą i wziął głęboki oddech.
 
- Mówię do całej moje armii! - krzyknął tak głośno, że zamek zatrząsł się w posadach.
 
Wszyscy zgromadzeni w hallu włącznie z Shiro zmuszeni byli zatkać sobie uszy.
 
- Każdy, kto wykaże się podczas tej bitwy, będzie mógł, za moim królewskim pozwoleniem, spędzić noc z wybraną przez siebie kobietą!
 
W sali zapadła cisza jak makiem zasiał. Oznaczała zwątpienie, pogardę i zaskoczenie. Niezrażony chłopak wołał jednak dalej.
 
- Walczący w pierwszej linii! Jeżeli wygracie, każdy z was zostanie zwolniony z obowiązku płacenia podatków i dalszej służby wojskowej! Dodatkowo zapewnię wam dożywotnią pensję na koszt królestwa! Dalej, kawalerowie, prawiczki i wy, ojcowie rodzin, wszyscy, którzy macie kochających was bliskich, wróćcie cali i zdrowi! Niech nikt nie da się zabić!
 
Gdy Sora skończył mówić, zgromadzeni w pomieszczeniu ludzie wciąż milczeli.
 
Wtem...
 
- Ooooooooooooooo!!! - Nad szachownicą rozległ się donośny okrzyk bojowy. Słysząc go, zgromadzeni w sali imanici wzdrygnęli się.
 
- Tym razem zwracam się do was wszystkich! - Chłopak kontynuował swoje przemówienie. - Wojowie, wysłuchajcie mnie! Bijecie się za nas, za Elkię! Losy tego miasta, ostatniego przyczółka ludzkości, zależą od wyniku tego boju! Nadstawcie uszu! Przyjrzyjcie się! Chcecie oddać tron - wydzierający się Sora wymierzył palcem w swoją rywalkę - tej wyglądającej jak trup, przygłupiej latawicy?
 
-Co...?
 
Nie patrząc na oburzoną Chlammy, Sora uniósł głowę zdołowanej Shiro i odsłonił jej twarz, odgarniając na bok śnieżnobiałe włosy albinosa. Twarz dziewczynki była blada jak ściana, krwistoczerwone tęczówki przypominały rubiny. Jednak z jej oczu bił smutek.
 
- Jeżeli zwyciężymy, to ona zostanie naszą królową! Dziewczyna, która robiła wszystko, co tylko mogła, ponieważ troszczy się o swoich poddanych! Dała z siebie więcej niż sto procent, prowadząc was do walki, a jednak zignorowaliście jej rozkazy! Widzicie jej łzy? Jej serce krwawi! Zapytam was jeden jedyny raz... Mam przed sobą prawdziwych mężczyzn czy nie?! - Bez zwłoki wskazał na stojącą z przodu bierkę.
 
- Ty! Przekaż pionowi numer siedem i jego kamratom, że nieprzyjaciel naciera z naprzeciwka! Jeżeli będziemy czekać, oflankują nas i unieruchomią! Dalej, bądźcie szybsi, zajdźcie ich od tylu!
 
Pionki posłusznie przesunęły się o dwa pola, podkradły się do wrogiej bierki i rozwaliły ją w drobny mak.
 
- Jak... Jakim cudem?! - rzuciła zamurowana Chlammy.
 
- Co jest, co jest? - Chłopak uśmiechnął się szeroko.
 
- Gram według twoich zasad. Jakiś problem?
 
-Ty...
 
- Jeżeli byłaby to prawdziwa wojna - szepnęła Shiro, która siedziała na kolanie brata - ci rycerze pewnie zmęczyliby się... Musieliby trochę odpocząć...
 
-W takim wypadku... kawaleria, oddział drugi! Grupa, której przewodzi siódmy pion, ruszyła po zwycięstwo! Nie zmarnujmy tej szansy! Zapewnijcie bezpieczeństwo bohaterom, którzy utorowali wam drogę! Za wszelką cenę! - Sora nie miał najmniejszych zamiarów czekać, aż jego rywalka wyda instrukcje swoim batalionom. - Hej! Królu! Królowo! Zaraz, to by znaczyło, że mówię do nas samych... Nieważne, wy tam! Naprzód!
 
- Rozkaz chłopaka przeczył zasadom gry w szachy. Zgromadzeni nie wierzyli własnym uszom. Ba, jego decyzja zdumiała nawet Shiro. Ale Sora jeszcze nie skończył.
 
- Z-zaczekaj! A co z moją turą?! Co ty wypra...
 
- Hę? Gdzie ty masz rozum? - Sora przerwał buntującej się Chlammy. Utkwił w niej wzrok pełen politowania, jak gdyby przyglądał się zbłąkanemu psu. - Wydaje ci się, że podczas rzeczywistej bitwy ktokolwiek czekałby, aż łaskawie wydasz swoje polecenia?
 
Jego bierki były w ciągłym ruchu. Bez szemrania wykonywały wyznaczone im zadania.
 
- Jeżeli tak bardzo cię to wszystko martwi, po prostu wykonuj swoje ruchy prędzej ode mnie, moja droga kretynko - rzucił chłopak, jak gdyby chciał powiedzieć: "Masz jakiś problem? Podziel się nim z szachownicą!".
 
Bawił się słowami. Przychodziło mu to tak łatwo jak oddychanie. Tak czy owak... Jego armia nie zatrzymywała się nawet na chwilę. Był niesamowicie skuteczny.
 
- Szlag by cię... Piony, marsz przed siebie! Utwórzcie kordon!
 
- Czarnowłosa zebrała się w sobie i jęła wykrzykiwać komendy.
 
- Ha! Spójrzcie tylko! Kryć się za murem żołnierzy? Gdzie twoja odwaga? - Chłopak postanowił obrócić jej decyzję na swoją korzyść. Dogryzał przeciwniczce w iście aktorski sposób, choć trzeba przyznać, że wychodziło mu to nad wyraz naturalnie. - Cóż to za król? A ta królowa? Trzymający władzę powinni prowadzić swoich poddanych do boju, a nie czekać na tyłach z założonymi rękami! Trzymajcie się dzielnie, dumni rycerze, gońce i wieże! Udowodnijcie, że jesteście godni swoich tytułów! Dopomóżcie pionom, niech one także posmakują szlacheckiego życia!
 
Sora zakpił ze strategii przeciwniczki i wykorzystał ją, by zwiększyć morale własnych oddziałów. Taka przemowa, świetnie wpisująca się w język propagandy, który był mu znany z jego świata, sprawiła, że bierki poruszały się jeszcze żwawiej niż przedtem.
 
- Hmm... Wydawało ci się, że dzięki zaklęciom elfów będziesz w stanie na siłę zachęcić swoje wojsko do walki? -Chłopak po raz kolejny zwrócił się w stronę Chlammy i jej zbrojnych. - W prawdziwym starciu taka magia nazywałaby się chyba praniem mózgu, co?
 
- Ty... - Twarz Zell zadrgała. Sora domyślił się, że trafił w dziesiątkę. Czarnowłosa nie doceniła go, licząc, że nie uda mu się jej rozgryźć.
 
- Wszystko jasne. Trudno naocznie udowodnić, że czary są obecne w tej grze, lecz nie zmienia to faktu, że zostały użyte i zapewniają ogromną przewagę. Im lepszym szachistą jest twój oponent, tym trudniej będzie mu przewidzieć twoje ruchy. Nie byłby także w stanie poświęcić żadnej ze swoich jednostek, co wprowadza jeszcze większy chaos podczas rozgrywki... Popełniłaś jednak ogromny błąd. - Chłopak położył dłoń na głowie siostry i ponownie zaczął mówić podniesionym głosem. - Historia mi świadkiem, nikt nigdy nie palił się do walki pod wodzą despotycznego władcy. Ludzie chcą walczyć za słuszną sprawę! I właśnie to zrobimy!
 
Obserwująca rozwój wydarzeń Shiro, patrząca zwykle spod pół przymkniętych powiek, teraz otworzyła szeroko oczy. Sora odsłonił przed publicznością jej piękną, dziewczęcą twarz. Każdy, kto tylko na nią spojrzał, był całkowicie zauroczony.
 
- Stoicie przed swoją przyszłą władczynią! Jeżeli jesteście prawdziwymi mężczyznami, nie pozwolicie już nigdy, by ktokolwiek doprowadził ją do łez!
 
Słysząc to bierki po raz wtóry wydały mrożący krew w żyłach bojowy okrzyk.
 
- Tak jest... Piękno i urok to jedyne słuszne sprawy, za które warto walczyć w tym świecie - rzekł stanowczo chłopak, przytulając siostrę.
 
Jego żołnierze wrzasnęli w odpowiedzi. Byli niewyobrażalnie podekscytowani, czego nie można było powiedzieć o zgromadzonych w hallu gapiach. Sora nie przejął się tym jednak. Mieszkańcy Elkii nie mieli pojęcia o konfliktach zbrojnych, bo i skąd mieliby o nich cokolwiek wiedzieć?
 
Cele, dla których mężczyźni ryzykowali swoje życie i toczyli krwawe bitwy, były takie same w każdej czasoprzestrzeni. Nadstawiali karku za bliskich, albo ich bohaterskie czyny miały zwrócić uwagę kobiet, w których się podkochiwali. Nie owijając w bawełnę, robili to wyłącznie po to, by móc później pobaraszkować...
 
- Pion numer pięć! Roznieś w pył jego wojownika! - rozkazała Chlammy, po czym jej bierka usłużnie ruszyła na jednostkę Sory.
 
- Czcigodni mężowie! - zawołał chłopak, podnosząc się z krzesła. Jedną ręką wciąż obejmował siostrę. - Zamierzacie dopuścić, by ta wesz was zniesławiła? By przyniosła wstyd i pozostawiła skazę na nadanych wam tytułach? W imię królowej, w imię rycerskiego honoru, zabraniam wam umierać! Mierzycie się ze zwykłymi tchórzami, którzy potrafią tylko wbić komuś nóż w plecy! Zawróćcie, wycofajcie się i utrzymajcie pozycję na froncie! Nie dajcie wrogom zamknąć drogi do wygranej! Brońcie jej swoimi mieczami i tarczami!
 
Pionek Zell nie zdołał pokonać swojego przeciwnika. Co więcej, ten błyskawicznie go rozgromił. Nacierająca bierka rozsypała się w drobny mak.
 
- Cooooo?! - Chlammy, Steph, wszyscy obecni na sali wydali z siebie zdumione okrzyki.
 
- Wspaniała robota, szacowny woju! - Chłopak pozostał obojętny na wrzaski zdumionej publiczności. Był tak zaangażowany w grę, jak gdyby naprawdę znajdował się na polu bitwy. - Bardzo zręcznie odparłeś to natarcie! Jesteś prawdziwym obrońcą swojego ludu! Możesz na chwilę złożyć broń, nadszedł czas na przysięgę! Każdy, kto zasłuży się w tej bitwie, zostanie sowicie wynagrodzony! Obiecuję!
 
Rycerz... nie, znajdujący się na planszy pionek zwrócił się zatem w stronę Sory. To znaczy w stronę swojego króla. Ukłoniwszy się, zniknął z szachownicy i zmaterializował się na blacie, w rogu stolika.
 
Ruch, jakiego świadkami stali przed chwilą wszyscy w zamkowym hallu, był w tej grze niespotykanym fenomenem; dwa pionki biły się ze sobą dokładnie w tym samym czasie.
 
- Ojojoj! - jęknął szyderczo Sora się do oniemiałej Zell. - Głupia, to nie szachy, to symulacja prawdziwego pola walki, mam rację? To tylko jedna ze starszych wersji Civ albo Daisenryaku.
 
A wiesz co? Nigdy nie przegrałem w żadnej z nich. Naprawdę sądziłaś, że będziesz w stanie mnie pokonać?
 
Fakt, nie były to szachy, lecz typowa gra strategiczna. Magia, która miała na celu podtrzymanie morale ludzi? Nie da się ukryć, sprawiała wrażenie bardzo praktycznej. Tak czy owak, takie umiejętności były korzystne jedynie przy modyfikowaniu statystyk dotyczących polityki wewnętrznej i form rządów oraz budowania cudów świata. Sora doskonale znał jednak ich słabe punkty. Wielu graczy pokładało w nich zbyt duże nadzieje. Gdy tylko rozpoznawał taki styl gry, był pewien, że nie może przegrać.
 
- Trzecia kompania pionów! Wykorzystajcie sposobność i atakujcie! Zajmijcie się gońcem! - zakomenderował pewny siebie chłopak, chcąc zamatować króla swej rywalki. Jego oddział posłusznie rzucił się na jednostkę przeciwnika, lecz...
 
Gdy bierka Sory stanęła przed nieprzyjacielską figurą, zmieniła nagle kolor na czarny.
 
-Co?!
 
Widownia zawyła zdziwiona. Tutejsi mieszkańcy niejednokrotnie widywali już takie podstępne zagrywki, zaskoczył ich jednak fakt, że Sora został oszukany po raz pierwszy od rozpoczęcia partii. Gdy Chlammy spojrzała na zszokowanego chłopaka, nie miała najmniejszych wątpliwości - jej oponent nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń.
 
- Pranie mózgu, powiadasz? Zaiste, ciekawe wyrażenie. Tak, da się zrobić. - Na ustach czarnowłosej pojawił się nikły, złośliwy uśmiech.
 
Kolejny z pionków chłopaka stracił swą pierwotną barwę. Poprzewracało się im w głowach... To znaczyło, że Zell była w stanie przeciwstawić się każdemu natarciu jego figur.
 
Cholera. Jasna cholera. Cholera, cholera, cholera, cholera, cholera, cholera, cholera, cholera, cholera.
 
Choć chłopak zrozumiał właśnie, że popełnił fatalny błąd, nie dał po sobie niczego poznać. Do tej pory był całkowicie przekonany, że asem w rękawie Zell była jedynie możliwość podniesienia morale swojej armii. Kilka dni temu skrytykował Steph za błąd, który sam teraz zrobił!
 
Dałem ciała! Zawiodłem, zawiodłem, zawiodłem! Jak mogłem się tak pomylić? Przecież to takie oczywiste!
 
Zapędzona w kozi róg Chlammy nie musiała dłużej stwarzać pozorów, że gra uczciwie... Mówiąc jaśniej, kiedy zdała sobie sprawę, że jest na straconej pozycji, zadecydowała się postawić wszystko na jedną kartę i użyć magii, ujawniając tym samym, że nie grała czysto od samego początku potyczki (Dlaczego na to nie wpadłem? Jestem kretynem!).
 
- Wszystkie oddziały, odwrót! Nieprzyjaciel chce zamącić wam w głowach czarami! Unikajcie bezpośredniego kontaktu! - Sora był doprawdy uzdolnionym przywódcą. Słysząc jego stanowcze rozkazy, nawet jednostki, których los zdawał się być z góry przesądzony, błyskawicznie zaczęły wycofywać się z pola walki.
 
- Cha, cha! Wciąż czujesz się jak bóg wojny? Jesteś tylko tchórzem chowającym się za czyimiś plecami, nikim więcej! wrzeszczała Zell, patrząc z wyższością na swego rywala.
 
Jedna z jej figur, królowa, skierowała się w stronę wrogiego króla. Była tuż-tuż.
 
- Przynieś mi jego głowę! Szach-mat!
 
- Braciszku... - odezwała się zaniepokojona Shiro. W hallu zapanowało poruszenie.
 
- Królowo, proszę, byś opuściła swój miecz... Jesteś przepiękna - rzucił chłopak do zbliżającej się figury szachowej.
 
- Słucham?
 
Wszyscy na sali zdębieli. Chlammy, Steph, nawet jego siostra.
 
- Ach, królowo! Czy z własnej woli wykonujesz rozkazy swojego zwierzchnika, czy może zmusiły cię do tego okoliczności? - Sora mówił, pięknie dobierając słowa. Wyglądał jak najzdolniejszy z teatralnych aktorów lub playboy stulecia. Był niczym prawdziwy bóg wojny, przystojny i miody. - Nie zważając na to, pragnę, byś zastanowiła się nad jedną rzeczą. Powiedz mi, warto służyć takiemu władcy? Temu, kto manipuluje swoimi wojownikami oraz poddanymi, kto wykorzystuje ich i posyła w bój, podczas gdy sam kryje się na tyłach, trzęsąc się ze strachu? Mało tego, stawia ciebie, moja pani, na linii frontu! Czy warto narażać dla niego swą anielską urodę? Czy warto walczyć dla kogoś takiego? O piękna pani, los sprawił, że spotykamy się akurat na placu boju. Proszę cię jednak, odłóż swój oręż i rozejrzyj się. Gdzie są twoi ludzie, ci, których powinnaś chronić? Gdzie twój pan? Gdzie?
 
*Brzdęk!* Królowa odrzuciła swój miecz i zmieniła barwę na białą. Publiczność osłupiała. Nikt ze zgromadzonych nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Chlammy także milczała. Słychać było tylko cichy chichot Sory.
 
-Co?!
 
- Che, che, che! W niewielu grach jestem lepszy od swojej siostry, ale jedną z nich są randkowe symulatory.
 
- T-ty... - Zell zazgrzytała zębami.
 
W sali rozległo się zbiorowe westchnienie ulgi. Zapewne wydawało im się, że Sora zdołał odzyskać panowanie nad sytuacją, korzystając z tych samych sztuczek co Chlammy. Byli jednak w wielkim, wielkim błędzie...
 
Chłopak czuł się królem i dlatego rozmawiając z królową był w stanie przekonać ją do swoich racji. Zell dysponowała natomiast dużo potężniejszymi umiejętnościami, których chłopak nie potrafił do końca zidentyfikować. Była w stanie przeciągnąć na swoją stronę każdą bierkę na planszy. Choć chłopak zdołał stawić czoło jednej napierającej figurze, w międzyczasie pozostałe bataliony czarnowłosej bezlitośnie nacierały na jego jednostki. Wyglądało na to, że czeka go dotkliwa porażka.
 
Jak sobie z tym poradzić, co, Sora? Co tu począć, osiemnastoletni prawiczku?
 
Chłopak dawał z siebie wszystko, by uśmiech nie zniknął z jego twarzy. Choć chciał wyglądać na zrelaksowanego, ze wszelkich sił szukał pomysłu, który pomógłby mu wydostać się z tej pułapki. Nie, inaczej. Miał już plan, lecz problem tkwił gdzie indziej...
 
Wiem już, co robić, wiem. Ale... czy zdołam ją nabrać?!
 
Wóz albo przewóz. Jeżeli mu się uda, zyska na czasie i przetrwa. Jeżeli nie - jego ostatnia szansa na wygraną przepadnie. Ryzyko było ogromne, zwłaszcza, że ten niepewny ruch mógł mu przynieść tylko chwilowe korzyści. Zaczął zastanawiać się, czy nie powinien zrezygnować z tego rozwiązania. Jego mózg wydzielał nadmierną ilość neurotoksyn, przez co wydawało mu się, że czas leci wolniej, podczas gdy jego myśli pędziły jak szalone.
 
- Halo? - Shiro niespodziewanie położyła rączki na jego twarzy. Poczuł ciepło na policzkach. Było jak nagły zastrzyk energii. - Miałam ci pomóc, jeśli stracisz nad sobą kontrolę... - Kontynuowała dziewczynka, spoglądając mu prosto w oczy.
 
-Uch...
 
- Wspólnie tworzymy...
 
Mhm...
 
-Ach, tak, prawda...
 
- Już dobrze.
 
Sądzisz, że połknie haczyk? Sora spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Skinęła głową. Był dumny ze swojej genialnej siostry. Grając zgodnie z obowiązującymi w szachach regułami, zdołała przez pewien czas utrzymać przewagę nad oszukującą od początku Chlammy. Gdyby nie potrafiła odczytać intencji swojej przeciwniczki, nie zaszłaby przecież tak daleko, choć Sora wiedział, że nie znała taktyki oraz tajników wojny psychologicznej tak dobrze, jak on. Zganił się jednak w myślach: nie zapominaj, że udało jej się pokonać samego boga.
 
Dziewczynka, która jednak do pewnego stopnia potrafiła przewidywać posunięcia innych ludzi, stwierdziła, że Zell da się nabrać. Chłopakowi nie pozostało zatem nic innego, jak zaufać jej osądowi i zabrać się za układanie odpowiedniej strategii!
 
- Rycerze! - Ramiona czarnowłosej zadrżały z gniewu. - Zabijcie tę fałszywą królową!
 
Dala się nabrać...
 
Chlammy wpadła prosto w zastawione na nią sidła. Czarna bierka zatrzęsła się niezdecydowana, po czym... zmieniła kolor na biały.
 
- D-dlaczego?! Coś ty zrobił?!
 
Tak, to było to. Jedyne możliwe wyjście z opresji. Zell być może rzeczywiście walczyła, mając na względzie dobro imanitów, przy czym wyraźnie nie trawiła braku lojalności. Co więcej, nadal była przekonana, że jej przeciwnicy nie grali fair. Sora wciąż jeszcze mógł wygrać tę partię.
 
No, no, po raz kolejny miałaś rację, siostrzyczko - Chłopak zwrócił się w myślach do Shiro. Gdy, w geście uznania poklepał ją po głowie
 
- zmrużyła oczy jak kot. Sora uśmiechnął się szeroko, triumfalnie, jakby wszystko szło dokładnie po jego myśli.
 
- Władczyni, o głupia władczyni! Posyłać swoich podwładnych, by zamordowali własną królową? Takie okrutne rozkazy z pewnością nie przychodzą łatwo. Bądź uprzejma uspokoić się trochę, bardzo proszę. Ludzie nie powinni patrzeć, jak trzęsiesz się ze złości.
 
- Ty... zdrajco! - huknęła dziewczyna, która sprzedała królestwo ludzi i używała podstępnych sztuczek obcej nacji. Jej twarz nie była już martwa, nie wyglądała na bezradną, nie myślała już racjonalnie. Była przygnębiona.
 
W przeciwieństwie do niej Sora sprawiał wrażenie zrelaksowanego, pewnego siebie i nieustraszonego. Któż mógłby jednak zgadnąć, że serce biło mu jak młotem, prawie wyskakując z piersi? Jego mózg pracował na najwyższych obrotach. Chłopak próbował przypomnieć sobie wszelkie informacje o konfliktach zbrojnych, jakie tylko zdołał zapamiętać podczas grania w quizy i gry historyczne. Spróbował odtworzyć w wyobraźni przebieg wszystkich wojen, o których miał okazję kiedykolwiek usłyszeć lub przeczytać.
 
Tak jak się spodziewał, jego sytuacja w ogóle nie uległa poprawie. Nie mógł przecież grać w ten sposób w nieskończoność. Był to jedynie blef, dzięki któremu zyskał kilka cennych minut, wpędzając swoją przeciwniczkę w paranoję. Gdyby miał teraz nieustraszenie ruszyć do ataku, samo przygotowanie do niego byłoby ryzykowne jak spacer po linie i wymagałoby całej masy precyzyjnych kalkulacji. Nie pozostawało mu nic innego, jak znaleźć drogę, by wygrać ten pojedynek, unikając bezpośredniego starcia...
 
Zwyciężyć bez walki?
 
I wtedy, pośród całego tego zamieszania, stojąc oko w oko z pewną przegraną, Sora doznał olśnienia.
 
- Shiro, przejmij dowodzenie armią. Dasz radę kierować nią tak, by nasi rycerze nie zostali złapani i przeciągnięci na stronę wroga?
 
- Nie ma problemu. - Nie pytając o nic, dziewczynka zasalutowała i przejęła kontrolę nad wojskiem.
 
Sora znów ryzykował, lecz tym razem miał szansę na pokonanie Chlammy. Mógł rozegrać to w dwojaki sposób; obydwie metody wykluczały użycie siły.
 
- Królowo! - Gdy Shiro zaczęła dyktować rozkazy oddziałom, chłopak zwrócił się do figury, która przed chwilą przeszła na ich stronę. - Nie mogę prosić, byś ty, miła pani, wraz z twoimi dumnymi rycerzami stanęła przeciw swoim pobratymcom. Jednak, nasze położenie, ta wojna... to tylko bezsensowna rzeź, każdy to widzi. Twoja władczyni oszalała, traci panowanie nad sobą.
 
W następnej sekundzie chłopakowi przeszły przez myśl tysiące różnych słów.
 
- Wasza wysokość - podjął dalej błagalnym tonem - władza nad twoim ludem należy wyłącznie do ciebie. Któż będzie w stanie pokierować nimi lepiej? Zdecydowanie nie ktoś, kim kieruje obłęd. To musisz być ty!
 
Nikt z publiczności nie zrozumiał sensu tej wypowiedzi, nawet Chlammy. Sala pogrążyła się w ciszy, jak wiele razy do tej pory. Gapie milcząc przeczuwali, że lada chwila stanie się coś nieoczekiwanego. I nagle, jak gdyby w odpowiedzi na ich obawy...
 
Na początku czarna, a teraz biała figura królowej zaczęła ponownie zmieniać swój kolor - tym razem na czerwony. Chwilę później większość stojących na froncie bierek Chlammy była już tej samej barwy.
 
- Co się dzieje?! - wykrzyknęła Zell.
 
Żaden z gapiów nie miał najprawdopodobniej pojęcia, co właściwie wydarzyło się na szachownicy.
 
- Doskonała robota, wasza wysokość! Sprzeciwiłaś się swojej władczyni, winszuję odwagi! - Gdy Sora ponownie zabrał głos, zgromadzeni w zamku zrozumieli, co zaszło. - Mężni wojowie, którzy przeciwstawiliście się tej magii i przyłączyliście się do swej królowej! Nie proszę was, byście bili się ze swoimi ziomkami! Oni również nie chcą z wami walczyć, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości! Jednak to właśnie wy musicie położyć kres panowaniu obłąkanego króla, który ogranicza wolność własnych poddanych, mącąc im w głowach! - Miał rację. W sercach czerwonych tliła się iskierka buntu. - Nie chcę więcej zabijania! Pragnę tylko tego, czego pragnie każdy z nas: pokoju! Odłóżmy oręż! Nie dopuszczę do dalszego rozlewu krwi!
 
Usłyszawszy przemówienie chłopaka, coraz więcej bierek stawało po stronie zbuntowanej figury.
 
Być może jednak nie zawahają się zaatakować.
 
- To bez znaczenia! Zabić zdrajców! - Wściekła Chlammy zupełnie nie zrozumiała decyzji Sory, przez co po raz kolejny wpadła w pułapkę.
 
- Kolejny błąd, głupia królowo. Wiadomo wszem i wobec, że próba stłumienia powstania siłą często źle się kończy. W takim przypadku, nawet piorące mózg czary mogą okazać się niewystarczające. Byli sprzymierzeńcy łatwo nie ustąpią.
 
Gdy Sora skończył mówić, jednostki kontrolowane przez czarnowłosą jedna po drugiej zaczęły zmieniać swój kolor na czerwony.
 
- Co... co to ma znaczyć? Co to za sztuczki?! - Zell była zdolna posunąć się bardzo daleko, by ratować swój lud. Tak daleko, by skorzystać z pomocy elfów. Nie radziła sobie z buntem; buzujące w niej uczucia sprawiały, że traciła panowanie nad sobą.
 
- Wszystkie bataliony, dołączcie do wojowników białej królowej! Nie pozwólcie, by ktokolwiek zginął! - Shiro zdołała odgadnąć zamiary brata i wydala odpowiednie polecenia, uwzględniając czerwonych w swojej wojennej strategii.
 
Nie chodziło jej jednak tylko o to. Chciała użyć części armii zbuntowanej czarnej królowej jako żywej tarczy dla własnych figur. Ładnie ubrała w słowa swoje rozkazy i rozmieściła wojska tak, by ataki Zell nie mogły się przez nie przebić.
 
Co doprowadziło do...
 
- Wy... zdradzieckie ścierwa! - zaklęta Chlammy, po czym zazgrzytała zębami.
 
Tak, ich działania doprowadziły do sytuacji patowej.
 
- Hej, moja szalona damo! - zagadnął zuchwale Sora. - Mistrzyni mącenia w głowie, słyszałaś kiedyś o tym, że... -Starał się stwarzać pozory, że wszystko szło zgodnie z jego planem - w prawdziwej walce wcale nie musiałabyś zabijać króla, by powalić swego wroga na kolana? Tak czy inaczej, nie masz już szans na wygraną, razem utknęliśmy w martwym punkcie. Czas, byś się poddała.
 
Chłopak na początku zwrócił figury Zell przeciwko niej samej, podzielił siły imanitów na trzy obozy, zdobył nad przeciwniczką znaczną przewagę, a teraz próbował zmusić ją do kapitulacji. To właśnie był pierwszy ze znanych mu sposobów na zwycięstwo, który z góry wykluczał bezpośrednie starcie. Gapiom musiało wydawać się, że obmyślił to przed partią w najdrobniejszych szczegółach. Na widok nagłego obrotu wydarzeń w hallu rozległy się głośne wiwaty. Mieszczanie byli pod wrażeniem jego genialnego posunięcia. Jedynie Chlammy wpatrywała się w niego chłodnym wzrokiem.
 
- Cha, cha! Cha, cha, cha... Nie rozśmieszaj mnie. Za nic nie oddam tego królestwa! - Chichotała, jak gdyby naprawdę była obłąkana. - Przynieście mi głowę króla, bez względu na konsekwencje. Macie wykonać rozkaz nawet za cenę własnego życia!
 
Zszokowana publiczność ucichła momentalnie.
 
- Róbcie jak mówię, niczego więcej nie wymagam. Naprzód! Zabijcie każdego sprzedawczyka, który stanie wam na drodze!
 
Dla Sory... dla imanitów magia była całkowicie niewykrywalna, lecz chłopak podejrzewał, że podstępne zaklęcia elfów musiały przybrać na sile; czarne bierki ruszyły przed siebie bez słowa sprzeciwu. Czerwone i białe także. Wydawało się, że zamierzają zniszczyć wszystko i wszystkich bez wyjątku, wliczając w to samych siebie. Widząc to, zgromadzeni w zamku ludzie wstrzymali oddechy.
 
- Braciszku, tak się właśnie dzieje... gdy odetniesz osłabionemu przeciwnikowi drogę odwrotu - Zwróciła mu uwagę Shiro z twarzą zlaną zimnym potem.
 
- Wiem o tym. Dlatego to zrobiłem. - Uśmiechnął się w odpowiedzi.
 
Nagle rozległ się głuchy trzask. Na powierzchni figury czarnego króla należącej do Chlammy pojawiło się pęknięcie.
 
- Hę? C-co jest? - Czarnowłosa z niedowierzaniem przyglądała się bierce.
 
Szczelina stawała się coraz większa.
 
- Rządy silnej ręki, kontrola społeczeństwa przy pomocy strachu, despoci manipulujący swym ludem, to bardzo, bardzo niepokojące - zauważył spokojnie Sora. To była właśnie druga ze ścieżek prowadzących do bezkrwawego zwycięstwa, jakie przyszły mu przed chwilą do głowy.
 
- Sprawy mają się dobrze, gdy tacy zwierzchnicy odnoszą sukcesy, lecz gdy tylko zaczynają okazywać oznaki słabości, wszyscy kończą tak samo. Nazywając rzeczy po imieniu: skrytobójczą śmiercią. Zamachowcami najczęściej nie są nawet nasłani zbrojni, lecz osoby z ich bliskiego otoczenia.
 
Takie przypadki w jego świecie nie były rzadkością, znał je z historii. Mówiąc dokładniej, rządzący indoktrynowali swoich poddanych, nie dbając o wizerunek swój ani państwa. Kiedy mieszkańcy wszczynali bunty, tyrani upadali. Tak samo jak szaleni władcy, którzy najczęściej sami byli winni swojej śmierci.
 
Cała sala, włącznie z Zell, przyglądała się rozsypanemu w pył czarnemu królowi z otwartymi ustami.
 
- Racz wybaczyć, ale rzeczywistość, z której pochodzimy, nie jest tak przyjazna jak wasza. - Zwycięskie rodzeństwo podniosło się z krzeseł.
 
- W sprawach wojen i mordów jesteśmy prawdziwymi ekspertami.
 
Sora westchnął głośno i delikatnie przybił siostrze piątkę, po czym pogrążył się w zadumie. Mrużąc oczy, jak gdyby patrzył na odległy punkt na horyzoncie, przywołał w pamięci obraz ich świata.
 
- Tu na serio wszystko można rozwiązać w grze. Co za piękne miejsce...
 
- szepnął.
 
♦ ♦ ♦
 
- Nie-niesamowite... - mruknęła Steph.
 
Ściany zamku drżały od radosnych wiwatów mieszczan. Wszyscy byli pod głębokim wrażeniem taktycznych umiejętności, które pozwoliły Sorze i Shiro wygrać, choć zapewne nie zdawali sobie sprawy, jak sytuacja prezentowała się naprawdę. Wiedziała o tym wyłącznie Dola. I nie chodzi bynajmniej o to, że zdołała zrozumieć ich strategię oraz wszystko, o czym mówili; nie miała wszakże żadnej wiedzy na temat ich świata. Była jednak świadoma faktu, że tamta dziewczyna, Chlammy, otrzymała niemałe wsparcie od elfów. Szachy, których partię właśnie rozegrali, przepełniała magia, pozwalająca stosować podstępne sztuczki. Rudowłosa była świadkiem, jak rodzeństwo stawiło czoła tym wyzwaniom i powaliło swoją przeciwniczkę na łopatki. Znaczyło to, że, choć nie bezpośrednio, wystąpili przeciw elfom i pokonali ich wielkie królestwo - Elven Gard. Imanici wygrali z rasą, która wyjątkowo zręcznie potrafiła posługiwać się czarami. O ile dobrze orientowała się w dziejach Disboard, było to wydarzenie bez precedensu. I dlatego...
 
- Naprawdę są ludźmi? - zapytała zaniepokojona, wręcz przerażona.
 
W przeciwieństwie do rozweselonych gapiów Chlammy milczała, wbijając wzrok w posadzkę. Sora i Shiro odeszli od stolika, nie zaszczyciwszy jej spojrzeniem. Gdy zbliżyli się do Doli, dziewczyna zawahała się przez chwilę; nie była do końca pewna, jak powinna się zachować. Wyglądali, jakby zwycięstwo w ogóle ich nie cieszyło, mimo że przed momentem rzucili na kolana rywalkę, która dzięki zaklęciom miała nad nimi ogromną przewagę. "[ ]” nie mieli sobie równych. Rodzeństwo rozgromiło Zell, potwierdzając tę opinię. Dziewczyna zastanawiała się, w jaki sposób zwrócić się do stojącej przed nią pary.
 
- Może być? - zagaił wesoło Sora, nieświadomy targających rudowłosą rozterek.
 
-Co?
 
- Teraz nikt już nie nazwie poprzedniego króla głupcem, czyż nie?
 
-Ach...
 
- Nie korzystaliśmy z niczyjej pomocy. Jeżeli zasiądziemy na tronie, będzie to oznaczać, że twój dziadek był naprawdę rozgarnięty.
 
- Elkia przetrwa... Cieszysz się, Steph?
 
Dola była zagubiona, nie wiedziała, co odpowiedzieć. Przypomniała sobie o przykrościach, które musiała znosić z powodu tej dwójki, lecz uratowanie królestwa wynagrodziło jej wszystkie nieprzyjemne doświadczenia. Łzy zaczęły napływać jej do oczu.
 
- Dziękuję wam. Jestem wam dozgonnie wdzięcz... na... Och! - mówiła szczerze. Zastanawiała się, czy rodzeństwo dobrze ją zrozumiało przez to łkanie.
 
Shiro stanęła na palcach i pogłaskała ją po głowie. Stephanie Dola nie próbowała powstrzymać płaczu.
 
Wtem...
 
- Hej, ty - szepnęła Chlammy. Mówiła tak cicho, że nie mógł usłyszeć jej nikt z rozentuzjazmowanego tłumu. Jej lodowaty głos dotarł wyłącznie do uszu Sory i jego siostry. Czarnowłosa patrzyła na chłopaka. - Zdradź mi tylko... co to za fortel? Tak, zgadza się, elfy przyszły mi w sukurs, ale tylko tak mogłam ocalić nasz lud. Wszystko zepsuliście. No, dalej, dla kogo szpiegujecie? Chyba nie chcecie mi powiedzieć, że zwykli ludzie byliby w stanie przeciwstawić się elfickiej magii, co?
 
Według Zell Sora był zdrajcą, największym wrogiem imanitów. Wbiła w niego nienawistne spojrzenie. Steph wstrzymała oddech.
 
- Przecież właśnie to zrobiliśmy - odparło rodzeństwo. - Masz z tym jakiś problem?
 
W hallu zapadła głucha cisza, gdy chłopak ponownie zbliżył się do Chlammy.
 
- Mówiłem poważnie, że mógłbym odpuścić sobie ten pojedynek, gdybyś potrafiła mi udowodnić, że poprosiłaś elfy o pomoc, by uratować Elkię. Twoja taktyka nie wydawała mi się najgorsza.
 
- Dlaczego zatem...
 
- Nie spodobał mi się twój sposób myślenia. - Chłopak spojrzał na nią karcącym wzrokiem. Nie był to w żadnym razie popis jego aktorskich umiejętności. - Zrozumiałbym jeszcze, gdybyś chciała poprosić o wsparcie kogoś z zewnątrz, by potem piąć się do góry. Ty jednak twierdzisz, że bez wspaniałych elfów ludzkość nie jest w stanie poradzić sobie sama. Uważasz, że nasze przetrwanie jest od nich uzależnione. Wkurza mnie taka służalcza postawa.
 
- Sądzisz, że jest inaczej? Przeszłość i nasza obecna sytuacja - wszystko to dowodzi, że imanici są bardzo ograniczeni!
 
- wydawało się, że Zell ma stuprocentową pewność, że Sora także oszukiwał podczas partii szachów.
 
- Masz na myśli limity kolesi, którzy tworzyli historię? - rzucił sarkastycznie - Ale, wiesz, one nie odnoszą się do nas. - Wyszczerzył się szeroko. - Ludzie lubią robić rzeczy po swojemu. Dla przykładu: ty aż do samego końca wierzyłaś, że chcemy zrobić cię w konia. Dlatego właśnie udało nam się zwyciężyć.
 
Chlammy nabrała powietrza w płuca i wspomniała przebieg rozgrywki. Od początku pragnęła jedynie zdemaskować oszukującego chłopaka. A jeśli mówił prawdę? Jeśli przez cały czas grał fair?
 
- Nie, to niemożliwe... Żaden człowiek... nie miałby szans z elfickimi czarami.
 
- Myśl sobie, co tylko Chcesz. Jesteś bardzo ograniczona.
 
- Sora zmrużył oczy. - Niezależnie czy mierzymy się z elfami, czy bogami, konto "[ ]" pozostaje czyste.
 
Chłopak złapał Zell za podbródek i zdarł przysłaniającą jej twarz czarną woalkę, jakby chciał pozbawić ją resztek godności, po czym popatrzył jej prosto w oczy. Dziewczyna po raz pierwszy dostrzegła w jego spojrzeniu iskierkę gniewu.
 
- Nigdy nie lekceważ ludzi.
 
Słysząc wypowiedź Sory, wszyscy zgromadzeni w zamku zamarli. Jego słowa rozbrzmiały w ich duszach, uwalniając mieszkańców Elkii od kompleksów dotyczących ich rasy, którą do tej pory uważali za najgorszą z najgorszych. Pojedynczy promyk rozświetlił wieczny mrok, dając im nową nadzieję.
 
- Uuuuu... - Chlammy zaniosła się płaczem.
 
- Hm?
 
- UUUAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA AAAAI!
 
- Nagle runęła na podłogę, drąc się wniebogłosy.
 
- Jasna cholera! Co jest?! - Nie wiedząc, jak zareagować, zaskoczony Sora cofnął się o krok. Nikt nie mógł go za to winić.
 
- Uuuaaaaa! Ty durniu! Głupcze! Nie masz pojęcia, jak trudno było... dogadać się z elfami! Nikogo, nikogo nie lekceważyłam! Byłam śmiertelnie poważna! Aaaaa... - Zaskoczona publiczność patrzyła na wrzeszczącą i płaczącą rzewnie Zell.
 
Nikt nie potrafił odgadnąć, czy dziewczyna właśnie uwolniła się od ciążącej na niej odpowiedzialności, czy po prostu była obdarzona takim wybuchowym charakterem. Tak czy inaczej, wszystko wskazywało na to, że w żadnym świecie nie znano odpowiedniego sposobu, by poradzić sobie z mazgajstwem.
 
- Braciszku, doprowadziłeś panienkę do płaczu...
 
- Chwila, to niby ja jestem teraz wszystkiemu winny?!
 
- Uuueeeee... Dureń... Głupek... Chciałabym, żebyś zdechł...
 
Publiczność, jeszcze przed chwilą podekscytowana zwycięstwem rodzeństwa, zerkała jedynie na ubliżającą Sorze, pochlipującą Chlammy.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Rozdział 4
 
GRANDMASTER
 
Chlammy szlochała, obrzucając Sorę stekiem wyzwisk: "Dureń!”. "Głupek". "Jeszcze o mnie usłyszysz!". "Twój przekręt nie ujdzie ci na sucho!". - Płakała tak przez dłuższy czas, po czym wybiegła z zamku.
 
- W mordę... żeby ludzie potrafili się pokazywać w tak złym świetle? Pokręcone... - Sora był wyraźnie zakłopotany. Słysząc jego słowa, widownia zaczęła wiwatować po raz kolejny.
 
Wygrana należała do rodzeństwa, nikt nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Trzeba przyznać, że zwyciężyli w iście królewskim stylu, oczarowując publiczność swoimi przywódczymi zdolnościami. Radosne wołania imanitów wstrząsały posadami zamku, gdy ubrany w ceremonialne szaty starzec skierował się w stronę chłopaka, niosąc w rękach koronę.
 
- Dobrze więc... Nazywasz się Sora, tak?
 
-Ehe.
 
- Władza nad Elkią spocznie w twoich rękach. Czy taka jest twoja wola?
 
- W żadnym wypadku - odrzekł stanowczo i, uśmiechając się szeroko, przytulił siostrę. - Jesteśmy jednością, jesteśmy "[ ]”. Będziemy rządzić we dwójkę.
 
Już w trakcie rozgrywki Sora podkreślał, że on i Shiro działają razem. Mieszczanie krzyczeli coraz głośniej, świętując narodziny nowego króla i młodej królowej.
 
Jednakże...
 
- Z przykrością muszę stwierdzić, że to niemożliwe - powiedział nestor.
 
- Hę? - W sali zapadła grobowa cisza. - Co? Dlaczego?
 
- Dziesięć Zasad mówi, że głową państwa może być tylko jedna osoba.
 
Rodzeństwo spojrzało po sobie, wśród zgromadzonych w hallu rozległy się szepty. Zakłopotany Sora zmarszczył brwi i zamyślił się.
 
- Hmm... Okej, w takim razie podzielimy się obowiązkami. Siadam na tronie, zgoda?
 
- Uch... - Shiro jęknęła cichutko. Sora postawił ją z powrotem na ziemi i ponownie zwrócił się w stronę jegomościa w podeszłym wieku.
 
- Dobrze zatem, zacznijmy jeszcze raz. Khem, khem. Szanowny Soro, koronuję cię na dwieście piątego władcę Elkii. Jeżeli ktokolwiek z zebranych tutaj nie zgadza się z tą decyzją, niechaj przemówi teraz albo zamilknie na wieki.
 
- Mmm. - Ktoś uniósł rękę i zabrał głos, zakłócając panującą w pomieszczeniu ciszę. Była to drobna osóbka o śnieżnobiałych włosach, spoglądająca spod grzywki rubinowymi oczami.
 
- Co? Shiro?
 
- Sprzeciw...
 
- Eee, co? Co to ma znaczyć, siostrzyczko?
 
- Jeśli zostaniesz królem, będziesz mógł otworzyć harem...
 
- Yyy... słucham? - Chłopak nie wierzył własnym uszom.
 
- Wtedy nie będziesz już... potrzebował swojej siostry... - Dziewczynka wyglądała, jakby lada chwila miała się rozpłakać.
 
- Zaraz! Zaraz, zaraz! Zaczekaj! Mylisz się! - zaoponował skonsternowany Sora, nie zwracając najmniejszej uwagi na zdumionych gapiów. - Gramy w jednej drużynie, wiesz o tym! To tylko formalność, nigdy nie powiedziałbym czegoś po...
 
- Ty będziesz rządził państwem, a ja? Opuścisz mnie... Nie mogę zostać sama... - Shiro wierzchem dłoni otarta jedną jedyną łzę, jaka spłynęła po jej policzku. - Ja zasiądę na tronie.
 
Dziewczynka popatrzyła na brata obojętnie. On wiedział jednak, że była w bojowym nastroju.
 
- Że jak? Hej, hej, my sister, nie za często zdarza ci się sypać dowcipami. Jak tam pogoda na księżycu? - Wyraz jego twarzy zmienił się nagle. Był radosny jak zwykle, lecz w jego głosie brzmiała groźba. - Zobacz, co się stanie, kiedy obejmiesz panowanie nad Elkią. Jesteś zbyt piękna i zbyt niewinna, jeszcze wykorzysta cię jakiś podejrzany typek. I co wtedy zrobisz? Nie, nie mogę się na to zgodzić - Sora wygadywał, co tylko mu ślina na język przyniosła, udając zatroskanego bezpieczeństwem siostry. Choć mówił słodko i czule, w jego oczach nie było ani odrobiny serdeczności.
 
- Nie, braciszku... Nie położysz rąk na koronie. Nie zgodzę się na to.
 
- Dobra, ale też nie zgadzam się, żebyś ty została królową.
 
Sora i Shiro patrzyli na siebie wyzywająco. Nie były to spojrzenia wchodzących w skład "[ ]” dwójki zżytych osób, które parę minut temu wspólnie stawiły czoła elfickim zaklęciom i zdobyty tytuł najpotężniejszych ludzi w całym Disboard. Sprawiali wrażenie, jak gdyby konkurowali ze sobą od wielu, wielu lat. Byli tak nabuzowani, że powietrze wokół nich zdawało się skwierczeć...
 
- Khem... Rozumiem zatem, że chcecie rozwiązać tę kwestię w ostatecznym pojedynku? - zagadnął nestor przepraszającym tonem. Odzywając się w takim momencie, wykazał się niemałą odwagą.
 
- Ach, jasna sprawa. Nie ma problemu... - Odpowiedzieli natychmiast Sora i Shiro, wciąż wpatrując się w siebie nawzajem.
 
- Nie popuszczę ci, siostro. Dzisiaj dostaniesz baty.
 
- Będziesz tego żałował, bracie... mówię serio.
 
♦ ♦ ♦
 
Trzy dni później...
 
Siedzieli na posadzce królewskiego hallu pośród nieprzebranego morza różnorodnych gier. Walczyli ze sobą bez snu, bez najmniejszej przerwy na odpoczynek.
 
- No, dalej... Przyznaj w końcu, że... nie dałaś mi rady.
 
- Nie... to ty się poddaj...
 
Warunkiem wygranej było pokonanie przeciwnika dwa razy z rzędu. Sora i Shiro rozegrali ogromną liczbę pojedynków; w sumie 500. Zwyciężyli 158 razy, ponieśli tyle samo porażek oraz zremisowali 184 razy.
 
Kiedy w swoim świecie osiągnęli status miejskiej legendy jako "[ ]”, nikt nie miał dostępu do ich prywatnych wyników. Wielka szkoda. Internauci widzieli jedynie publiczne statystyki podsumowujące ich starcia z innymi graczami. Sora i Shiro kochali komputerową rozrywkę - to oczywiste, że często grywali przeciwko sobie. W trakcie 3 526 744 bitew każde z nich uzbierało na swoim koncie 1 170 080 wygranych, 1 170 080 przegranych i 1 186 584 remisów. Szli łeb w łeb, od samego początku. Dziś nie było inaczej.
 
Żaden z czekających na ceremonię koronacji mieszczan nie miał jednak prawa znać prawdy. Znaczna większość z nich, zmęczona oczekiwaniem, dawno już rozeszła się do swoich domów. Wracali co jakiś czas, by zorientować się w sytuacji, lecz za każdym razem było ich coraz mniej. Wszyscy z zamkowej służby zasnęli na posterunku i choć pilnujący korony senior wraz ze Steph wciąż trzymali się na nogach, właśnie zaczynały nękać ich halucynacje. Staruszek co chwila szczerzył zęby w wyjątkowo przerażający sposób, by po kilku sekundach na powrót spoważnieć.
 
Rudowłosa, również z uśmiechem na twarzy, wyciągała do góry ręce i chwytała powietrze, mrucząc do siebie: "Och, motylek...”.
 
Dobra, w co by tu teraz zagrać? - zastanawiał się Sora. Nagle w jego zamglonym umyśle zrodziło się pytanie.
 
- Hej... dlaczego właściwie władców nie może być kilku?
 
-Coo?
 
Walcząca z przywidzeniami para raptem odzyskała świadomość. Chłopak miał przemożne wrażenie, że coś jest nie w porządku. Wyciągnął telefon i po raz kolejny przejrzał treść zapisanych wcześniej Dziesięciu Zasad.
 
- Siódma z Zasad mówi: "W grach zespołowych należy wyznaczyć przedstawicieli drużyn”...
 
Znaczyło to tyle, że grupy - w ich przypadku królestwa - zobowiązane są wyłonić swoich przedstawicieli. W takim razie... Sora po raz kolejny przetrawił w myślach znaczenie przeczytanej przed chwilą reguły. Chciał upewnić się, że jego wnioski nie są z nią sprzeczne.
 
- Nigdzie nie jest tam powiedziane, że musi to być tylko jedna osoba, racja?
 
I tak właśnie dobiegła końca mordercza walka, której legenda przetrwała po dziś dzień dzięki pieśni ułożonej przez pewnego barda. Tytuł tego utworu brzmiał: Trzy Koszmarne Dni. Jest on niesłychanie długi, dlatego zostawmy go sobie na inną okazję...
 
♦ ♦ ♦
 
- Sądzisz, że to słuszny wybór?
 
- Oczywiście. Od zamierzchłych czasów królowie narzucali na siebie piękne, wytworne szaty, by chować pod nimi swą nikczemność i arogancję lub podnieść poczucie własnej wartości; byli w nich pozornie więksi i potężniejsi. Władca powinien być jednak przykładem godnym naśladowania, czynami zdobywając szacunek oraz miłość swoich poddanych.
 
- Brzmi to co najmniej naciąganie...
 
- Dobra, powiem szczerze, w tych fatałaszkach czuję się najlepiej, co poradzę?
 
- Ach... rozumiem. No dobrze, ale zrób przynajmniej porządek z włosami.
 
Stolica Elkii, wielki dziedziniec królewskiego zamku. Spoglądając na niego z werandy, można było odnieść wrażenie, że był on wierną kopią weneckiego Placu św. Marka. Ludzie wypełniali go po same brzegi, tłocząc się jeden przy drugim. Przybyły dziesiątki, a nawet setki tysięcy ludzi. Wielu z nich ustawiło się w pobliskich alejkach, chcąc posłuchać nowego monarchy podczas jego pierwszego wystąpienia. Ujrzeli światełko w tunelu. Poprzedni władca, okrzyknięty głupcem, ogromnie ich rozczarował, doprowadzając królestwo na skraj zagłady. Pokładali nadzieję w rodzeństwie, które przeciwstawiło się magii elfickich szpiegów.
 
Oczy wszystkich mieszczan zwrócone były w stronę zamkowego tarasu, na którym właśnie pojawiły się dwie osoby - chłopak i dziewczynka. On miał podkrążone oczy, czarne włosy, dżinsy oraz koszulkę z napisem "I ♥ LUDZKOŚĆ", ona ubrana była w marynarski mundurek, miała czerwone źrenice przypominające kamienie szlachetne, śnieżnobiałe włosy i bardzo jasną karnację. Ich korony jednoznacznie świadczyły, że to właśnie oni zasiedli na tronie Elkii.
 
Niemniej jednak... swój atrybut władzy królewskiej chłopak nosił na ręce niczym opaskę - była to mocno powyginana tiara. Jego siostra użyta męskiej korony jak opaski do włosów, przytrzymując nią grzywkę. Nietrudno zatem wyobrazić sobie, dlaczego Steph wpadła w szał, kiedy się przebierali.
 
Gapie oniemieli, widząc ich codzienne, luźne ubrania.
 
- Yyy... mmm, no - Sora, przemówił. - Eee, siemanko.
 
- Spinasz się, braciszku? To do ciebie niepodobne.
 
- Cicho bądź. Sama dobrze wiesz, co to znaczy bać się tłumów. Z reguły udaje mi się przezwyciężyć ten lęk.
 
Shiro delikatnie chwyciła brata za rękę, starając się, by nie zauważyła tego żadna osoba z tłumu. Choć nie odezwała się ani słowem, wyglądała, jakby chciała przekazać mu: "No, dalej, do tej pory doskonale sobie radziłeś. Pokonasz swój strach teraz i za każdym innym razem. Uda ci się".
 
- Moi drodzy poddani! Nie, moi bracia imanici! - zawołał chłopak. Używał zamontowanego na balustradzie megafonu, choć jego głos był tak donośny, że z pewnością obszedłby się bez niego. Musiał trafnie odczytać to, co siostra starała się mu przekazać, gdyż nie był już tak zestresowany, jak parę sekund temu. - My, ludzie... ograniczeni przez Dziesięć Zasad, ponosiliśmy porażkę za porażką, dopóki to miasto nie stało się naszym ostatnim schronieniem. Dlaczego do tego doszło?!
 
Lud Elkii osłupiał, słysząc nagłe pytanie.
 
- To przez poprzedniego króla!
 
- Nie znamy się na czarach!
 
Sora poczekał, aż tłum ucichnie.
 
- Czy to wina ostatniego władcy? Może braku magicznych zdolności? A może chodzi o najniższe miejsce w rankingu? Jesteśmy najmniej zdolną ze wszystkich ras? A może naszym przeznaczeniem jest zagłada?! Nic z tych rzeczy! - zaprzeczył stanowczo nowy król. Wrzeszczał tak głośno, że powietrze wokół wibrowało, a zgromadzeni na placu mieszczanie drżeli. Zacisnął pięść i krzyknął po raz kolejny. - Wieki temu braliśmy udział w niekończącym się boju, w którym starli się ze sobą bogowie i demony, elfy i bestie oraz wiele innych ras. Wojowaliśmy dzielnie i udało nam się przetrwać! Powiem więcej, swego czasu cały ten kontynent był jednym wielkim królestwem imanitów! W jaki sposób zaszliśmy tak daleko?!
 
- zagadnął po raz kolejny Sora, który kilka dni temu dokładnie zapoznał się ze zbiorami książek historycznych Steph. Mieszczanie wymienili zdumione spojrzenia. - Dlatego, że jesteśmy agresywni i lubimy przemoc?! A może konflikty zbrojne są naszą specjalnością?! Różnorodne zaklęcia dostępne elfom są nam całkowicie obce, nie jesteśmy tak sprawni jak bestie, nie żyjemy tak długo, jak przedstawiciele rasy flügel. Twierdzicie, że rządziliśmy tą częścią świata, bo jesteśmy najwspanialszymi wojownikami w Disboard?! W żadnym wypadku!!
 
Tak, chłopak miał całkowitą słuszność. Wszyscy o tym wiedzieli. Jak zatem imanici zdołali niegdyś osiągnąć tak wiele?
 
- Stawiliśmy czoła naszym wrogom i przeżyliśmy, ponieważ byliśmy bezsilni! Zawsze i wszędzie mocarni doskonalili swoje umiejętności władania mieczem, zaś słabsi od nich rozwijali swój umysł. Dlaczego zapędzono nas w kozi róg? Ponieważ Dziesięć Zasad odebrało silniejszym od nas prawo do używania oręża i zmusiło ich do używania głowy! Wydawało nam się, że jesteśmy najsprytniejsi, że jesteśmy dobrymi przywódcami i taktykami, że będziemy mieli dość siły, by trwać tak przez wieki! Choć byliśmy przekonani, że mamy na to wszystko monopol, nasi przeciwnicy również musieli zająć się gromadzeniem wiedzy, stawali się coraz bardziej przebiegli. Walczyliśmy więc, używając tej samej broni, co oni! To nas zgubiło!
 
Zebrani na dziedzińcu poddani zamilkli, słysząc tę okrutną prawdę. Byli zdesperowani, zniechęceni i pełni obaw. Patrząc na ich smutne miny, Sora odezwał się po raz kolejny.
 
- Powiedzcie, czemu zwieszacie głowy? - Nie wymachiwał już pięścią i mówił bardzo spokojnie. - Powtórzę. My, imanici, zawsze byliśmy miernotami. Wciąż jesteśmy i zawsze będziemy.
 
Ktoś w tłumie głośno wciągnął powietrze w płuca, jak gdyby doznał nagłego oświecenia. Chłopak poczekał, aż jego słowa dotrą do większej liczby osób, i ponownie podniósł głos.
 
- Tak... Nasza sytuacja w ogóle się nie zmieniła! Nasi rywale mogą myśleć, że są wystarczająco zdolni, by nas pokonać, lecz nigdy nie będą w stanie nam dorównać! Dlaczego? Naszą prawdziwą bronią okazało się skrajne tchórzostwo zrodzone z naszej kruchości i niemocy!
 
- Dostrzegając niezrozumienie na twarzach mieszczan, Sora pospieszy! z odpowiedzią. - Nieustający niepokój był dla nas motorem napędowym, dzięki któremu rozwinęliśmy nasz intelekt, a także zmysły słuchu i wzroku. My, ludzie, "nauczyliśmy się", jak wyjść cało z każdych tarapatów.
 
Desperacja gapiów powoli zaczynała zmieniać się w nadzieję.
 
- Czary są nam zupełnie obce. Ba, jesteśmy kompletnie nieczuli na magię. Potrafimy jednak domyślić się, kto z niej korzysta, wiemy, w jaki sposób przed nią uciec! Nie posiadamy nienaturalnie wyostrzonych zmysłów, ale mądrość i doświadczenie pozwalają nam, do pewnego stopnia, oszacować to, co może wydarzyć się w niedalekiej przyszłości! A wszystko to przez nasze tchórzostwo!
 
Tych, którzy ciągle pozytywnie patrzą na świat, nazywamy optymistami. Tych zaś, którzy są bez przerwy negatywnie nastawieni, zwiemy się pesymistami.
 
- Podkreślę to po raz trzeci! Mimo że byliśmy słabsi, niejednokrotnie rzucaliśmy się do gardeł wrogów znacznie potężniejszych od siebie! Atakowaliśmy tych, którzy spoczęli na laurach, przekonani, że nikt nie jest w stanie im zagrozić! Zasługujemy na najwyższy szacunek!
 
Im większa ciemność spowijała serca poddanych, im bardziej byli zrozpaczeni...
 
- Ogłaszam zatem wszem i wobec, że wspólnie z moją siostrą zasiedliśmy na tronie Elkii. Jest to dwieście piąta koronacja w dziejach naszego królestwa.
 
...tym lepiej rozumieli, jak bardzo potrzebują przywódcy, który podtrzyma ich na duchu...
 
- Przysięgam, że ja i moja siostra będziemy żyć jak słabeusze oraz walczyć i mordować jak słabeusze! Tak było i będzie!
 
Rodzeństwo mogło stać się dla nich wzorem do naśladowania...
 
- Pogódźmy się z tym! Jesteśmy najgorszą ze wszystkich ras! Pożeramy spasionych, zasiedziałych wrogów na śniadanie! Historia nieraz już to udowodniła!
 
Dlatego...
 
- Bądźmy z siebie dumni! Jesteśmy biedną, godną pożałowania rasą. I choć każdy z nas rodzi się nikim, to właśnie dlatego może zostać tym, kim tylko zechce! Jesteśmy kowalami własnego losu, co sprawia, że jesteśmy najsilniejszymi ze wszystkich istot w całym Disboard!
 
I tak właśnie narodzili się nowi władcy.
 
Tłumy wiwatowały. Nie, wrzeszczały. Plac drżał w posadach, powietrze wibrowało. Zgromadzeni mogli wyć z zachwytu lub złości, nie wiadomo. Może było to zawodzenie przemęczonych mieszczan, którzy niczym zapędzone w róg zwierzęta zaczęli obnażać kły i pazury? A może była to po prostu ich reakcja na widok, świeżo upieczonych władców?
 
Sora popatrzył na Shiro. Kiedy dziewczynka delikatnie kiwnęła głową, przygotował się do zakończenia przemowy. Rozłożył szeroko ręce. Wyglądał niewinnie jak dziecko, lecz był zuchwały niczym doświadczony strateg lub wojownik. Na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech, świadczący o pewności siebie.
 
- Dalej! Niech rozpocznie się gra! - rzekł Sora, pan imanitów.
 
- Nacierpieliście się dostatecznie, upokorzono was wystarczająco wiele razy. Zbyt długo byliście nieszczęśliwi... Czyż nie mam racji? Jesteście wykończeni, mam rację? Ludzkości! Oto przybywamy!
 
Uniósł otwartą dłoń, jak gdyby chciał chwycić w nią cały wszechświat, i... zacisnął pięść.
 
- Teraz, w tym momencie! My, Elkia... wypowiadamy wojnę wszystkim królestwom tego świata! Gotujcie się do kontrataku! Odzyskamy utracone ziemie!
 
♦ ♦ ♦
 
Wchodzące do zamku rodzeństwo pożegnały gromkie brawa i radosne okrzyki.
 
- C-co, co, co ty wygadujesz?! Co to ma niby znaczyć?! - zagrzmiała Dola, wychodząc im na spotkanie.
 
- Hej, o co chodzi? Wyluzuj trochę.
 
- Steph, opanuj się...
 
Sora i Shiro w mig odskoczyli od rudowłosej, która zachowywała się, jakby najadła się szaleju. Nie zwróciła uwagi na ich zachowanie.
 
- Wydaje ci się, że możesz teraz spokojnie odetchnąć? Ledwo zostaliście koronowani! Sądzisz, że możesz tak po prostu ruszyć prosto na wroga? Że Elkia jest na to gotowa? Nawet nie wiesz, co dzieje się w kraju! Chcesz go doszczętnie zrujnować?!
 
Dziewczyna złapała się za głowę, przeklinając w myślach parę oszustów, którym niepotrzebnie zaufała. Miała jednak wrażenie, że powoli zaczyna przyzwyczajać się do tej sytuacji.
 
- Ech... Posłuchaj - odparł Sora, westchnąwszy. Poczuł, że jest w swoim żywiole. - Mówiłem ci przecież, żebyś nie wierzyła we wszystko, co gadają ludzie, nie?
 
- Hę? - Steph stanęła jak wryta i wbiła wzrok w chłopaka.
 
- Elfy... Elven Gard, tak? Chcąc przejąć kontrolę nad naszym państwem, posunęły się do tego, by użyć Chlammy jako swojej marionetki. Jak ci się Wydaje, uwierzyli w to, że zostali rozgromieni przez zwykłych ludzi, którzy nie potrafią używać magii?
 
- C-co Chcesz przez to powiedzieć?
 
- Zapomniałaś już? Są przekonani, że jestem wysłannikiem którejś z innych ras. A przynajmniej kumple Zell to właśnie przekażą swoim zwierzchnikom. Takie mam przynajmniej przeczucie. Dowiedzą się o tym również inne narody.
 
- Świat będzie pewien, że Elkią rządzą szpiedzy któregoś z królestw...
 
- dodała Shiro.
 
- Nie będą w stanie zgadnąć, dla kogo pracujemy ani skąd pochodzimy.
 
- Sora skinął siostrze głową i kontynuował. - Jeżeli wypowiemy wojnę całemu Disboard, nikt nie wpadnie na to, kto tak naprawdę za tym stoi. Pomyślą jedynie: "Ktoś posadził na tronie Elkii swoich pachołków, a teraz gotów jest rozpętać piekło", czyż nie?
 
- Och.
 
Kiedy w tej rzeczywistości dochodziło do pojedynku, wybór rodzaju gry należał do wyzwanej strony. Oznaczało to tyle, że atakowanie kogokolwiek było nad wyraz niekorzystne, nie wspominając już o wypowiedzeniu wojny wszystkim inteligentnym istotom. Biorąc pod uwagę, że udało im się wygrać z wspieraną przez elfy nastolatką...
 
- Gdy tylko dotrze do nich wieść o tym, że któreś królestwo, któraś rasa była w stanie pokonać Elven Gard, będą mieli się na baczności.
 
-I dlatego...
 
- Zapanuje powszechny chaos.
 
- Dlatego właśnie rzuciliśmy wyzwanie każdej z nacji.
 
-I nie zamierzamy zrobić w związku z tym absolutnie niczego.
 
- Tłumaczyło rodzeństwo, uśmiechając się szeroko, podczas gdy Steph patrzyła na nich z niedowierzaniem.
 
- Piąta Zasada głosi: "Strona wyzwana ma prawo do wyboru gry i wyznaczenia jej zasad”. Państwa, które przestraszy wizja ewentualnego konfliktu, bez wątpienia będą chciały dociec, kto obsadził na tronie Elkii swoich podwładnych. Gdy oni będą zajęci ustalaniem naszej tożsamości, wykorzystamy ten czas i przyjrzymy się naszym rywalom bardzo dokładnie, odkrywając ich słabe punkty i umacniając naszą fortecę
 
- wyjaśnił Sora, uśmiechając się z zadowoleniem, po czym przystanął i odwrócił się od niej.
 
- D-dobrze, ale... co z odzyskaniem naszych ziem? To kłamstwo?
 
- zapytała Dola zza jego pleców. Zdziwiła się, czując nagłe ukłucie żalu. Być może przemówienie Sory wywołało u niej taki nastrój; fakt, przez chwilę było dość agresywne.
 
- Hej, Steph, pogadałem z Shiro na temat tego, czy chcemy wrócić do naszej czasoprzestrzeni.
 
- Co?
 
- Nie musieliśmy zbyt długo się zastanawiać. Odpowiedź brzmi: Nie. Wasz świat jest klawym miejscem, nie ma powodu, dla którego ktokolwiek chciałby go opuszczać.
 
- A zwłaszcza my...
 
- Sprawa jest prosta. - Sora klasnął w dłonie. - Jesteśmy ludźmi. Elkia to jedyne miejsce, gdzie żyją imanici, i nie pozwolimy, by wpadła w niepowołane ręce. To nasz cel. Dlatego postanowiliśmy zasiąść na tronie. Niemniej...
 
Rodzeństwo popatrzyło sobie prosto w oczy, uśmiechając się radośnie.
 
- Siostrzyczko?
 
- Mmm...
 
- Nasi wrogowie mogą czarować, posiadają nadprzyrodzone umiejętności. My nie. Mają nad nami ogromną przewagę. Co więcej, nasze włości ograniczają się wyłącznie do tego miasta. Sprawa wygląda na przegraną. Z drugiej strony, musimy bronić dobrego imienia "[ ]”, nie możemy pozwolić sobie na przegraną, nie? Jak uważasz?
 
Choć Shiro zazwyczaj nie okazywała emocji, tym razem na jej twarzy pojawił się szeroki, dziecięcy uśmiech.
 
- Super... - odpowiedziała krótko.
 
- Prawda?!
 
Steph przyglądała się dyskutującej parze, jak gdyby właśnie ujrzała coś nie z tego świata. Zdawali sobie sprawę z tego, w jak beznadziejnej sytuacji się znajdowali, a mimo to byli podekscytowani? Nic z tego nie rozumiała.
 
- Wracając do twojego pytania. - Sora zwrócił się do niej.
 
- S-słucham? - pisnęła wyrwana z zamyślenia.
 
- O przywróceniu dawnych granic królestwa. Powiem szczerze, kłamałem.
 
-Yyy...
 
Chłopak wyciągnął smartfona, włączył menedżer zadań i odhaczył wpis: "Cel: zasiąść na tronie Elkii”. Po chwili dodał kolejny: "Cel ostateczny: zdobyć władzę nad światem”.
 
- Co?! - ryknęła Steph.
 
Zastanawiała się, ile razy do końca dnia zdążą ją jeszcze zaskoczyć. Chcieli odbić terytoria należące niegdyś do Elkii, co oznaczało podbój całego kontynentu, lecz to nie wszystko - rodzeństwo miało zamiar opanować cały Disboard.
 
Sora odwrócił się i ruszył przed siebie z siostrą u boku. Pozostawiona sama sobie, spanikowana rudowłosa pobiegła za nimi.
 
- Eee, ten, no, mówiliście poważnie?!
 
- Jako "[ ]” musimy zajmować pierwsze miejsce na podium. Czy to Gra o Władzę, czy jakakolwiek inna... to niczego nie zmienia. Takie mamy zasady. Musimy być najlepsi.
 
Shiro przytaknęła skinieniem głowy. Stephanie Dola po raz kolejny uświadomiła sobie, że nie doceniła rodzeństwa.
 
Kto wie?
 
Czyżby?
 
Naprawdę?
 
Może uda im się...
 
...uratować imanitów?
 
Steph z zapartym tchem wpatrywała się w oddalającego się chłopaka. Serce o mało nie wyskoczyło jej z piersi, lecz było to bardzo miłe uczucie. Nie chowała do niego urazy. Pomógł jej oczyścić dobre imię dziadka, przeciwstawił się elfickim zaklęciom, chciał pomóc jej ukochanemu państwu i odzyskać utracone przez ludzi ziemie. Wyglądało na to, że mógł i naprawdę miał zamiar to zrobić. Spoglądając na plecy kroczącego Sory, dziewczyna nie potrafiła znaleźć żadnego powodu, dla którego miałaby go nie lubić.
 
♦ ♦ ♦
 
Miasto Elkia, stolica królestwa noszącego tę samą nazwę. Centralna dzielnica, dom numer jeden... A mówiąc jeszcze dokładniej, sypialnia królewskiego zamku.
 
Nowo koronowany władca wylegiwał się właśnie na ogromnym łożu, zadając sobie pytanie, jak wiele osób mogłoby się na nim wyspać. Sora (lat osiemnaście, prawiczek) jeszcze kilka dni temu był NEET-em, chorobliwym, nienadającym się do niczego młodym mężczyzną.
 
- Uff, z ciasnego pokoju wypełnionego po brzegi grami do rozpadającej się gospody, później do rezydencji Steph, by ostatecznie skończyć w królewskiej sypialni... Nieźle. - Piął się na szczyt tak prędko, że nawet najlepsi alpiniści dostaliby zawrotów głowy.
 
Chłopak uśmiechnął się gorzko. Świece i księżyc delikatnie oświetlały trzymaną przez niego książkę. Jej tytuł brzmiał: Exceed: Rzecz o szesnastu rasach i ich środowiskach naturalnych. Zawiesił wzrok na pierwszej stronie i pogrążył się w zadumie.
 
- Flügel... tak? Mam wrażenie, że dobrze byłoby zawrzeć z nimi sojusz...
 
Lektura opisywała ich w następujący sposób:
 
"Flügel. Wojownicza rasa powstała w wyniku eksperymentalnych działań prowadzonych przez bogów w trakcie Wielkiej Wojny. Od czasu, gdy wprowadzono w życie Dziesięć Zasad, ich bojowe zapędy zostały ograniczone. Żyją niezwykle długo oraz wykazują niesamowite zdolności magiczne. Przy ich pomocy zbudowały swoje latające miasto, Avant Heim, na grzbiecie jednego z przeogromnych, dryfujących w przestworzach fantazmów. Nie zapuszczają się poza granice swojego królestwa, ani nie biorą udziału w Grze o Władzę. Odczuwają ogromny głód wiedzy, na co może wpływać ich długowieczność. Pojedynkują się wyłącznie w jednym celu - by zdobywać cenne informacje. Walczą wyłącznie o książki swoich przeciwników".
 
- Mogliby mnie wiele nauczyć o tym świecie. Może skusiliby się, gdybym w zamian opowiedziałbym im o swoim.
 
Sora był przekonany, że gdyby udało mu się nawiązać z tą nacją przyjazne stosunki, byłby w stanie znaleźć skuteczny sposób obrony przed zaklęciami.
 
*Puk!*Puk!*
 
Jego rozmyślania przerwało delikatne stukanie do drzwi. Miał déjà vu. Taka sytuacja miała przecież miejsce kilka dni temu.
 
- Tak, kto tam? - zapytał.
 
- Stephanie Dola... Czy mogę wejść?
 
- Hę? Oczywiście.
 
Rudowłosa otworzyła ciężkie drzwi sypialni i nieśmiało przestąpiła próg.
 
- Hej, co to za zachowanie? Nie musisz się tak do mnie zwracać, po prostu wchodź, kiedy ci się podoba.
 
- Eee, gdyby zastanowić się nad tym na spokojnie, Sora... mój panie, jesteś teraz królem. Wasza wysokość...
 
- Dość już! Przestań! - przerwał jej z krzykiem. - Czuję się niezręcznie! Zwracaj się do mnie normalnie, dobrze?
 
Elkia nie znała jeszcze elektryczności; jedynymi źródłami światła był zatem żyrandol pełen lekko tlących się świec oraz blask księżyca. W półmroku Sora nie był w stanie dostrzec wyrazu twarzy Steph stojącej na środku pokoju.
 
- W takim razie... Sora, tak?
 
-Ehe.
 
- Potrzebowałeś pomocy, więc rozkazałeś, żebym się w tobie zakochała.
 
-Co? Ach...
 
- Teraz, gdy już zostałeś królem, ja...
 
Księżyc na krótką chwilę wyszedł zza ciemnych chmur i chłopak mógł nareszcie przyjrzeć się jej twarzy. Steph była wyraźnie poddenerwowana.
 
- Eee... Rozumiem, że skoro już cię nie potrzebuję, Chcesz, żebym zdjął z ciebie ten urok, tak?
 
- N-nie, to nie tak! - Natychmiast zaprzeczyła zdenerwowana. Sora mógł być doskonałym graczem, wciąż był również jednak osiemnastoletnim prawiczkiem; w ogóle nie zrozumiał tego, co chciała mu przekazać.
 
- Wytłumacz mi jedną rzecz... Dlaczego nie zrobiłeś tak, jak doradziła ci siostra? Dlaczego nie uczyniłeś mnie swoją własnością, tylko poprosiłeś, żebym się w tobie zadurzyła?
 
- Uch...
 
Miał ku temu powody. Najprawdopodobniej były to jego zboczone fantazje. Popełnił gafę. Rozmyślał, czy powinien otwarcie się do tego przyznać. W międzyczasie Dola postanowiła zadać kolejne niezręczne pytanie.
 
- Zrobiłeś to ze względu na uczucie, którym mnie darzysz? yyy...
 
- Jeżeli tak, to nie pozostaje nam nic innego... - Zawstydzona rudowłosa zbliżyła się do łóżka. Jej twarz była czerwona jak burak. Podciągnęła spódniczkę i dokończyła błagalnym tonem. - Jak tylko to...
 
Zaraz, moment. Sora, osiemnastoletni prawiczku, nie tak prędko. Istniała jedna, bardzo ważna kwestia. Patrząc obiektywnie, była z niej całkiem niezła sztuka. To naturalne, że zdrowy facet chciałby, żeby taka laska na niego leciała. Chłopak nie był jednak pewien, czego właściwie oczekiwał, prosząc o jej miłość. Może było to tylko chwilowe zauroczenie? Nie miał pojęcia, co o tym wszystkim sądzić. Zastanowił się, czy tak naprawdę kocha Dolę. Zawahał się (Co? Jak to w ogóle jest kochać?). Chłopak nigdy nie miał specjalnego wzięcia u płci pięknej, więc był w tej materii całkiem zielony.
 
-To... ech, ten...
 
*Pstryk!*
 
Wraz z nagłym błyskiem flesza rozległ się dźwięk uwalnianej migawki aparatu. Zza łóżka wygramoliła się Shiro. W ręku trzymała telefon komórkowy.
 
- Aaach! - Widząc, że dziewczynka przez cały czas była w sypialni, Steph cofnęła się o kilka kroków i opuściła spódniczkę.
 
To przecież oczywiste, powinna się była tego spodziewać. Wspomniała sytuację, która miała miejsce w karczmie; Sora nie mógł przecież być tu w pojedynkę.
 
- Ja wszystko wyjaśnię... W imieniu brata, którego przytłacza fakt, że jest prawiczkiem...
 
- Droga Shiro... Przeżywam katusze, kiedy słyszę takie słowa z ust jedenastolatki.
 
Ignorując zupełnie jego wypowiedź, dziewczynka wyświetliła na ekranie telefonu zdjęcie, które właśnie zrobiła, i pokazała palcem na majtki rudowłosej.
 
-To.
 
-Co?
 
- To powód, dla którego potrzebował twojej miłości...
 
Zarówno Steph, jak i Sora spojrzeli na Shiro całkowicie zszokowani. Niczego nie pojmowali.
 
- Jest w naszej rzeczywistości jedna rzecz, za którą naprawdę tęskni...
 
Mówiąc do rzeczy...
 
- Nie macie tu... pornoli.
 
- Co? - zapytali jednocześnie Sora i Steph. Każde z nich miało jednak na myśli zupełnie coś innego. Chłopak był oburzony brakiem taktu siostry, Dola natomiast...
 
- Pornole? A cóż to takiego? - zapytała wprost.
 
- Rzeczy, które pomagają przy masturbacji... - odparła Shiro, grzebiąc na powrót w telefonie. - Na przykład zdjęcia czy filmy... Korzystasz z nich, kiedy robisz sobie dobrze. To właśnie pornole...
 
- Robisz sobie... dobrze? - Steph w dalszym ciągu rozumiała niewiele.
 
Dziewczynka z twarzą pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu wykonała znaczący gest.
 
- Co... - Dola poczerwieniała. Wyglądała, jakby lada chwila miała się zagotować.
 
Nie zwracając na to uwagi, Shiro odpaliła na komórce filmik i pokazała go skonsternowanej rudowłosej. Była to scena nakręcona w łaźni, w której Steph myła śnieżnobiałe włosy dziewczynki.
 
- To... będzie sens twojego życia.
 
Dola zwiesiła głowę i zbladła momentalnie. Sora potrzebował kogoś, kto zaspokoi jego erotyczne fantazje. Ale żeby filmik z własną siostrą...?!
 
- Ty... Ty bydlaku! - wrzasnęła i wybiegła z sypialni.
 
Zaskoczony Sora odprowadził ją wzrokiem, po czym zwrócił
 
się w kierunku siostry, która, wyraźnie nieporuszona całą sytuacją, oparła się o łóżko i wróciła do lektury.
 
- Ej, nie jestem aż takim zboczeńcem, wiesz?
 
- Mówiłam bardzo ogólnie...
 
- Źle to zrozumiałaś... Poza tym pokazałaś jej filmik, na którym się kąpiecie! Mówiłaś, że trzeba go wywalić, nawet ja nie mogłem go zobaczyć! Robisz to specjalnie? Chcesz, żeby mnie znienawidziła?
 
- Mam tylko jedenaście lat... Nie wiem, o czym mówisz.
 
- Wygodne. W takich momentach zawsze sobie przypominasz, że wciąż jesteś dzieckiem...
 
- Nie potrzebujesz tamtego nagrania?
 
- Ach, proszę o wybaczenie, pani reżyser. Chętnie rzucę okiem.
 
Zaraz, zaraz... Jak w rzeczywistości odróżnić miłość od popędu seksualnego? - Sora zadał sobie w myślach filozoficzne pytanie na poziomie osiemnastoletniego prawiczka.
 
- Jeszcze tylko siedem lat - szepnęła sama do siebie Shiro, która nie była jego biologiczną siostrą.
 
Dziewczyny na ogół dojrzewały prędzej niż chłopcy; przynajmniej w ich przypadku było to nad wyraz trafne stwierdzenie.
 
♦ ♦ ♦
 
- Ach! Jasna cholera!
 
W międzyczasie Steph krążyła po zamkowych korytarzach ze zwieszonymi ramionami, krzycząc ze złości. Nie dlatego, że została sprowadzona do rangi domowego zwierzątka, zwykłej zabawki. Nie, nie była zła na siebie. Było rozwścieczona faktem, że ubodły ją te słowa.
 
- Niech to szlag, wiedziałam! To uczucie to tylko iluzja, to tylko efekt wywołany przez tę jego prośbę! To klątwa! - Dola nie zwróciła jednak uwagi na pewien fakt... - Co za małpa! Pedofil! Nie zakochałam się w nim! To wszystko przez to jego życzenie!
 
Fakt, że Sora zasugerował zdjęcie rzuconego na nią uroku... co oznaczało, że mógłby zwyciężyć w kolejnej grze i rozkazać, by rudowłosa się odkochała. Całkowicie zapomniała o tej propozycji.
 
A to oznaczało, że...
 
 
EPILOG
 
Elkia, sala audiencyjna królewskiego zamku.
 
Na tronie siedziały dwie osoby, grając w coś na DSP. Młody mężczyzna o czarnych włosach, ubrany w koszulkę z japońskim napisem "I ♥ LUDZKOŚĆ”, z tiarą zawiniętą wokół ramienia, oraz dziewczynka o bladej cerze i długich włosach, czerwonych oczach, w marynarskim mundurku oraz koronie, za którą zatknęła grzywkę. Co tu kryć, byli to władcy tego królestwa, Sora i Shiro.
 
- Chcesz usiąść nago? Myślisz, że kogoś tym zdekoncentrujesz? To beznadziejny pomysł.
 
- Liczy się skuteczność...
 
- Jeżeli tak, to powiem ci, że latanie na waleta nie ma z nią żadnego związku! Bądźmy profesjonalistami, dobra?
 
-Co za nuda...
 
- Nic, tylko narzekasz... Może powinniśmy zmienić grę? Zgromadzili ich już nieskończone ilości, choć po tym, jak
 
opanowali je do perfekcji, znaczna większość tytułów zdążyła im się znudzić. Musieli przecież zrobić coś dla zabicia czasu. A oto dlaczego...
 
- Przebrałam się...
 
Słysząc dobiegający z oddali głos, rodzeństwo przełączyło swoje konsolki w stan uśpienia i wyciągnęło telefony. Po chwili stanęła przed nimi rudowłosa piękność. Nosiła strój pokojówki, który odsłaniał dostatecznie, acz nie przesadnie dużo ciała. Stephanie Dola... Wnuczka poprzedniego władcy, była członkini rodziny królewskiej. Teraz jednak...
 
- Hm? Jak myślisz, widać wystarczająco wiele? Onieśmiela? - zapytał Sora, przyglądając się poczerwieniałej Steph.
 
- Rozkazałam, żeby nie zakładała bielizny...
 
- Mogłabyś nie mówić o tym na głos?! - ryknęła Dola.
 
Tak, rodzeństwo zdecydowanie starało się sprawdzić, gdzie właściwie leży granica 18+. Shiro powiedziała wcześniej Steph, że ubrana w ten sposób sprawiłaby Sorze najwięcej przyjemności. Dziewczyna wyglądała teraz jak seksualna niewolnica... nie, raczej jak ich zabawka. Wpatrywała się w sufit, pełna obrzydzenia do samej siebie.
 
- Rozumiem, to taki chwyt z obrazów 2D, tak? Każdy chciałby popatrzeć sobie na majteczki, a tu proszę, nie ma ich...
 
- Mhm... To jednak nie wystarczy.
 
- Święte słowa, pani reżyser. Ech, w tych warunkach na pewno nie ogarniemy animacji poklatkowej, nie ma szans.
 
- Powinniśmy odsłonić trochę więcej?
 
- Mmm, Steph. Mogłabyś pokazać trochę ciała, ale w taki sposób, by nikt nie dostrzegł sutków ani innych takich?
 
- Hej! Wyrażaj się!
 
- A później przez przypadek zsunie jej się stanik...
 
- No. To bardzo nieodpowiednie, pani reżyser.
 
- Wyluzuj... Przewidziałam to i użyłam plastrów.
 
- Hmm... Uff, nie... a może? Nie, myślę, że to nie przejdzie.
 
- A skromny... strój kąpielowy? Też się nie nada?
 
- Wcale niegłupi pomysł. Chociaż jakby się zastanowić, to dałoby radę nawet nago, gdyby tylko zakleić wszystkie strategiczne miejsca.
 
- Nie... to nie materiał dla osób w każdym wieku.
 
- Właśnie o tym rozmyślałem - szepnął Sora, rozpierając się wygodnie na tronie. - Nic nie da nagrywanie scen, w których jest skąpo ubrana, to dla mnie za mało. Będę się tylko frustrował...
 
- Dla mnie nie ma problemu - odparła Shiro, która bez trudu zdołała usłyszeć jego cichutki głos.
 
- Ej, ej, nie jestem ekshibicjonistą!
 
- Nie martw się, nie będę patrzeć. W domu też nic nie widziałam.
 
- Co? Zaraz, zaraz, zawsze czekałem, aż zaśniesz!
 
- Byłeś za głośno. Budziłam się.
 
- Chcesz powiedzieć, że było tak za każdym razem?! - chłopak, cały czerwony, schował twarz w dłoniach. - Nie, nie! Zryłaś mi psychę!
 
- Spokojnie... Pomogę ci dźwigać to brzemię. - Dziewczynka pocieszała brata, klepiąc go po ramieniu.
 
- To niczego nie zmienia...
 
- Siedzisz załamany, a co ja mam począć?! Ubraliście mnie tak i każecie mi tu tak po prostu stać?! - wrzasnęła zdenerwowana Steph, cała trzęsąc się ze złości. Nie mogła znieść takiego traktowania ani chwili dłużej.
 
- Powiem więcej, zajęłam się waszą koronacją i wszystkimi procedurami związanymi ze spadkiem, nie spałam przez trzy dni pod rząd, a teraz wołacie mnie, żebym robiła z siebie idiotkę?! A to dobre!
 
- Jesteśmy władcami... to dlatego - odpowiedziała Shiro.
 
- My też nie spaliśmy przez trzy dni - dodał Sora. - Dalibyśmy radę jeszcze ze dwa.
 
- Grając, tak?!
 
- Nie inaczej. To właśnie robią królowie tego świata.
 
- Uch...
 
Tak, to prawda. Można powiedzieć, że był to dla rodzeństwa swoisty trening. W rzeczywistości, w której wszystko, ustalane jest za pomocą gier, bycie dobrym graczem stało się podstawowym warunkiem, jaki musiał spełniać monarcha.
 
- Tu jest jak w raju. Możemy grać przez cały czas, a oni nazywają to robotą - rzucił chłopak. Był szczęśliwy, jak gdyby właśnie odnalazł drogę do Shangri-La.
 
- Nie, nie możecie! Musicie zająć się sprawami królestwa!
 
- Mhm. Jak tam sprawa spadkowa? Załatwiona?
 
- Tak! Uporałam się z nią na chwilę przed tym, jak mnie zawołaliście!
 
- No, czekałem na ten moment. Jestem gościem, który nawet w Civ nie mógł doczekać się wmieszania w politykę wewnętrzną. - Sora ściągnął z siebie siostrę i wstał z tronu. -Mogłabyś wezwać ministrów?
 
♦ ♦ ♦
 
Rodzeństwo stanęło za mównicą wielkiej auli, w której zebrali się urzędnicy.
 
- Jest coś, co chciałbym wam zakomunikować - odezwał się Sora, to jest król imanitów, nie dopuszczając innych do głosu. Popatrzył po twarzach zgromadzonych. - Jak doskonale wiecie, znaleźliśmy się w dość kłopotliwym położeniu. Ponieważ zamierzamy zaatakować naszych wrogów, nie będziemy mieli czasu, kontrolować poczynań każdego z nas. By nie martwić się, że ktoś spróbuje wykorzystać tę sposobność dla własnych celów i działać na szkodę państwa, zagramy w papier, kamień, nożyce. - Chłopak uniósł otwartą dłoń, a gdy wszyscy na sali spojrzeli na niego, kontynuował - Stawką będzie przysięga, którą złożycie. Obiecacie, że nigdy już nie będziecie przedstawiać fałszywych sprawozdań, manipulować informacjami lub samowolnie wybierać, które z raportów zaprezentować, a które pominąć. By te zarządzenia mogły wejść w życie, specjalnie przegracie ten pojedynek, który rozegramy zgodnie z regułami zapisanymi w Dziesięciu Zasadach.
 
Chłopak chciał wykorzystać wiążącą moc panujących w tym świecie reguł w niecodzienny sposób. Wyglądał, jakby nie mógł uwierzyć, że nikt wcześniej nie wpadł na ten pomysł.
 
- Miejcie na uwadze, że los Elkii spoczywa na naszych barkach. Dam nożyce, a wy wszyscy pokażecie papier. Ponosząc porażkę, udowodnicie, że jesteście lojalni. Jeżeli jednak jest pośród was ktokolwiek, kto chciałby rzucić nam wyzwanie, lekceważąc nasze umiejętności, naszą pamięć i percepcję, lepiej niech od razu opuści tę salę. - Ostrzegłszy ministrów przed próbą zwrócenia się przeciwko niemu i jego siostrze, Sora zawołał: Aschente!
 
-Aschente! - zagrzmieli chórem zgromadzeni w auli urzędnicy, przysięgając na Dziesięć Zasad, i wszyscy rozegrali partię w papier, kamień, nożyce. Umowa została zawarta.
 
- Zacznijmy zatem od Ministra Rolnictwa. Proszę o sprawozdanie.
 
- Oczywiście. Sytuacja jest tragiczna, potrzebujemy więcej żywności.
 
Sora uważnie wysłuchał wyjaśnień dotyczących obecnego systemu podatkowego, rolniczego oraz sposobów zarządzania hodowlą.
 
- Zrozumiałem... Zalecę pewne poprawki.
 
- Tak, panie?
 
- Wprowadzicie płodozmian.
 
- Czy wasza wysokość raczy wyjaśnić?
 
-Chodzi o system rotacyjny. Na jednym polu siejcie najpierw rośliny ozime, może być pszenica, warzywa korzeniowe, takie jak buraki czy rzepę, później rośliny jare, żyto albo jęczmień, następnie rośliny motylkowe, takie jak np. koniczyna, które poprawiają jakość gleby. Prawda, zmniejszy to ilość uprawianego zboża, lecz zdecydowanie zwiększy zbiory warzyw korzeniowych i strączkowych. Rzepa, która może być używana jako pasza, pozwoli zwierzętom hodowlanym przetrwać zimę.
 
Kompost wraz z roślinami motylkowymi pozwoli zaś użyźnić i zregenerować glebę, co wyeliminuje konieczność jej ugorowania - mówił Sora, jak gdyby wszystko to było oczywiste.
 
Osłupiali urzędnicy ślepo wpatrywali się w młodego króla, który właśnie zaproponował nieznane im dotąd, rewolucyjne rozwiązanie. Co więcej...
 
- Niezmiernie ważna jest tu wspólna praca oraz ustanowienie okręgów rolniczych, na które składać się będą grunty leżące od siebie w niedalekim sąsiedztwie. Farmerzy pracujący w małych i średnich gospodarstwach prawdopodobnie zostaną bez pracy, jednak zapas żywności powinien wzrosnąć przynajmniej czterokrotnie. Niech to będzie nasz priorytet - wypunktował także potencjalne problemy.
 
- C-co z naszym budżetem?
 
- Znajdziemy środki, wyemitujemy obligacje skarbowe. Pozostawmy to jednak w rękach Ministra Finansów.
 
- J-jak sobie życzysz, panie.
 
- W dalszej kolejności będziemy musieli uporać się z bezrobociem, które może być przykrym skutkiem tego przedsięwzięcia. Poproszę o zabranie głosu Ministra Finansów oraz Ministra Przemysłu.
 
♦ ♦ ♦
 
Jakiś czas później...
 
Młody władca proponował jedną przełomową reformę za drugą, a wszystko to w bardzo krótkim czasie; spotkanie trwało zaledwie cztery godziny. Pośród urzędników dało się nawet słyszeć szepty wychwalające go jako najmądrzejszego króla w dziejach Elkii.
 
- Dobrze zrobiłem, zgrywając sobie całą masę książek, które miały mi się przydać do quizów - powiedział, bawiąc się tabletem.
 
Na urządzeniu znajdowało się ponad czterdzieści tysięcy naukowych publikacji. Matematyka, chemia, astronomia, fizyka, inżynieria i medycyna, historia i sztuka wojenna. Skopiował nawet wszystkie informacje dostępne na starej, dobrej Wiki. Posiadał tym samym lwią część wiedzy dostępną ludziom na początku dwudziestego pierwszego wieku.
 
- Jesteś przebiegły, braciszku... To szachrajstwo - powiedziała Shiro. Jak zwykle mówiła z przymkniętymi oczami.
 
- W tym świecie istnieje magia, a oszustwo nikogo tu nie dziwi. Sądzisz, że przedstawienie im kilku naszych technologii jest takim strasznym kombinatorstwem? Wiesz przecież, że polityka wewnętrzna była dość pilną sprawą.
 
Niemniej jednak użycie w Elkii zbyt wielu nowoczesnych rozwiązań naraz mogło być w konsekwencji bardzo zgubne. Sora chciał prędzej czy później zająć się inżynierią elektryczną, lecz...
 
- Gdybyśmy tylko mogli produkować mikrofony i kamery, zapewne przydałyby się nam w walce z czarami.
 
Teraz mieli przy sobie niemal bezużyteczne telefony; sytuacja daleka była od ideału. Może powinni zacząć myśleć, w jaki sposób skontaktować się z przedstawicielami rasy flügel?
 
Ku ich zaskoczeniu Steph, wciąż w stroju pokojówki, niezauważenie pojawiła się w auli. Tak, ciągle miała na sobie właśnie to skąpe odzienie, które kazała jej założyć Shiro.
 
- Sora... khem, wasza wysokość, ktoś przyszedł się z tobą zobaczyć.
 
- Podjęłaś go w ten sposób? Odważna jesteś.
 
- No nieźle, Steph, nieźle...
 
- Powinniście mi powiedzieć, że w końcu mogę się przebrać! Uuaaa!
 
- pochlipywała Dola.
 
- Ach, tak, tak, wybacz - odparł chłopak, wymachując jedną ręką, a drugą próbując zatkać sobie ucho. - Prędko, doprowadź się do porządku. Jasna cholera, ludzie będą gadać o tym, co tu się wyrabia.
 
- Chyba o tym, co się dzieje w twojej głowie!
 
- Cha, cha, cha! Widzę, że świetnie się tu bawicie! - rozbrzmiał głos.
 
*Tup, tup*. Usłyszeli dźwięk kroków. Nie czekając na Dolę, zapowiedziany przez nią gość sam wszedł do sali, w której zebrali się ministrowie, Steph, Sora oraz Shiro. Rodzeństwo pamiętało jego twarz. Nie mogliby jej zapomnieć. Należała do tego, który wyciągnął do nich ręce przez monitor komputera i przeniósł do tej rzeczywistości...
 
- Proszę, proszę, to chyba nasz samozwańczy bóg? Jak ci leci?
 
- Och, żarciki! Żaden ze mnie samozwaniec. Jestem najprawdziwszym bogiem. - Chłopak podrapał się po głowie. - Nie przypominam sobie, żebym się wam przedstawił. Nazywam się... Tet. Miło mi was poznać,
 
"[ ]”.
 
*Tadam!* Nastrój zebranych zmienił się w mgnieniu oka, gdy tylko Tet się przedstawił. Czyżby jego imię posiadało aż tak ogromną moc? Wszystkich, oprócz Sory i Shiro, w mig oblat zimny pot. Urzędnicy pobledli, Steph trzęsła się, jak gdyby lada moment miała zemdleć. Tet jednak zdawał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi.
 
- Jak tam? Co sądzicie o moim świecie? Podoba się wam?
 
- Tak, ciekawie, jak na nasz gust. Nasz bóg mógłby się od ciebie wiele nauczyć.
 
- Mhm, mhm...
 
Na widok droczącego się z niebianinem rodzeństwa zgromadzonym w sali zaparło dech w piersiach. Mieli przed oczami jedynego boga Disboard - Teta, który mógł zniszczyć cały świat i stworzyć go na nowo, gdyby tylko miał na to ochotę. Ten jednak uśmiechnął się tylko, nie zważając na prowokacyjne zachowanie dwojga przybyszów.
 
- Dziękuję bardzo. Widzę, że... udało wam się chwilowo zażegnać kryzys w Elkii.
 
- Tak, jak tego chciałeś.
 
Na twarzach ludzi zgromadzonych w sali zdawało się malować pytanie: "Co takiego?”.
 
- Tak się złożyło, że znaleźliśmy się w pobliżu tego miasta, należącego do ostatniego królestwa imanitów, akurat w trakcie trwania igrzysk, które miały wyłonić nowego monarchę. Nie Chcesz mi chyba powiedzieć, że to jeden wielki zbieg okoliczności? - mówił pewny siebie Sora.
 
- Cha, cha... nie zrozumcie mnie źle - odparł bóg, uśmiechając się szeroko. - Jestem tylko obserwatorem, nie ingeruję w działania żadnej z ras, nikogo nie faworyzuję. Muszę jednak przyznać, że w tym przypadku górę wzięły moje uczucia. - Tet posmutniał i, jak gdyby pełen znużenia, kopnął w posadzkę. - Pamiętacie, co mówiłem? Wszystko tu rozwiązywane jest za pomocą gier.
 
Sora przetrawił w myślach znaczenie tych słów. Pojął ich znaczenie.
 
- Czaję... - rzucił, nie czekając na dalsze wyjaśnienia. - Dzięki nim można nawet zdobyć tytuł Najwyższego Boga.
 
- Co? - Steph oraz ministrowie nie wierzyli własnym uszom, Shiro natomiast była pod niemałym wrażeniem.
 
- Nie inaczej! - Tet uśmiechnął się szeroko. - Dlatego istnieje szesnaście ras. To właśnie cel Exceed.
 
Sora doznał nagłego olśnienia. Połączył ze sobą wszystkie elementy układanki. Gigantyczna, widniejąca na horyzoncie plansza do szachów - tam podobno żył bóg. Na jednego gracza przypadało po szesnaście bierek. To znaczyło, że...
 
- Sprawujesz władzę nad każdą z nacji, stoisz nad nami jako zwycięzca. Istnieje zatem możliwość, żeby wyzwać cię na pojedynek, racja?
 
- Nieźle główkujesz. Szybko się zaaklimatyzowałeś, nikt nie zgadłby, że dopiero co przybyłeś z innej czasoprzestrzeni.
 
- A, dziękuję, dziękuję.
 
- Mówię poważnie. Byłem bardzo podekscytowany wizją walki o swój tytuł, bowiem siedzę tu znudzony już od kilku tysięcy lat. No i kiedy szwendałem się tak po innych światach, usłyszałem o was, moi drodzy
 
- opowiadał wesoło Tet, przyglądając się rodzeństwu z wielkim zainteresowaniem. Uśmiech nie znikał z jego twarzy. - Dowiedziałem się więc o graczu, który zajmował pierwsze miejsce w rankingach wielu przeróżnych gier. Ba, stał się nawet miejską legendą.
 
- Hej, czemu stale jesteś taki wesoły?
 
- Hm?
 
- Wiedziałeś o nas sporo, kiedy nas tu ściągnąłeś. Zdawałeś sobie sprawę, że "[ ]" zawsze stoi na szczycie? Znałeś naszą politykę, prawda?
 
- Tak, oczywiście. - Bóg po raz kolejny zrobił radosną minę. - Dlatego was wybrałem. Jestem przekonany, że zdobędziecie prawo, by rzucić mi wyzwanie.
 
Zgromadzeni w auli imanici poczuli, jak przeszywa ich zimny dreszcz. Oznaczało to, że musieliby pokonać nie tylko zajmujące siódme miejsce elfy, ale także plasujące się znacznie wyżej fantazmy, a nawet samych Przedwiecznych Bogów. Musieliby wspiąć się na sam szczyt drabiny i zdobyć kontrolę nad wszystkimi rasami Exceed. Była to bardzo wysoka stawka...
 
- Tet, pozwól mi zapytać jeszcze raz. Jak możesz się tak po prostu uśmiechać przez cały czas?
 
- Zapomniałeś już, że raz z nami przegrałeś?
 
Nikt na sali nie mógł uwierzyć własnym uszom. Bóg przegrał? Z tymi tu, zwykłymi ludźmi?
 
- Che, che, zdążyliście już zauważyć. - Tet nie przestawał się szczerzyć.
 
- Gry w naszym świecie różnią się od waszych wersji online, czyż nie? To prawda, byliście lepsi w standardowej wersji szachów; dlatego was tu wezwałem. Następnym razem... nie poddam się tak łatwo.
 
Rodzeństwo wyglądało, jak gdyby nagle zrozumiało pewną istotną rzecz. Sora i Shiro spojrzeli po sobie. Na ich twarzach zagościły uśmiechy.
 
- Boże?
 
- Mówcie mi Tet - odparł przyjaźnie chłopiec. - Co się stało?
 
- Okej, Tet, nigdy wcześniej nie przegrałeś, prawda? - Proste pytanie. Bóstwu momentalnie zrzedła mina. - Jesteś bogiem gier i po raz pierwszy pokpiłeś sprawę. Byłeś tak zły, tak sfrustrowany, że postanowiłeś sprowadzić nas do swojego świata. "Następnym razem zagramy na moich zasadach!” Ściągnąłeś nas tu po to, żeby się zrewanżować. Mylę się?
 
- Ciekawa teoria... Dlaczego tak myślisz? - chciał wiedzieć Tet. Starał się trzymać fason, przywołując na twarz pogodną minę.
 
- To uczucie nie jest nam obce. Do tej pory nie natrafiliśmy na lepszego od nas, "[ ]”. Nie zmienia to faktu, że nieraz mierzyliśmy się ze sobą. Dobrze znamy gorycz porażki.
 
- Nie pozwalamy, by osoba, która zdobyła przewagę, wycofała się z gry... - wtrąciła Shiro
 
- Dzięki czemu moja genialna siostrzyczka do perfekcji opanowała wiele gier.
 
- Mój braciszek jest za to doskonałym... kanciarzem.
 
- Ej, nie mów tak, taktyka jest przecież nieodłącznym elementem gier.
 
- Oszukują tylko tchórze...
 
- Wszystko jest w porządku, dopóki nikt cię nie przyłapie! W tym świecie działa to w ten sam sposób, nie?!
 
Wszyscy w auli z przestrachem przyglądali się tej wymianie zdań, obawiając się boskiego gniewu.
 
- Cha, cha, cha! - Tet roześmiał się na całe gardło. - Tak, miałem rację, sprowadzając was tutaj. Nie pozwolę wam się wycofać, gdy zaczniecie wygrywać. Następnym razem to ja zwyciężę. Właśnie dlatego was tu wysłałem. Rozczarowani?
 
- Nie, niby czemu? Cieszę się, że nie zrobiłeś tego z jakiegoś szlachetniejszego powodu. Myślałem, że chciałeś uratować ludzkość albo coś w tym stylu. Raczyłeś zstąpić z niebios specjalnie, by nas o tym poinformować? Musisz mieć sporo wolnego czasu.
 
- Nie, przybyłem, żeby wam podziękować. Kiedy wy, imanici, rozprawiliście się, choć nie bezpośrednio, z Elven Gardem, w całym Disboard zapanował chaos. Tak jak zaplanowaliście. Unia Wschodnia podobno zainteresowała się waszą "komórką”, nie mogą spać, rozmyślając, któremu z królestw możecie służyć. Jakoś mnie to nie dziwi. Słyszałem, że Avant Heim także interesuje się technologią, dzięki której udało wam się utrzeć nosa elfom. Starają się teraz zidentyfikować szpiegów, którzy tak im napsuli krwi. Gdyby tylko wiedzieli, że nie zrobiliście ich w konia, że graliście fair, jestem pewien, że zrobiliby wam wiwisekcję!
 
- Nie mówiłeś przypadkiem, że nikomu nie pomagasz i nikogo nie faworyzujesz? - zapytał podejrzliwie Sora, gdy Tet skończył opowiadać o obecnej sytuacji w Disboard.
 
- Zgadza się. To tylko w ramach podziękowania. Ten świat zaczynał robić się nudny jak flaki z olejem. Dzięki wam nareszcie coś się tu dzieje, za co jestem niezmiernie wdzięczny. Dlatego podzieliłem się z wami tym, co wiem. Doceńcie mój gest, zrobiłem to pierwszy i ostatni raz.
 
- Uśmiechnięty Tet, nie odwracając się, powoli zaczął wycofywać się ku wyjściu. - Dobra, widzę, że jeśli stąd nie wyjdę, to zje was stres. Będę spadał, pa, pa.
 
- Hej, Tet? - zagadnęli go Sora i Shiro.
 
- Mhm?
 
- Dzięki, że pozwoliłeś nam narodzić się na nowo, jesteśmy ci naprawdę wdzięczni. Czujemy, że to nasze miejsce we wszechświecie.
 
- Dziękujemy ci, boże...
 
- Do zobaczenia wkrótce. Na szachownicy - powiedziała naraz cała trójka.
 
I wtedy Tet zniknął, rozpływając się w powietrzu. Ludzie na sali odsapnęli, jak gdyby na powrót pozwolono im swobodnie oddychać.
 
Czy ta opowieść nie brzmi znajomo?
 
- Uch... intrygująca osobowość.
 
- Chcę zagrać z nim jeszcze raz...
 
Gracz, który w niezliczonej liczbie rankingów najprzeróżniejszych gier ustanowił rekordy nie do pobicia, zniknął. Pewnego dnia wszelki ślad po nim zaginął. Ostatecznie popularna legenda miejska stała się mitem.
 
- T-ta, ta osoba to Najwyższy Bóg?!
 
- W-wasza wysokość! Czy to prawda, że udało się wam go pokonać?!
 
- Dość już o tym, powinniśmy zająć się kwestią Unii Wschodniej, to poruszenie mnie niepokoi...
 
- To raczej Elven Gard stanowi największe zagrożenie! Co, jeśli ich działania wymierzone będą wprost w naszego króla lub królową?
 
Historia o nim stała się legendą w jednym ze światów, zaś w innym, zwanym Disboard, toczy się dalej.
 
-Ach! Cisza, zamknijcie się! Ani słowa więcej!
 
- Braciszku...
 
-Ta, wiem...
 
Sora wszedł na mównicę, wychylił się i przemówił do wszystkich zebranych.
 
Zacznijmy ją zatem od następujących słów, od treści. Choć trzeba przyznać, że forma również uległa znacznej poprawie.
 
"Dawno, dawno temu...”
 
- Dalej, niech rozpocznie się gra! Nasz cel: obalić boga.
 
Pozwól teraz, że opowiem ci najnowszą z legend...
 
POSŁOWIE
 
Och, tak! Jest! Nareszcie! Zawsze chciałem napisać jakieś posłowie!
 
Miło mi Was poznać. Do tej pory zajmowałem się wyłącznie grafikami, lecz od dłuższego czasu chciałem spróbować swoich sił jako autor książek i naskrobać właśnie takie posłowie. Dziś moje marzenie się spełniło - jestem zarówno pisarzem, jak i ilustratorem. Nazywam się Yuu Kamiya.
 
Khem, khem... Na co dzień tworzę mangi, choć ostatnio moje dzieła nie ukazywały się w druku zbyt, eee, często...
 
Przez pewien czas walczyłem z bardzo poważną chorobą, co spowodowało, że musiałem odpocząć od rysowania, które wymaga bardzo wiele czasu i niemałych pokładów energii. Bardziej niż mangakę, niektórzy mogą kojarzyć mnie jako ilustratora. To wszystko dzięki serii "Itsuka Tenma-no Kuro Usagi”, przy której pracowałem. Teraz, gdy zabrałem się za powieści, nie do końca potrafię stwierdzić, czym się głównie zajmuję... No, tak czy inaczej, komiksy też nie są mi obce!
 
"No Game No Life" jest moim pisarskim debiutem. Na początku był to jedynie scenariusz przygotowany z myślą o mandze. Planowano powierzyć mi tylko napisanie historii; ktoś inny miał zająć się rysunkami. Ta osoba powiedziała mi wtedy:
 
- Uwielbiam fantasy, ale nienawidzę bitew!
 
Zdając sobie sprawę, jak trudne jest ilustrowanie bitew, postanowiłem pójść mu na rękę.
 
- Co w takim razie powiesz na świat, w którym walka jest surowo wzbroniona?
 
Pomyślałem, że połączę ten pomysł z pasją, której oddawałem się, kiedy tylko nie spałem i nie pracowałem - z grami.
 
- Zamierzam stworzyć rzeczywistość, w której wszystko będzie zależeć od wyników uzyskanych podczas pojedynku w grze, nawet granice państw będą ustalane w ten sposób! To będzie prawdziwa. .. Gra o Władzę!
 
Pełen zapału zabrałem się do wprowadzania w życie tego pokręconego projektu. Niestety nic z niego nie wyszło. I choć marzyłem, by kiedyś do niego wrócić, jedyne, co mi wtedy po nim pozostało, to zarys głównej linii fabularnej i sporządzone przeze mnie notatki. Ciężka choroba zmusiła mnie do zaprzestania pracy. W szpitalu nudziłem się przepotwornie, miałem mnóstwo wolnego czasu, a oni nie pozwolili mi nawet przynieść ze sobą moich ulubionych gier...
 
Jeszcze nie pora, by kończyć z karierą literacką!
 
Nie pora umierać!
 
Nie poddawaj się, jeszcze pożyjesz!
 
Właśnie tak, przykuty do łóżka, zacząłem nanosić niezbędne poprawki, zmieniłem historię tak, by bez problemu można było podać ją w formie powieści. Ach, przypomniałem sobie właśnie słowa mojego redaktora:
 
- Słuchaj, są ludzie, którzy decydują się na kupno książki, gdy spodoba im się posłowie. Musisz się dobrze sprzedać.
 
Co powiesz na to?
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Tak właśnie w skrócie prezentuje się ta książka (tak, mówię szczerze). A może jednak ta zapowiedź jest fałszywa, jak zwiastuny hollywoodzkich produkcji filmowych? Jeżeli posłowie przykuło twoją uwagę w pierwszej kolejności, musisz przebrnąć przez calutką powieść, by się o tym przekonać. Jeśli zaś jesteś już po lekturze... no cóż. Gdyby okazało się, że zdobędzie wystarczającą popularność, by przenieść ją na karty komiksu, wybaczcie, ale będę przeszczęśliwy i zajmę się tym osobiście.
 
- Panie Kamiya, panie Kamiya...
 
Hę? Tak? O co chodzi, redaktorze S?
 
- Powinniśmy chyba zacząć rozglądać się za kimś, kto zilustruje mangę. Pan również ma w tej materii niemałe doświadczenie. ..
 
Cha, cha, przepraszam, ale nie dosłyszałem?
 
- Najpierw mówił pan, że chce odpocząć i zająć się pisaniem, które nie jest aż tak męczące, jak komiksy. Teraz chce pan do nich wrócić. Niechże się pan zdecyduje.
 
To przecież ty powiedziałeś mi, że mam ją narysować!
 
- Eee, jesteś zarówno mangaką, jak i pisarzem, to nie zdarza się zbyt często. Poprosiłem tylko, żebyś wykorzystał ten fakt i zrobił sobie dobrą reklamę.
 
Mam rozumieć, że nie chciałeś mi w ten sposób powiedzieć, żebym narysował komiks?
 
- Nie przedstawiłem tego wprost.
 
Mhm. Przez chwilę miałem wrażenie, że mój redaktor nie różni się zbytnio od bohaterów tej powieści. Może powinienem był ukazać Stephanie jako bardziej gniewną i nienawistną?
 
Właśnie. Książka wychodzi w tym samym miesiącu, co dziesiąty tom "Itsuka Tenma-no Kuro Usagi", którego podtytuł brzmi: "Koutei-de Warau Majo”. Jego autor to pan Takaya Kagami, ja zaś jestem odpowiedzialny za zamieszczone w nim ilustracje. Naprawdę się starałem, więc kupcie go koniecznie! Koniecznie!
 
Okej, lećmy dalej. To jeszcze nie koniec. Przebywam teraz w... Brazylii. Jak już wcześniej wspomniałem, nie jestem w najlepszej kondycji. W związku z tym wróciłem na jakiś czas do rodzinnego kraju. Napisałem tu większość tej oto książki, zilustrowałem ją oraz wspomniany wyżej tom "Itsu-ten".
 
Wrzuciłem komputer wraz z tabletem do jednego z kartonowych pudel, które znalazły się na pace olbrzymiej ciężarówki.
 
- Wybiera się pan w podróż?
 
Jadę się leczyć.
 
-A te wszystkie rzeczy?
 
Do pracy.
 
Nietrudno sobie wyobrazić, przez jakie piekło przeszedłem podczas odprawy celnej.
 
Szaleństwo, prawda? Nic nie poradzę. Chorzy mają swoje prawa. To dość dziwna sytuacja. Nie dość, że pojechałem na terapię na drugi koniec świata, to jeszcze dwie firmy naraz poganiały mnie, żebym jak najprędzej dokończył swoje projekty.
 
- Przepraszam, panie Kamiya, mogę zająć minutkę?
 
Tak? Co się stało, redaktorze S jak sadysta?
 
- Nie, to raczej M jak masochista. Zna pan już harmonogram, który ustaliłem wraz z panem Fujimi, prawda?
 
Nie pamiętam, żebym zgadzał się według niego pracować!
 
- Uff, nie wiem, co odpowiedzieć...
 
Wiesz co, dzwonisz do mnie w dzień przed sylwestrowym Comiketem*, kiedy staram się ogarnąć wszystko w tym chaosie, który panuje pod koniec każdego roku, a ty spodziewasz się, że będę chciał rozmawiać o planie na najbliższe miesiące? Nie dziw się, że próbuję cię spławić!
 
- Och, szczerze, panie Kamiya? To wszystko pana...
 
Nie zwracajmy uwagi na sadystyczne zapędy redaktora S. Objął to stanowisko po Catherine, byłej menedżerce pana Kagami. .. Zaatakował mnie znienacka, choć wiedział, że jestem psychicznie wykończony...
 
W takim razie... czy to odpowiedni moment?
 
- O czym dokładnie pan mówi?
 
O przedłużeniu terminu.
 
- Eee, słabo tu słychać, może nie ma pan zasięgu?
 
Nie wspomnę, że ktoś kazał mi odchudzić książkę o osiem stron, żeby otrzymać ich pożądaną liczbę, a później, tego samego dnia, kiedy wylądowałem w Japonii, powiedział mi, że zapomniał doliczyć do tej sumy dziesięć czarno-białych ilustracji! Ciekawe, kto to był?
 
- Możemy udawać, że to się nigdy nie wydarzyło?
 
Jeżeli podczas redakcji usuniesz ten fragment, zacznę ćwierkać, Zdajesz sobie z tego sprawę?
 
-Jako redaktor, pragnę zatem przeprosić pana, szanowny panie Kamiya, za zmarnowanie cennego czasu. Wszystko to jest wynikiem mojego niedopatrzenia, mojego haniebnego błędu, którym musiał pan sobie zawracać głowę. Pokornie błagam o przebaczenie.
 
Tak, załatwiłem to jak dorosły facet! Tym pozytywnym akcentem żegnam się z Wami i mam nadzieję, że spotkamy się w następnej książce!
 
- A, właśnie, panie Kamiya, kiedy mogę spodziewać się manuskryptu drugiego tomu? Halo? Panie Kamiya? Słyszy mnie pan?
 

Aktualna wersja na dzień 17:44, 26 wrz 2018